Rozdział 29

117 6 1
                                    

Pov: Ricardo

Ulala. No nie powiem Blade się postarał. A jakby tak kupić też coś takiego Gabiemu... No oczywiście nie takie samo tylko co innego żeby nie było, że zgapiam czy coś. Garcia ma urodziny dopiero za dwa tygodnie... Dobra będzie jeszcze trochę czasu aby coś kupić.

-Siemano, wróciłem!-krzyczy jak się okazało Arion.

-Gdzie ty byłeś Sherwind?-pytam.

-Aitor powiedział mi, że na drugim końcu galerii rozdają darmowe piłki. Więc poszedłem sobie na spokojnie. Idę i idę, i nic. Miałem takie, że smerf mnie znowu oszukał. Zawracam i nagle widzę sklep z takimi sportowymi rzeczami. Był napis, że jak zrobię zakupy powyżej 1000 złotych to dostane piłkę do nogi za darmo

-Mam nadzieję, że nie zrobiłeś takiej głup...-zaczynam, ale nie dane mi było do kończyć.

-Dla mnie byłby to grzech przepuścić taką okazję-zaczyna-więc od razu napisałem do cioci, żeby mi przelała dwa tysiące, bo wszystkie pieniądze wydałem w biedronce. Była zszokowana więc obniżyłem do 1,5 tysiąca. Przelała mi i kupiłem dużo potrzebnych rzeczy. Na przykład narty, kask, deskorolkę i tak dalej... Ale jestem, coś się stało jak mnie nie było?

-VICTOR KUP...-zaczyna Cazador, ale Victor skutecznie przyciska dłonie do jego ust żeby się zamknął.

-Gnom chciał tylko powiedzieć, że kupiłem sushi, a on później nam wszystkim kupi tą wielką  pizze:)-uśmiecha się granatowo włosy.

No to nieźle go załatwił.

Niebiesko włosy posyła mordercze spojrzenie Blade'owi. Ma przerąbane delikatnie mówiąc.

-OMG SERIO AITOR?! KUPISZ NAM PIZZE? KOCHAM PIZZE! CIEBIE TEŻ BEDE KOCHAL JAK JĄ KUPISZ

Victorek pewnie jest zazdrosny...

-Ej... Bo my musimy już wracać...-mówi Kalina.

Patrzę na zegarek i oczom nie wierzę. Mamy 5 minut! Przecież my nie zdążymy. Szybko łapie Gabiego za rękę. Eee co? Kurde odruchowo. Od razu ją puszczam. Garcia patrzy na mnie z side eye, ale się uśmiecha. Reszta robi głośne UUUUUUUU. Co oni, krowy udają?

-MAMY PIĘĆ MINUT MÓZGI-drę się na nich bo oni po japońsku nie rozumieją-CZY JA PO POLSKU MÓWIE?!

Do nich chyba nie dociera. Nagle wpatruje się w siebie i chwytają wszystkie swoje torby i lecą w kierunku drzwi. Nie dosłownie.

-CZEKAJCIE NA MNIE!-krzyczy brunet-TA TORBA CHYBA 100 KILO WAŻY!

Aaaa... Bo on ma jeszcze tą swoją torbe z tak zwanymi "ważnymi rzeczami o wartości 1000 złoty".

Victor do niego zawraca chwyta torbe i teraz już wszyscy biegniemy w stronę miejsca zbiórki. Podczas tego biegu przypomniało mi się, że pani mówiła, że ten kto się spóźni idzie na piechotę do hostelu... Nie no błagam zdążmy.

Kiedy dobiegamy, akurat wchodzą do busa. Idealnie. Zwalniamy trochę i już mamy wejść jako ostatni do naszego transportu. Kiedy drzwi mi się przed nosem zamknęły. Busik odjechał a my mamy iść teraz na piechotę do hostelu. Nie wierzę.

Natomiast Kalina ma chill bombę, ponieważ u nich czekają kiedy wszyscy przyjdą. U nich w ogóle połowa wycieczki jeszcze nie przyszła... A my jeszcze mamy tą wielką torbe Sherwind'a.

Komedia kochani.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czy ja serio napisałam taki długi rozdział? Nie możliwe. Dziękuję bardzo za wszystkie miłe komentarze. Bayoo

500 słów



Have you ever love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz