Rozdział 68

105 5 1
                                    

Pov: Riccardo

Budzę się słysząc dźwięk budzika. Tylko, że to nie był jeden dźwięk. Było ich pięć. Serio, wszyscy musieli dać budzik na tą samą godzinę?

-AAAAA CO SIE DZIEJEEE-wydziera się Aitor.

-WYŁACZTA TE BUDZIKI KURNA-teraz natomiast drze się Sherwind.

-JA JUZ WYLACZYLEM TO WASZE DZWONIA!-krzyczę do nich.

-Aha

Chłopaki wyłączają denerwujące dźwięki. Powoli wstaje z łóżka i udaje się do łazienki. Szybko myje twarz rozczesuje mniej-więcej włosy i wychodzę. Wszyscy leżą oprócz Victora, który jest już ubrany i poprawia włosy. Czemu im nigdy się nie chce wstać? Idę im zabrać kołdrę. Zrzucam kołdrę z łóżek Gabriela, Ariona i Aitora.

-No co robiszzz...-zaczyna Garcia.

-ODDAWAJ TĄ KOLDRE-krzyczy niebiesko włosy i rzucą się na mnie.

On jest inny.

-CAZADOR ZŁAŹ ZE MNIE-drę się, a ten zaczyna mnie poduszką nawalać. Boję się go.

Spycham go z siebie i biegnę do łazienki. Przekręcam zamek. Jestem bezpieczny. Żyje. Nie udusił mnie poduszką. Dzięki Bogu.

Chwilę sobie siedzę i wychodze. Na szczęście Garcia zaczyna się ogarniać, Aitor też tylko Arion jeszcze leży. No ja Cię nie mogę.

-Arion wstawaj-mówi Blade.

-Nie

-Arion jakiś bad się zrobił

-Za dużo czasu z tobą spędza Victorze

-Nie zesrajcie się

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tyle. Bayoo<33

204 słowa

Have you ever love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz