Rozdział 89

91 4 5
                                    

Pov: Olivier

Budzę się. Nawet budzik nie zadzwonił. Otwieram oczy i widzę, że spałem na podłodze. Świetnie. Aitor mnie w nocy najprawdopodobniej ze swojego łóżka zepchnął. To dlatego mnie plecy teraz bolą. Wstaję z podłogi i kieruje się do kibla. Spoglądam w lusterko. Jezus Maria wyglądam jak szatan. Chwytam nie wiadomo kogo grzebień i układam mniej-więcej moje włosy.

Ideolo.

Wychodze z łazienki uczesany i ubrany w domowe ubrania. Rozglądam się po pokoju. Wszyscy jeszcze śpią. Zastanawiam się czy ich nie obudzić, ale zaraz przypominam sobie, że jest piąta rano. No i co ja mam teraz robić?

Sięgam po telefon i widzę, że ma 2%. No Jezu.

Podłączam go do ładowarki. Niech się złom ładuje.

Nagle wpadam na zaczepisty pomysł. No może nie taki zaczepisty, a jest nim po prostu spacerowanie po hostelu.

Wychodzę po cichutku z naszego pokoju. Zaczynam łazić po naszym piętrze. Kiedy sobie tak idę widzę, że drzwi od naszej wspólnej kuchni są lekko uchylone. Zaglądam tam z myślą, że jest tam ktoś z naszej wycieczki z kim mógłbym na spokojnie porozmawiać.

Nic bardziej mylnego.

Rozglądam się po kuchni, kiedy mój wzrok pada na mężczyznę przy drewnianym stole który je kanapkę z pasztetem i chyba pomidorem. Na chwilę mnie zamurowało, ale po chwili przypominam sobie, że to hostel i nie jesteśmy tu jedyni. Od razu się wycofuje.

Nagle słyszę, że za mną otwierają się jakieś drzwi. Odwracam się i zauważam jedną z nauczycielek. Wiem, że to ona, ponieważ Arion mi opowiadał na kogo mam uważać.

Rzucam się pędem w stronę wyjścia z budynku. Dobra jestem.

Na dworzu jasno świeci słońce. Nie ma wiatru i jest przyjemnie ciepło. Postanawiam się więc przespacerować. Taka ładna pogoda. Żal aż nie iść na spacer.

Skip time

Aktualnie wracam do mojego, tymczasowego hostelu. Spacer zajął mi około godziny. Nawet do żabki wlazłem i sobie moje ulubione białe oshee kupiłem. Jakie rymy XDD.

Wchodzę do budynku i kieruje się w stronę drzwi do pokoju moich przyjaciół.

-Jestem!

Otwieram drzwi. Oni dalej śpią. NO CO.

Aaa jest wpół do siódmej. Tak szybko zrobiłem ten spacer?

Sięgam po telefon. Widzę z dwadzieścia nieodebranych połączeń od mamy. Przydałoby się oddzwonić.

Dobra dzwonimy bo jeszcze policję wezwie.

-OLIVIER TO TY?! DZIECKO JA SIE TAK MARTWILAM! GDZIE TY JESTEŚ?!-tak krzyczy, że muszę aż telefon od ucha oddalić.

-Tak mamo, to ja. Jestem... Nie powiem Ci gdzie bo po mnie przyjedziesz

-Gadaj

-Nie

-Na początku nie odbierasz, a teraz mi nie chcesz powiedzieć gdzie jesteś? Ja się tu martwię, a ty...

-Przecież napisałem Ci kartkę

-Co z tego? To nie znaczy, że możesz sobie uciekać z domu. Wracaj, ale to już

-Nie ma takiej opcji. Ja nie chce tam żyć. Nie lubię ludzi którzy mieszkają w naszym bloku, którzy chodzą do mnie do szkoły i w ogóle! Tu jest mi lepiej...

-Ah tak? To kogo ty takiego tam poznałeś?

-Przyjaciół

-Ta na pewno. Ciekawe kto by chciał się z tobą w ogóle przyjaźnić

Zamurowało mnie. Czy to na pewno moja kochana mama? Czy ja dobrze usłyszałem?

-C-co powiedziałaś..?

-Co... Nie, chwila nie chciałam tego powiedzieć... Przepraszam  kochanie! To pod wpływem emocji... Nie chciałam... Przepraszam...-słyszę jak jej się głos zaczyna trząść-Halo..? Oli?

-Pa mamo, muszę kończyć-naciskam czerwoną słuchawkę.

Ciekawe kto by chciał się z tobą w ogóle przyjaźnić

Opieram się o drzwi i powoli się po nich zsuwam. Pierwsze łzy spływają po moich policzkach. Czemu ja musze być taki wrażliwy? Nienawidzę tego.

Słyszę, że chyba ktoś się obudził.

-Halo? Olivier jesteś tam? Bo potrzebuje skorzystać

No to będę się musiał tłumaczyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jakoś wena mnie złapała... Nie pytajcie. To tyle na dziś. Bayoo<33

600 słów

Have you ever love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz