Rozdział 44

101 6 1
                                    

Pov: Ricardo

Po dawce słodkości i obgadania naszych gołąbeczków kelner przyniósł pizze. Hmm oczywiście Garcia wziął największą. Ciekawe jak my to zjemy. Mamy później jeszcze maka.

Zaczęliśmy jeść. Jaka ta pizza jest... DOBRA! NIEBO W GĘBIE.

-Ej... Ricardo podoba Ci się ktoś?

Odwracam się w stronę Gabiego. Co?

-Co?

-To co usłyszałeś tak czy nie

Teraz natomiast odwracam wzrok. I co ja mam niby powiedzieć? Tak Gabi, kocham Cię i czy będziemy razem? No chyba raczej nie. On by mnie tu w tej pizzeri zostawił. Ja bym już za to z niej nigdy nie wyszedł. Pozdrawiam. Dobra mam pomysł.

-Tak-mówie.

Raz się żyje.

-A kto?

-Ty kociaku. (Co ja pisze help)

-Co?!

Ja to na głos powiedziałem..?To miało być w myśli... O KURNA JAK TO ODKRĘCIĆ?!

-Co co?-będe udawał debila to zawsze działa.

-Czy ty nazwałeś mnie kociakiem i powiedziałeś, że się tobie podobam?

-Nie, skąd taki pomysł w ogóle?!

-No bo powiedziałeś, że...

-To co powiedziałem nie ma znaczenia, liczy się tylko nasza pizza i ship Kyoten

-Wsumie rell

Dalej jedliśmy pizze jakby przed sekundą nic się nie wydarzyło.

-A tobie?

-Co mi?

-Tobie się ktoś podoba?-pytam.

-Tak-odpowiada po paru sekundach.

-Kto?

-Ty kociaku

-Co

-A nic to miało być w myśli hehehehehehe...-zaczyna się śmiać-ehehehehehehehe... EGHGEHEGEGJGEJE

Kurna mać Garcia się dusi. Podchodzę do niego i zaczynam go klepać po plecach. I po co udawał ten śmiech. Nagle coś popycha mnie, przez co wpadam na duszącego się Gabriela. Leżę sobie na różowo włosym. Ten się przestał krztusić i zrobił się cały czerwony. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie. Szybko odwracam się a tam nie kto inny jak Aitor Cazador. Zabije go. Szybko wstaje z różowo włosego i kieruje się w stronę smerfa.

Bój się Cazador.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Chyba mój ulubiony rozdział. Bayoo<33

300 słów





Have you ever love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz