Fiołkowy

33 2 0
                                    

Nadszedł czas pierwszego zlotowego apelu. Ustawiliśmy się w dwuszeregu, jak zdecydowana większość obecnych razem z nami drużyn. Było ich z piętnaście. Prześledziłam wzrokiem wszystkich harcerzy. Od razu poznałam stojących naprzeciwko nas Kubę i Leona, harcerzy "Świtu". Spotkałam się wzrokiem z tym pierwszym. Patrzył melancholijnym, smutnym wzrokiem.

Zdziwiłam się, ponieważ Kuba należy raczej do kategorii ludzi optymistycznych, czasem nawet niepoprawnie pozytywnie nastawionych. Musiało się coś stać... Jednak dłużej nie zaprzątałam sobie tym głowy, gdyż wybrzmiał gwizdek na rozpoczęcie apelu.

Jakie było zdziwienie naszych harcerzy, gdy okazało się, że oboźną hufcowego zlotu była, uwaga, nasza drużynowa! Przyznam szczerze, nikt (w tym ja) pewnie nawet się nie domyślał! Może to i dobrze, bo chyba calutki hufiec ma już dość dh. Wiktora Kapusia na tej funkcji.

Policzyłam, że ten oto harcerz, postrach wszystkich drużyn w hufcu (a może i w chorągwi) oboźnym był 7 razy z rzędu, co przy dwóch zlotach w roku daje jakieś 42 miesiące monopolu... Wiktoria-Zuzia na pewno jest dobrą, świeżą opcją, chociaż inni harcerze nie poznali się jeszcze na jej fiołkowym gwizdku...

Stałam na początku szeregu, powtarzając sobie, aby podczas meldowania broń Boże się nie roześmiać. Wiem, wiem, na wydarzeniach drużyny meldowałam chyba z kwadrylion razy, ale zlot to zlot... Nie jestem zbyt dobra w powstrzymywaniu śmiechu. Daleko mi do poważnej przybocznej. Nie uważam tego jednak za jakąś ujmę, w sumie wręcz przeciwnie.

Sprawdziłam stan liczebny naszego składu. Na szczęście wszystko się zgadzało, inaczej drużynowa z fiołkowym gwizdkiem pozbawiłaby mnie głowy, a w następnej kolejności krótszy o nią byłby Radek... Na korzyść dla mnie, harcerki i harcerze "Narnii" to dosyć ogarnięta ekipa, więc zagubionych, w niekończącej by się mogło wydawać przestrzeni mojej szkoły, było brak. Skarciwszy wzrokiem za gadanie kilku harcerek, wyszłam, aby naszą drużynę zameldować.

Stałam w szeregu razem z kilkunastoma innymi meldującymi. Spojrzałam w oczy oboźnej i dostrzegłam w nich coś niepokojącego... Postanowiłam jednak przyjąć wersję, że to ze stresu. Zmieniłam zdanie, gdy Wiktoria-Zuzia stanąwszy na przeciwko mnie, obaliła się na podłogę nieprzytomna. Fiołkowy gwizdek wypadł jej z rąk i roztrzaskał się na wiele małych, ostrych kawałeczków.

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz