Powolnym krokiem wszedłem do domu. Odmówiłem jedzenia, tłumacząc się potrzebą spakowania rzeczy na wyjazd na Olimpiadę Wiedzy o Czekoladzie. Na szczęście rodzice zrozumieli. Wyciągnąłem potrzebne rzeczy. Spakowałem się w niewielką walizkę. Po co brać więcej rzeczy na 2 dni? Ubrania, kosmetyki, buty, leki w razie czego. Inne artefakty są zbędne. Zresztą, Warszawa to nie bezkresna pustynia. Gdyby zaszła taka potrzeba, karta bankowa sobie poradzi.
W pokoju odwiedził mnie brat. Jak zwykle bez pukania.
- Gotowy? - zapytał.
- Tak - potwierdziłem. - A ty?
- Gdybym nie był, nie pytałbym się ciebie. Dogadany z Alicją?
- Niby tak... A ty z Kamilem?
- Powtarzam odpowiedź.
No tak, typowa rozmowa z Damianem. Nawet gdy dotyczy ważnych rzeczy, on zawsze to samo. Stoicki spokój. Czasami mu tego zazdroszczę. Ja często za bardzo przeżywam. Oczywiście w środku. Na zewnątrz staram się być jak głaz.Po spakowaniu, a przed kolacją zdążyłem rozwiązać jeszcze siedem krzyżówek. Jakieś łatwe były. Po, jak to popularni ludzie mówią, "wieczornej rutynie", położyłem się do łóżka. Ostatni raz z książką o czekoladzie. Mam nadzieję, że pojutrze dojdę do wniosku, że było warto. Za Alicję też trzymam kciuki. Nie jest moją rywalką, rzecz jasna. Ja zawsze jej kibicuję, choć nieczęsto niestety podoba mi się to, co robi. Tak wygląda przyjaźń, panie Janie. Tak właśnie wygląda.
Wstałem rano, wcale nie czując tego, że spałem. Ubrałem się w garnitur. Założyłem krawat. Zobaczyłem Damiana podśmiechującego się z mojego stroju. Sportowym czerwonym samochodem dotarłem do kościoła. Usiadłem na dziwnym krześle. Na środku kościoła. Obok mnie siedziała jakaś dziewczyna. Nie poznałem jej. Obejrzałem się dookoła na kościelną dekorację. Białe róże i jeszcze bielsze margaretki przystrajały ołtarz.
Do kościoła weszli ludzie. Dziewczyna w białej sukni do stóp i podejrzany typ w granatowej marynarce i spodniach o podobnym kolorze. Usiedli przede mną. Nie mogłem się skupić. Wstaliśmy. Dopiero zauważyłem ich twarz... Krzyknąłem, a potem zemdlałem.
- Janek! Dziecko, co się dzieje? - powiedział mój tata, włączając światło w moim pokoju.
- Ja... ja... nie pozwalam... - wyjęczałem żałośnie. Byłem bardzo bliski płaczu.
- Synu, spokojnie - podszedł do mnie. - To tylko sen.
Tak, to tylko sen. To tylko sen.Oby nie proroczy.
Tylko nie proroczy.Proszę.
CZYTASZ
Szary mundur, szare oczy
Teen FictionMożna mieszkać po sąsiedzku, ale się nie znać. Można chodzić razem do jednej klasy, ale ze sobą nie rozmawiać. Można należeć do rodzin, które się przyjaźnią, ale unikać się na każdym kroku. W drużynie harcerskiej nie jest to możliwe. Jak poradzą s...