Kota nie ma

27 4 0
                                    

Kamil zadzwonił na policję. W naszej wiosce nie ma posterunku. Czy to źle? Zazwyczaj NIE. W tej sytuacji - TAK.
- Dyspozytor mówił, że będą najszybciej za pół godziny - powiedział.
- W pół godziny ten szaleniec tu trafi - zwrócił się do mnie Janek. Zadbał o to, by Leon nie słyszał jego słów.
- Rodzice jadą! - zawołał Kamil, który monitorował sytuację na zewnątrz.
- No to mamy, delikatnie mówiąc, przewalone...
- Janek, zadzwoń do swoich - poprosiłam. - Błagam, niech tu przyjdą.
- Będzie ciężko, ale spróbuję - odparł.

- Dzieci, co tu się dzieje?! - krzyknęła moja mama, widząc owe zamieszanie.
- Kota nie ma, myszy harcują, tak? - zawtórował jej tata.
- Opowiem wam wszystko, naprawdę, tylko zamknijcie za sobą drzwi - powiedziałam.
- Udało mi się zmusić rodziców, żeby tu przyszli. Wpuszczę ich oknem, ok? - szepnął mi do ucha Janek. Przytaknęłam. Chwilę później zauważyłam nie tylko jego rodziców, ale też starszego brata.

Mamy przestraszyły się na widok Leona. Dopiero po wyjaśnieniu rodzicom całej sytuacji, nabrali trochę wiatru w żagle.
- Dzwonię na policję - odezwał się tata Janka.
- Nie trzeba, tato - uprzedził go syn. - Kamil już dzwonił.
- Dobrze sobie poradziliście, dzieciaki - tym razem pochwalił nas mój tata. - Zachować zimną krew w takiej sytuacji wcale nie jest łatwo.

Leon wcale się nie odzywał. Patrzył w jeden punkt na ścianę. Janek pomachał mu ręką przed oczami. Zero reakcji. Szok. Ale że dopiero teraz?
- Chyba trzeba zadzwonić też po karetkę - szepnęłam do rodziców. Szybko się ze mną zgodzili. Tata wyjął telefon. Na szczęście na linii siedziała jego dawna znajoma ze szkoły. Nie robiła zbytnio problemów i wysłała karetkę. Pozostało tylko czekać.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Chwila, nie. Nagle rozległo się WALENIE do drzwi. Bałam się, że za chwilę pękną. Spojrzałam na zegarek. 25 minut temu Kamil dzwonił na policję. Powinni tu być za moment. Ojciec Leona zaczął się strasznie awanturować. Wykrzykiwał takie słowa, które ja wstydziłabym się wyszeptać.
- Jest, policja przyjechała! - zawołali niemal jednocześnie Kamil i Damian. Widziałam przez okno, jak zakuwali agresywnego weterynarza w kajdanki.
- Ja bękarta nie będę dłużej wychowywał! - wrzasnął, gdy już go zabierali.

I nagle wszystko stało się jasne.

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz