- Widzieliście Józka? - zapytałam chłopców, którzy w kółku grali w UNO.
- Czyje te gacie? - zaśmiał się jeden z nich. W ręku trzymałam przecież spodenki Józka.
- Nie interesuj się - odparłam krótko. - Wiecie, gdzie jest Józek, czy nie?
- Dżozef siedzi z lornetką za namiotem - uzyskałam odpowiedź. Udałam się do "Dżozefa".
- Oddam za kupon na lody Ekipy - powiedziałam, odrywając go od obserwacji jakiegoś ptaka.
- Moje spodenki? - zdziwił się. - Przed chwilą oddał mi je Mikołaj.Odszukałam metkę i zobaczyłam staranny podpis "Józef Kamiński".
- Spójrz, przecież są twoje.
Józek spojrzał na swoje-nieswoje spodenki.
- Rzeczywiście - szepnął i wbiegł do namiotu. Po chwili wrócił z identycznym ubraniem.
- Te nie są podpisane - oświadczył. - Muszę iść do Mikołaja.
Powoli domyślałam się, o co może chodzić chłopcu. Uznałam, że najlepiej będzie, gdy pójdę za Józkiem.
- Miki! Miki! - darł się, zaglądając nawet do namiotów dziewczyn, które zdecydowanie nie były z tego powodu zadowolone.Ale któż by się spodziewał, że Mikołaj znajdował się w namiocie, w którym już od kilkunastu dni spał?
- O co chodzi? - zdziwił się.
- Oddawaj. Kupon. Na. Lody - wycedził przez zęby Józek. - Oszukałeś mnie!
Cudem powstrzymałam śmiech. Ta sytuacja wyglądała naprawdę kuriozalnie.
- Przecież oddałem ci twoje spodenki - tłumaczył się Mikołaj, kręcąc głową.
- Tak?! To Alicja znalazła moje prawdziwe gacie, głupku!
- Ej, spokój - powiedziałam stanowczo. - Macie się dogadać.
- Ale...
- Do-ga-dać. Nie interesuje mnie jak, nie interesują mnie też Lody Ekipy. Proszę załatwić to jak normalni ludzie.Dwie godziny później opuściliśmy nasze pole. Józek i Mikołaj doszli do porozumienia. Wojtek nie narozrabiał nic od trzech dni...
- Zapowiada się spokojnie - stwierdziła Zuzia.
- Żebyś nie wykrakała - odparłam. - To jest Narnia. Tu się co chwilę coś dzieje.
Dotarliśmy na upatrzone wcześniej miejsce. Las był mniej gęsty, a teren na podwyższeniu. Po przeliczeniu okazało się, że... niestety... nikt się nie zgubił. Mogliśmy zacząć zbierać materiały na szałasy. Odłożyłam plecak na karimatę. Przez delikatnie rozsunięty zamek wystawało coś świecącego.Trudno, później sprawdzę. Gałęzie na szałas same się nie pozbierają.
CZYTASZ
Szary mundur, szare oczy
Genç KurguMożna mieszkać po sąsiedzku, ale się nie znać. Można chodzić razem do jednej klasy, ale ze sobą nie rozmawiać. Można należeć do rodzin, które się przyjaźnią, ale unikać się na każdym kroku. W drużynie harcerskiej nie jest to możliwe. Jak poradzą s...