W ciemnym lesie

27 4 0
                                    

Po fizyce przyszła kolej na polski. Odkąd uczy nas pan Mickiewicz, nie dość, że nasze oceny są o niebo lepsze, to i wiedza stukrotnie większa. To tylko potwierdza fakt, że tak naprawdę 90% sukcesu edukacyjnego zależy od nauczyciela, a nie od systemu i podstawy programowej. Przynajmniej ta moja teoria raczej nie zawodzi.

- Napisaliście rymowanki? - zapytał bez ogródek nauczyciel. Nie było żadnej osoby, która nie wykonała zadania. Mickiewicz zrobił minę zadowolenia. Zebrał kartki i usiadł przy biurku. Zaczął czytać na głos. Na szczęście nie mówił, czyja praca jest czyja. Po niektórych i tak dało się poznać, rzecz jasna.

Moja brzmiała tak:
"W ciemnym lesie
strumyk niesie
tak radosną wieść:
niedźwiedziowi będzie cześć
za to, że nie wyjadł miodu,
choć umierał pewnie z głodu.
Daj pochwały też dla sarny,
niech jej aplauz bije gwarny.
Wczoraj bratki posadziła
niechaj długo będzie żyła!
W ciemnym lesie
strumyk niesie
tak radosną wieść:
niech zwierzętom będzie cześć.
Bo pilnują dobrze lasu,
dać im wody wnet zapasu.
Bo bez zwierząt moi mili
długo byśmy nie pożyli".

Mickiewicz szybko przeczesywał wzrokiem kartki i niechlujnie kreślił markerem oceny. Zauważyłam na swojej pracy duże "5+". Hosanna! Nagle nuczyciel przybrał wściekły wyraz twarzy.
- Filip! Wstań natychmiast! - zawołał. - Wiesz, co to jest plagiat?
- Wiem, proszę pana...
- To dlaczego mi tu podstawiłeś wiersz Konopnickiej?! - wrzasnął nauczyciel. - Pała! I uwaga za brak poszanowania takiej poetki!

Poczta Walentynkowa przyszła do nas na matematyce. Na szczęście nasz nauczyciel nie sępi każdej minuty najświętszej lekcji, więc gdy "listonosze" weszli do klasy, na pewno poczuli ulgę.
- Mamy dla waszej klasy tylko 2 walentynki - powiedziała przewodnicząca SU. - Alicja Lewandowska. To u was, nie?
Chłopacy potwierdzili głowami. Ja niechętnie wstałam. Wiedziałam, że potem nasłucham się na przerwach różnych komentarzy.
- Proszę, dwie dla ciebie - podała mi jakaś dziewczyna z trzeciej klasy, chyba z biol-chemu.

Delegacja zabrała się i poszła.
- To może byś się pochwaliła, od kogo te walentynki? - uśmiechnął się matematyk, chyba najbardziej wyluzowany nauczyciel ze wszystkich (z pominięciem Mickiewicza).
- A może nie? - jęknęłam.
- Dawaj, nikt się nie będzie śmiał.
- Jedna jest od mojej przyjaciółki - powiedziałam. - A druga...
Zawahałam się... Wtedy Kuba podszedł do mojej ławki i wyrwał mi kartkę z ręki.
- Uuu... Od Leona! - krzyknął.

Pięknie.

Nikt się nie będzie śmiał, jasne...
W krasnoludki też wierzę, oczywiście!

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz