Klucze

13 1 0
                                    

Obudziłam się rano. Tak właściwie obudził mnie telefon.
- Za pół godziny macie być gotowi - zakomunikował tata. - Przyjadę po was.
Wparowałam do pokoju brata z prędkością światła.
- A ty nie wiesz, że się puka? - zapytał nie tyle zirytowany, co zaspany.
- Bracie, mniejsza o to. Jedziemy do szpitala!
- CO? Już?
- Tak dokładnie to tata nic nie powiedział, ale kazał się nam zbierać. Więc chyba już...

Otworzyłam szafę. Wybrałam mój dzisiejszy strój. Oczywiście zadbałam, żeby mama z przerażenia nie straciła pokarmu. Myślę, że czarne spodenki i koszulka tego samego koloru do siebie pasują.
Usłyszałam dźwięki kosiarki. Wyjrzałam za okno. Janek o ósmej rano zabrał się za koszenie trawnika? Szczególnie, że wczoraj nie spał do czwartej? Coś mi tu nie gra.

Wyszliśmy już na taras. Choć, szczerze, wyszłam tylko ja. Kamil nerwowo szukał kluczy od domu. Czy ja w takiej sytuacji nie mogłam go poratować? Nie. Na czas obozu to on został ich właścicielem. Niech szuka.
- Mam! - ucieszył się. Chyba wyjął je z którejś swojej bluzy.
- A co wy tak rano robicie? - zapytał Janek, wyłączywszy kosiarkę. Oparł się o ogrodzenie.
- Moglibyśmy zadać to samo pytanie - odpowiedział mu Kamil.
- Byłem pierwszy.
- Jedziemy do szpitala - wytłumaczyłam pokrótce. 

Oczywiście Janek także zdziwił się, że już (chyba) po wszystkim. Kazał pozdrowić mamę i siostrę, po czym znów zabrał się do pracy. Szkoda, że nie zapytałam go, dlaczego teraz nie odsypia nocy spadających gwiazd. Nie miałam już na to czasu, ponieważ pod dom zajechał samochód taty. Szybko do niego wsiedliśmy i wyruszyliśmy w drogę do szpitala.

- To mama już urodziła? - zapytał się Kamil.
- No tak - odparł rozanielony tata. - Ale mamy dla was pewną niespodziankę...
Żadne z nas nie podjęło się próby odgadnięcia, czym jest ten sekret. Może po prostu dojrzeliśmy do tego, że niespodzianka ma zostać niespodzianką.

Po 20 minutach jazdy weszliśmy do szpitala. Tata zaprowadził nas do sali, w której przebywały mama i Lilka.
- Cześć, mamo - powiedziałam i przytuliłam się do niej. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Nie, żebym jej się dziwiła...
Obok w łóżeczku leżała nasza siostra. Ciężko mi opisać uczucie, jakie mi towarzyszyło, kiedy ją zobaczyłam. Chyba trzeba samemu to przeżyć, żeby wiedzieć, ile taka chwila znaczy.

Na rączce bobasa znajdowała się standardowa opaska szpitalna. Odczytałam napis:
"Lewandowski, syn Joanny".
- MAMO, TO NIE JEST LILKA?! - zapytałam oniemiała.

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz