Radość

28 3 1
                                    

- I widzisz, nie żartowałem! - obudził mnie głos Kamila. A raczej chlust wody.
- Aaa! Zostaw mnie! - w mgnieniu oka poderwałam się z mokrej pościeli.
- Jak szybko wstała... - w zasięgu mojego wzroku pojawił się też Damian. Chwilę później zobaczyłam też Janka. Wszyscy wstali, tylko nie ja. Interesujące.
- Loża szyderców się znalazła po prostu... Nie mogłam dziś spać - wytłumaczyłam się lakonicznie.
- Trzeba było nie siedzieć tyle w telefonie - rozłożył ręce mój brat.

Siedzieliśmy w jadalni przy śniadaniu. Nie czułam stresu związanego z czekającym mnie konkursem. Jednak i tak czułam dziwny niepokój. Jedzenie tych wszystkich pyszności przychodziło mi z trudem. Janek przyglądał się mi badawczo. Miałam nadzieję, że nie będzie pytał, o co chodzi. Sama przecież nie wiedziałam.
- Nauczeni? - przerwał ciszę Damian. Skinęłam głową. Nie po to tyle tygodni siedziałam w książkach o czekoladzie, żeby teraz się zbłaźnić. Nie po to wymyśliliśmy z Jankiem świetny plan, jak nie wpaść na problem tak zwanych "znajomości" Filipa.

- Myślicie, że tym razem się zgubimy? - ziewnęłam.
- Oby nie... - mruknął Janek.
- Dzieciątka, nie bójcie się. W centrum Warszawy zasięg jest - stwierdził Damian.
- A w metrze? - zapytał Kamil, machając nam biletami przed oczami.
- Uuu... Nie wiem, przyjacielu... Zobaczy się.
- Ups, mama dzwoni... - powiedział Janek, gdy spojrzał na swój dzwoniący telefon.
- Odbierz, co za problem? - westchnął jego brat.

Na szczęście była to tylko standardowa rozmowa "co tam słychać". Wyszliśmy z pensjonatu. Stacja metra była blisko. Nigdy nie jechałam metrem. Trochę mnie to ekscytowało. I tak, nic nie znaczy to, że mam 14 lat. Nawet prawie 15. Radość z życia można znaleźć w każdym wieku. Mogłabym o to zapytać naszego dziadka. Prawie 70 lat na karku, a jeździ rowerem wszędzie, gdzie się tylko da. Tylko czasem bulwersuje tym babcię.

- Ej... Patrzcie - Janek postanowił pokazać nam kogoś palcem. Kto to? Lewandowski? Lady Gaga? Królowa angielska?
- To ten menel z wczoraj... - szepnął Kamil.
- Teraz nie mówi się menel - poprawiłam go, na co tylko machnął ręką. - Teraz mówi się "osoba w kryzysie egzystencjalnym".
- Nie żartował - mówił Janek, licząc jego dzieci. - Pięcioro?

Na nasze szczęście lub nie, mężczyzna nas zauważył.
- Ooo, dzieci, patrzyjcie, to nasi wybawiciele! - zawołał. - Dzięki nim nie pomarliśmy z głodu! Ile radości z tego spotkania wyszło!
Mała dziewczynka pobiegła do Kamila. Spojrzała najpierw na niego, potem na nas wszystkich.
- Tatusiu, ale ty kłamałeś... Mówiłeś, że im Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi! A oni sami stali się dziećmi...

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz