Mięta

30 3 0
                                    

Z bólem serca pakowałam plecak do szkoły. Niestety, ferie dobiegły końca. Czas zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami, postawionymi głównie przez panią Buksińską. Cóż, nie mam szczęścia do polonistek...
- Ale jaja - napisał ktoś na grupie klasowej. Automatycznie otworzyłam aplikację dziennika elektronicznego. Kliknęłam na plan lekcji i... ogarnęło mnie dziwne uczucie... Jakby radość pomieszana z szokiem. Zmieniają nam nauczycielkę?

- To chyba najszczęśliwszy dzień w roku szkolnym - odczytałam kolejną wiadomość z Messengera. No tak, klasa złożona ze stuprocentowych mat-fizów (no, może oprócz Filipa, który się tu dostał "po znajomości") nie cierpi polskiego. A nauczyciela, który ścisłowcom zadaje zadania z rozszerzonego polskiego chyba jeszcze bardziej.
- Oby ten nowy nie był gorszy - napisał Kuba. Co? Facet? Wróciłam do planu lekcji. Rzeczywiście! Albert Mickiewicz? Szkoda, że nie Adam... Ale może nic straconego... Jak nie ma tak na drugie imię, to na pewno wziął takie do bierzmowania. Na bank.

Kolacja, szybki prysznic i lulu - tak chciałam spędzić ten ostatni feryjny wieczór. Byłam w trakcie realizacji tego pierwszego, gdy Kamil wrócił do domu... całkowicie pijany? Jejku, to nie w jego stylu. Coś się musiało wydarzyć. Szczęściem w nieszczęściu było natomiast to, że moi rodzice razem z sąsiadami (rodzicami Janka) wyjechali na weekend gdzieś tam daleko i mieli wrócić dopiero nad ranem.
- Człowieku, coś ty ze sobą zrobił? - zapytałam brata.
- Jaaa? Niiic przeeecież... - wyjąkał.
- Ile wypiłeś?
- Yyy... nieee wieeem... - powiedział i osunął się na kanapę.

- Natychmiast proszę do kąpieli! - powiedziałam wojskowym tonem nieznoszącym sprzeciwu. Kamil nie miał głowy się postawić. Wstawiłam wodę na gaz. Wystukałam w internecie, "które ziółka są najlepsze na kaca".
- Serio? Mięta? - mruknęłam do siebie. Widocznie to cudowny lek na wszelkie dolegliwości. Akurat w naszym domu to element obowiązkowy. Chyba nie chcę wiedzieć dlaczego...

- Kamil też wrócił do domu taki wstawiony? - napisał do mnie Janek.
- Jakby to powiedzieć, TAK - odpisałam.
- Czyli łączę się z tobą w bólu. Powodzenia.
- W sumie to możecie przyjść do nas - zaproponowałam. - Może uda nam się wyciągnąć z nich to, gdzie była taka libacja.

Po 6 minutach siedzieliśmy w naszym salonie we czworo. Starsze rodzeństwo jest jednak do niczego. Ani Kamil, ani Damian nie wytrzymali dłuższego udawania i zanieśli się śmiechem nie do opanowania przez najbliższy kwadrans.
- Fuj! Mięta? - spytał rozbawiony Kamil, wielki wróg tego zioła.
Niech za te swoje żarty cierpi.

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz