Puzzle

39 3 1
                                    

Radek już czekał na nas w swoim samochodzie. Usiadłam z tyłu, drużynowa na przednim siedzeniu, zaraz obok kierowcy. Czekała nas może 40-minutowa podróż. W dobrym towarzystwie szybko minie. Przekonałam się o tym, jeżdżąc na obozy. Nawet długa, ośmiogodzinna trasa potrafiła zlecieć w miłej atmosferze.

Radek jechał bardzo bezpiecznie i asekuracyjnie. Nie zauważyłam, aby choć przez moment samochód przekraczał dozwoloną prędkość. Trzymał obie ręce na kierownicy, ale to nie znaczy, że cały czas patrzył tylko na drogę. Przyłapywałam go, jak na prostych odcinkach trasy przyglądał się Wiktorii-Zuzi. Nie mogłam jedynie wyczuć w jakim, hmm... charakterze? Dobra, dobra, wiadomo, o co biega...

Starałam się nie zwracać na siebie uwagi. Siedziałam cicho, zajmując się powtarzaniem etapów mitozy. Profaza, metafaza, anafaza, telofaza, profaza, metafa...
- A Ala wie, co się wtedy stało? - zapytał Radek.
- Nie, choć chyba powinna... - odszepnęła Zuzia.
- Opowiadajcie - powiedziałam, poprawiając samochodowy pas.

- Daniel wsypał mi te prochy do herbaty, bo przegrał ze mną zakład... - Zuzia wypuściła powietrze z ust. Zaskoczyło mnie to, ale postanowiłam nie pytać, tylko słuchać dalej. - Wiem, że to dziwne... Odkryłam to po pierwszym łyku, ale nie chciałam robić afery. Niestety stres zrobił swoje, leki były silne  i... no właśnie.

Z oczu Wiktorii-Zuzi nie płynęły łzy. Mówiła to spokojnym, melancholijnym tonem. Jedynie Radek był jakiś nabuzowany.
- A ja, jak się dowiedziałem, że... że on... to zrobił, to... - wtrącił. - Nie mogłem mu odpuścić.
- Radek, mogłeś... - odpowiedziała mu Wiktoria-Zuzia.
- Nie, nie mogłem! - krzyknął.
W końcu mnie oświeciło. TAK! Historia zaczęła układać się jak puzzle... Ta rezygnacja, uśmiechy, różne sprawy...

Tak. Radek się zakochał. W naszej drużynowej. Ona na początku go odrzuciła, dlatego był taki smutny. Zrezygnował. Wiktoria, znaczy Zuzia, potem się zreflektowała. A ta akcja z Danielem... Mało nie doszło do tragedii, jak dobrze pamiętam akcję z Jankiem i scyzorykiem. Podejrzewam, że Jankowi całe życie przeleciało przed oczami po raz pierwszy.

Zbliżaliśmy się już do składnicy, więc postanowiłam zaryzykować. Gdy wjechaliśmy już na parking, postawiłam wszystko na jedną kartę. A może raczej na jeden puzzel?
- To kiedy ślub? - zapytałam. Oboje uśmiechnęli się, po czym odwrócili głowy w moją stronę.
- Niebawem. Alicja, niebawem.

Ulubione słowo Zuzi jak zawsze w cenie.

Szary mundur, szare oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz