Rozdział 117: Wiara

1 1 0
                                    

**Perspektywa Rozalii**

Każda minuta była teraz jak wieczność, a każdy oddech nosił w sobie mieszankę lęku i nadziei. Aurora, nasza mała córeczka, przyszła na świat wcześniej, niż się tego spodziewaliśmy. Wcześniak. To słowo miało w sobie tyle ciężaru, jakby niosło ze sobą niepewność, ból, ale też ogromną siłę. Widziałam jej małe ciało, delikatne jak piórko, podłączone do tych wszystkich maszyn, które miały pomóc jej oddychać, żyć. Każdy dźwięk aparatury przypominał mi o tym, jak krucha jest teraz jej egzystencja.

Czułam, jak ściskam mocno dłoń Daimona. Był przy mnie przez cały czas, wspierając mnie w tych trudnych chwilach, ale wiedziałam, że i jemu serce pękało z bólu. Widok naszej maleńkiej córeczki, walczącej o każdy oddech, łamał mnie na kawałki. W jego oczach widziałam tę samą mieszankę emocji, co we własnych - lęk, miłość, nadzieję. Razem przeszliśmy przez wiele, ale to było najtrudniejsze wyzwanie, z jakim kiedykolwiek musieliśmy się zmierzyć.

- Ona jest silna, Rozalia - szepnął Daimon, choć jego głos drżał. - Jest naszą córeczką. Poradzi sobie.

Chciałam wierzyć w jego słowa. Wierzyć, że Aurora ma w sobie siłę, by przetrwać. Każdego dnia spędzaliśmy godziny przy jej inkubatorze, trzymając się za ręce, obserwując, jak walczy. Lekarze byli ostrożni w swoich prognozach, ale dawali nam nadzieję. Mówili, że pierwsze tygodnie będą kluczowe. Tylko od jej woli życia zależało, jak potoczą się dalsze dni.

Każdego dnia, kiedy wchodziłam do sali, gdzie leżała nasza córeczka, w sercu toczyła się walka. Między lękiem, który paraliżował każdy ruch, a miłością, która pchała mnie do przodu, by być przy niej, trzymać ją za maleńką rączkę, choćby przez szkło inkubatora.

Pamiętam, jak pierwszy raz położyłam ją na swojej piersi. To był moment, na który czekałam od jej narodzin. Kontakt skóra do skóry - tak mówili lekarze. To miało pomóc zarówno jej, jak i mi. Kiedy jej malutkie ciałko spoczęło na mojej piersi, poczułam, jakby świat zatrzymał się na chwilę. Jej oddech, choć słaby, był rytmiczny. To był dźwięk życia, dźwięk, który niósł ze sobą nadzieję.

- Jest taka maleńka, Daimon - szepnęłam, a łzy spłynęły mi po policzkach. - Ale jest nasza. Nasza Aurora.

Daimon stał obok, trzymając rękę na moim ramieniu. W jego oczach widziałam miłość i dumę, ale też ból. Wiedziałam, że chciałby zrobić więcej, że chciałby być w stanie ochronić naszą córeczkę przed całym złem tego świata, ale teraz mogliśmy tylko czekać i modlić się, by miała w sobie wystarczająco dużo siły, by przetrwać.

Każdy dzień przynosił nowe wyzwania. Aurora miała swoje lepsze i gorsze momenty. Czasami zdawało się, że idziemy do przodu, a potem nagle coś się pogarszało. Były chwile, kiedy traciłam nadzieję, kiedy bałam się, że stracimy ją na zawsze. Ale Daimon był zawsze obok, podtrzymując mnie, kiedy upadałam na duchu.

Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy jej inkubatorze, trzymając się za ręce, poczułam, jak coś w środku mnie pęka. Zrozumiałam, że nie mogę dłużej trwać w tym stanie niepewności. Musiałam uwierzyć, że nasza córeczka będzie walczyć i że my musimy walczyć razem z nią.

- Daimon - powiedziałam, spoglądając na niego. - Musimy uwierzyć, że ona będzie z nami. Nie możemy się poddawać.

Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam determinację, która napawała mnie nadzieją.

- Nigdy się nie poddamy - odpowiedział, przyciągając mnie do siebie. - Aurora nas potrzebuje, Rozalia. I ona wygra tę walkę, bo jest naszym dzieckiem. Ma w sobie naszą siłę.

Te słowa stały się naszym mottem. Każdego dnia, kiedy wchodziłam do szpitala, powtarzałam je sobie w myślach. Musiałam wierzyć, że Aurora przetrwa, że wyjdzie z tego cało. Były chwile, kiedy ta wiara była jedyną rzeczą, która trzymała mnie na powierzchni.

W końcu przyszedł dzień, na który czekaliśmy. Lekarze powiedzieli, że Aurora jest na tyle silna, że możemy ją zabrać do domu. To była jedna z najszczęśliwszych chwil w moim życiu. Trzymając ją w ramionach, czułam, że wszystkie nasze modlitwy zostały wysłuchane.

- Witaj w domu, maleńka - szepnęłam, kiedy przekroczyliśmy próg naszego mieszkania. - Teraz zaczynamy nowy rozdział, tylko my troje.

Daimon stanął za mną, obejmując nas obie. W tym momencie wiedziałam, że niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, poradzimy sobie. Razem byliśmy silniejsi niż kiedykolwiek, a nasza miłość do Aurory dawała nam siłę, by stawić czoła wszystkim wyzwaniom.

Aurora spała spokojnie, nieświadoma tego, jak wiele dla nas znaczy. Ale wiedziałam, że będzie dorastać otoczona miłością i ciepłem, które przetrwało najtrudniejsze chwile. Czekała nas nowa przygoda, a ja byłam gotowa na wszystko, co życie miało nam do zaoferowania.

Nierozłączne Przyjaciółki w Poszukiwaniu Miłości i Zabawy ♥️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz