115

4.1K 159 106
                                    

Dzięki temu w poniedziałek rano, szła z Matczakiem ulicami Warszawy ubrana w bluzę chłopaka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dzięki temu w poniedziałek rano, szła z Matczakiem ulicami Warszawy ubrana w bluzę chłopaka. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że chłopak wyciągnie ją na poranny spacer po Warszawie w celu obejrzenia wschodu słońca. Między nimi panowała przyjemna cisza, której powodem było głównie zaspanie ich obojga, dlatego też w drodze na schodki zahaczyli o Mcdonald'a i kupili w nim kawę, aby choć trochę się rozbudzić.

- Cały czas nie mogę uwierzyć, że wyszedłeś z domu tak wcześnie - odparła biorąc łyk kawy kiedy wychodzili z restauracji.

- Widzisz jak się dla ciebie poświęcam - powiedział patrząc na nią ukradkiem.

- Wcale nie musisz - prychnęła - Ani razu nie powiedziałam ci, żebyśmy poszli na spacer tak wcześnie.

- Wprost nie - przytaknął - Ale zawsze mówiłaś, że chętnie obejrzałabyś wschód słońca nad Wisłą, ale nie masz motywacji, żeby tak wcześnie wstać - powiedział, a ona wręcz stanęła w miejscu przez szok.

Po raz kolejny tego dnia chłopak ją zaskoczył. Nie sądziła, że pamiętał aż takie szczegóły, szczególnie, że mówiła mu o tym ponad dwa lata temu.

- No co? - zaśmiał się widząc jej minę.

- Myślałam, że nie pamiętasz o takich rzeczach - przyznała.

- Znasz mnie tak długo i jeszcze się nie przyzwyczaiłaś, że pamiętam każdą naszą rozmowę - zaśmiał się cicho, łapiąc ją nieśmiało za rękę.

- Zawsze mnie to zadziwia - powiedziała, mocniej ściskając jego dłoń - No, ale nie wierze, że bez powodu mnie tu ściągnąłeś.

- Nie ufasz mi? - zapytał, na co dziewczyna wywróciła oczami.

- Czasem - odparła - Ale nie w tym rzecz. Coś kombinujesz, ale jeszcze nie wiem co.

- No dobra masz mnie - odparł odruchowo unosząc dłonie do góry, przez i ręka Lily powędrowała do góry - Wybacz - powiedział i szybko opuścił ręce, na co dziewczyna cicho się zaśmiała.

- A więc zamieniam się w słuch - spojrzała uważnie na niego.

- Siadaj - wskazał na szary beton, który był otulony mocno pomarańczowym światłem od wschodzącego słońca.

- Siadam - wykonała jego polecenie - I co teraz?

- Teraz skręcę sobie gibona - odparł wyjmując z kieszeni bletki i zioło.

- Czyli przyszliśmy tu tylko po to, żebyś sobie zajarał? - niedowierzała - Nie wiem na co ja liczyłam - skrzyżowała ręce na piersi udając urażoną.

- Musze cię potrzymać w niepewności - zaśmiał się.

Blondynka pokręciła głową z niedowierzaniem i spojrzała na niego, obserwując jak nieporadnie próbuje skręcić blanta.

Bukiet papierosów||MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz