💋 *dwa tygodnie później*
- Proszę trzy testy ciążowe - mówi Vicky do pani w aptece, podczas gdy ja stoję i obgryzam paznokcie ze zdenerwowania - jakieś najlepsze.
Na sam widok tych trzech opakowań robi mi się słabo, więc wychodzę na zewnątrz.
Dokładnie od naszego ostatniego wypadu do klubu codziennie wymiotuje i od niedawna mam wilczy apetyt, więc to kojarzy mi się tylko z dzieckiem. Nie wyobrażam sobie, gdybym była teraz w ciąży. W ogóle, co by powiedział Cam? Pewnie by mnie zostawił i znalazł lepszą.
Jeżeli mowa o Cameronie - jutro ma dziewiętnaste urodziny. Rozmawiałam z nim. Mówił, że nie robi żadnej imprezy ani nic, więc razem z Vicks i moim bratem lecimy nazajutrz do Anglii, by zrobić mu niespodziankę. A mojemu chłopakowi powiedziałam, iż przyjadę za tydzień, ponieważ wszystkie bilety na samolot były zarezerwowane. Mam nadzieję, że się ucieszy z naszych odwiedzin.
Po niecałych dwóch minutach Victoria wychodzi z apteki.
- Proszę - podaję mi siateczkę, którą chowam do torby.
- Dzięki, kochana - przygryzam nerwowo wargę - pojedziemy do ciebie?
- Jak wolisz - przytula mnie - chodź.
Kierujemy się do samochodu brunetki. Całe jedenaście minut drogi milczymy. Chyba żadna z nas nie chce pogorszyć sytuacji.
- Będziemy same - puszcza mi oczko parkując na podjeździe.
- To dobrze - silę się na uśmiech.
Wychodzimy z auta i idziemy do drzwi, które Vicky odklucza. Następnie kierujemy się do pokoju brunetki.
- Chcesz coś do picia?
- Przynieś wodę, w razie gdybym miała zasłabnąć.
- Oki - znika za drzwiami.
Biorę głęboki wdech, po czym wyjmuję trzy testy z siatki. Idę do łazienki przyjaciółki i siadam na rogu wanny.
- Tu ci postawie - wchodzi, odstawia szklankę na parapecie - i co? Gotowa?
- Nie, kompletnie nie jestem gotowa. Ty to sobie wyobrażasz? Mnie z wielkim brzuchem i zjebaną przyszłością? Nie pójdę na studia, nic! Poza tym, przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy, a od niedawna jestem nawet na tabletkach.
- Stara! Nie panikuj aż tak - dźga mnie w bok.
- Łatwo ci mówić - wywracam oczami.
- Przepraszam, to ja cię zostawiam - mocno mnie przytula.
Gdy jestem sama zaczynam od przeczytania instrukcji. Przygotowuję wszystko dokładnie i robię znak krzyża.
- Amen - szepczę.
*Vicky*
Lia siedzi w toalecie już dobre piętnaście minut, zaczynam się niepokoić.
- I jak, trudne mają pytania? - wołam, by choć trochę rozluźnić atmosferę. Bingo, blondynka się śmieje.
- Vicksssss - przeciąga.
- Pozytywny?
- Nie wiem! Boję się sprawdzić! Poza tym zrobiłam wszystkie, więc leżą przede mną trzy testy, które potwierdzą, czy moja przyszłość będzie zjebana, czy nie.
- Wchodzę - wywracam oczami.
Widok przyjaciółki na skraju płaczu łamie mi serce. Patrzę na nią z pytaniem gdzie są testy, ta wskazuje ręką na umywalkę.
- Który zrobiłaś pierwszy? - pytam.
- Ten z lewej - szepcze ledwo słyszalnie.
Podnoszę plastik i odwracam do siebie. Moim oczom ukazuje się jedna kreska. Zauważam, że dziewczyna wstrzymuje oddech.
- Negatywny - oznajmiam, a ona wypuszcza powietrze z ulgą - przed nami jeszcze dwa.
*Cameron*
- Maddie! Będziesz jutro na imprezie? - zaczepiam dziewczynę.
- Hej - uśmiecha się, a ja mam nogi jak z waty. Jej uśmiech powala mnie za każdym razem - oczywiście, że będę!
- Super - całuję ją w policzek.
- Do jutra - puszcza mi oczko i dołącza do reszty cheerleaderek.
Wiem, że okłamałem Lię, ale jakoś czuję, że jutro jest ten dzień i muszę zrobić to, na co czekam od trzech tygodni. A ona nie może w tym niestety uczestniczyć. To nie tak, że jej nie kocham, bo kocham i to bardzo.
Po zakończonych już zajęciach idę do auta i jadę do bractwa, gdzie trwają przygotowania do soboty, czyli na jutro. Zaproszona jest prawie cała szkoła, jaram się jak nigdy.
- Anwar! - krzyczę po przekroczeniu progu.
- Tak? - dociera do mnie w kilka sekund.
- Masz hajs - podaję sługusowi pieniądze - na jutrzejszą imprezę. Bukiet ze stu róż ma być w moim pokoju.
- Jasne - odchodzi.
Kieruję się do salonu, gdzie moje ziomki grają w Fifę i dołączam się do nich.
*Lia*
- Jeden ty, jeden ja, ok? - wskazuję głową na testy.
- Dobra - łapiemy po jednym - na trzy.
- Jeden, dwa, trzy - odwracam mały plastik - pozytywny, dwie kreski - czuję łzy.
- Ten też - mówi cicho przyjaciółka. Teraz nie chamuję łez.
Zostaję automatycznie przytulona przez Vicky. W dłoni zaciskam przeklęty test i owijam ręce wokół jej szyi. Stoimy tak przez jakieś pięć minut, aż cała czerwona odrywam się od niej.
- Lia, to jeszcze nie jest pewne - mówi - nie bez powodu ten jeden był negatywny.
- Muszę iść do ginekologa i tyle - szlocham.
- No musisz, musisz.
- Vicky! Jestem już! - z dołu słyszymy panią Landers.
- O kurwa - panikuję.
- Okej! Zaraz zejdę! - krzyczy Vicks.
Szybko zaczynam wycierać łzy i powoli się uspokajać.
- Jesteś pewna, że chcesz jutro lecieć?
- Tak, powiem mu i tyle. Trudno.
- Ok, zawieść cię do domu?
- Nie, przejdę się, serio - przytulamy się.
Po zabraniu wszystkiego, żeby nikt z rodziny Vicks nie miał podejrzeń wychodzę z domu i powolnym spacerkiem wracam do siebie. Po drodze układam sobie wszystko w głowie.
Jeszcze druga część rozdziału (nie wiem kiedy) i epilog.
CZYTASZ
New neighbour, old love 1&2&3 ✔️
Fanfiction#1 w Fanfiction - dużo razy! Przyjaźnili się, On traktował ją jak siostrę, Ona go kochała, On wyjechał, Ona w końcu zapomniała, On powrócił, Ona sobie przypomniała. Do czego dojdzie między uroczą siedemnastolatką, a nieziemsko przystojnym chłopakiem...