3.35

15.3K 984 254
                                    

Już na wstępie - jak Wam się podoba poprawiona wersja książki? 💋💋💋

- Cześć kochanie! - śmieję się uradowana.

- Mama! - podbiega do mnie mały szkrab i od razu przytula.

- Byłeś grzeczny? - biorę go na ręce.

- Tak!

- To super!

- Co u taty? Kiedy tata przyjedzie? - zadaje pytania.

- Wszystko dobrze - tłumaczę - przyjedzie chyba w następny weekend.

- Mamo - przedłuża - a ile to jest dni?

- Myślę, że już za pięć będzie u nas - oznajmiam.

- Nie mogę się doczekać!

- Zdaję sobie z tego sprawę - zaczynam się śmiać - to co, jedziemy do domku?

- Tak! Chcę już do mojego łóżeczka! - chichocze.

- Dobrze, idź po plecaczek i jedziemy - stawiam chłopczyka na ziemi, a potem kieruję się do salonu.

Vicky, Cody oraz ich oczko w głowie, Mia. Razem są tacy uroczy, że uśmiech sam ciśnie się na twarz! Marzę o tym, żeby obraz mój, Nate'a, Pata i może naszego wspólnego dziecka wyglądał tak słodko.

Nie chcąc przerywać im wspólnego czasu, wracam na korytarz, gdzie po chwili pojawia się Patrick. Wspólnie wracamy do mieszkania, a około 21 kładziemy się spać.

————————
- Pójdę otworzyć - zatrzymuję bajkę, którą oglądamy razem z Patem.

Wstaję z kanapy, kierując się do drzwi, a za sobą słyszę małe kroki. Uśmiecham się pod nosem i otwieram. Zamieram.

- Ktoś zamawiał pizzę? - w drzwiach stoi Nate.

- Tata! - mała kopia Garnera przepycha się do ojca. Zabieram od niego pizzę, po czym idę odłożyć ją do kuchni.

- Ale za tobą tęskniłem! - mówi narzeczony.

- A za mną nie? - uśmiecham się z cwaniackim uśmieszkiem.

- Nie aż tak - droczy się ze mną - no chodź tu - rozkłada ramiona, a ja od razu go przytulam. Zaciągam się zapachem jego perfum, jakbym już nigdy miała ich nie poczuć.

- Tato - mały zwraca na siebie uwagę - a zostajesz już u nas?

- Niestety nie, tylko na kilka dni - klęka przez synkiem, gdy ten wyraźnie posmutniał - ale szybko zleci, obiecuję!

- Na pewno nie - fuka i krzyżuje ręce.

- Co za buntownik - komentuję - chodźcie na pizzę! - zmieniam temat.

Razem siadamy do stołu, po czym zaczynamy jeść. Kolacja mija nam w śmiechu, dzięki czemu wszystkim polepszył się humor.

- Zasnął - Nate wchodzi do salonu i upada na kanapę, przysuwa się do mnie, po czym kładzie wygodnie na cyckach.

- Okej.

- Musimy pogadać - prostuje się.

- O czym?

- O mamie...

- Coś się stało? - pytam, a następnie wyłączam telewizor.

- Lia - zaczyna - j-ja muszę wyjechać do Nowego Jorku na stałe - kończy.

- A-ale - marszczę brwi.

- Mama potrzebuje ciągłej opieki...

Dopiero teraz, w tej chwili...po tak długim czasie, zdaję sobie sprawę z tego, w co ja się wpakowałam.

Co będzie z Patrickiem?

Zostanę z nim sama?

Nie tak wyobrażałam sobie nasze wspólne życie...

- Co z Patrickiem?!

- Daj mi dokończyć - prosi - są dwa powody, dla których muszę wyjechać. Patricka biorę ze sobą...

- Co ty mówisz? Nate?!

- Ja, j-ja kogoś mam Lia - mówi po przerwie, a moje serce łamie się na tysiąc małych kawałeczków.

Rozdział pisany na szybko, ale mam nadzieję, że nie jest zły ❣️❣️

P.S. Dziękuję za dwa miliony wyświetleń, jesteście najlepsi pod słońcem 😭❤️

New neighbour, old love 1&2&3 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz