W domu jak Diego wszedł po pół godzinie, spojrzałam na niego, trzymając Caleba na kolanach. Stresuję się. Naprawdę mocno stresuję się rozmową z nim, nie wiem dlaczego. Posadziłam Caleba na podłodze przy jego zabawkach i westchnęłam, owijając się swoim kocykiem, zauważając że Diego położył siatkę na kanapie, a w drugiej ręce ma jakiegoś kwiatka. Kuuurwaa.
- Okej przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. Wiem że tego nie lubisz.
Usiadł na stoliku przede mną, żeby być naprzeciwko mnie i złapał mnie za ręce.
- Bianca po prostu... Nie chcę, żebyś miała z tym cokolwiek wspólnego. Chciałaś tu żyć normalnie. Nie okłamywałem cię, chciałem żebyś miała te swoje normalne życie.
- Ale jak mam Ci zaufać, skoro mówisz że idziesz gdzieś, a prawda jest inna?
- Nie chcę żebyś się martwiła. Staram się robić to tak, żebyś nie odczuwała tego co robię... Nie powiem Ci że idę sprzedawać.
- Sama nie wiem czego chcę.
Odchyliłam głowę, a on westchnął.
- Ja wiem, że chcę, żebyś tu była szczęśliwa. Dlaczego się mną przejmujesz...? Mała nie wnikaj w to, gdzie jadę i co robię. Na pewno cię nie zdradzam.
Uśmiechnął się, a ja pokiwałam głową.
- Chcę Ci ufać, ale nie umiem. Nie lubię jak ktoś mnie okłamuje...
- Okej... Spytaj o co tylko chcesz, odpowiem Ci szczerze.
- Co robiłeś dla Mayfair?
Spuścił wzrok na nasze ręce i kiwnął głową.
- Brudną robotę, która była dobrze płatna. Nie powiem Ci co dokładnie. Nie gwałciłem nikogo, nie robiłem krzywdy psychicznej. Głównie krzywdę fizyczną, bardzo bolesną.
Och... Czyli znęcał się nad ludźmi fizycznie, żeby zdobyć informacje. Blake często to robi.
- To nie jest dla mnie coś strasznego... Pamiętaj że wychowałam się w takiej rodzinie.
- To nie jest takie znęcanie się co myślisz. Jasne, Blake też to robi, ale nie tak. Naprawdę nie chcę mówić tego na głos.
- Okej, rozumiem... Znęcałeś się nad ludźmi fizycznie. Dlaczego teraz do niego celowałeś?
- Spóźnił się z dostawą samochodu.
Poczułam na nodze rączki, więc spojrzałam na Caleba i zobaczyłam że stoi obok mojej nogi. Dosłownie stoi.
- Podszedłeś? Na nogach? O mój boże kochanie...
Wzięłam go na ręce i się uśmiechnęłam, po chwili go stawiając i poszłam trochę dalej, siadając na ziemi. Diego się lekko uśmiechnął i przejechał dłonią po swoich włosach, a Caleb zaczął iść powolutku w moją stronę, przez co się uśmiechnęłam. Przewrócił się, ale z powrotem wstał i do mnie podszedł.
- Pięknie... Nauczyłeś się chodzić. Będziesz miał siostrzyczkę lub braciszka, wiesz?
Przypomniał mi się sen, który miałam w szpitalu. Sophie... To musi być ona. Byli w podobnym wieku. Albo może lepiej nie... Ten sen był pojebany potężnie, nie chcę, żeby coś takiego się wydarzyło... No ale kurwa... Diego z Sophie i to, jak ona mówi że Diego jest chamski. Piękne, naprawdę piękne...
- Ej mała... Zamyśliłaś się, co?
Diego pocałował mnie w głowę, więc na niego spojrzałam.