Jak lekarz przyszedł, podszedłem do niego i westchnąłem.
- Pan jest...
- Mężem Victorii.
- I rozumiem że ojcem dziecka?
- Mhm... Nie przeżyło, prawda?
- Niestety, przykro mi... Nóż był wbity zbyt głęboko.
- A Victoria?
- Jest w stabilnym stanie. Przez chwilę była przytomna i niestety musieliśmy jej podać środki uspokajające.
- Dlaczego?
- Straciła syna, wydaje mi się że przez to. Może mieć teraz ciężki czas...
- To chłopak?
- Ginekolog tego wcześniej nie przekazał?
- Miała mieć wizytę w środę... Słyszałem że po poronieniu często nie można mieć następnego dziecka czy coś takiego.
- Nie, pańska żona będzie mogła mieć następne dziecko, nie ma z tym problemu. Po prostu lepiej jest trochę odczekać, tak samo ze współżyciem.
- Ile mniej więcej?
Zmarszczyłem brwi.
- Z trzy, cztery miesiące. Oczywiście im więcej tym lepiej, nie trzeba czekać dłużej niż sześć miesięcy. W ciele będą zachodziły zmiany, wszystko musi wrócić do normy i lepiej jest poczekać.
- Mhm... Okej. Będzie można do niej wejść?
- Oczywiście, lepiej żeby ktoś przy niej był jak się obudzi. I niestety też muszę spytać, jakim cudem ten nóż znalazł się w jej brzuchu? Był mocno wbity, jakby... Ktoś to zrobił specjalnie.
- Pokłóciła się z jakimś bezdomnym pod sklepem... Czekałem na nią w samochodzie i zobaczyłem że wyjął nóż, ale nie zdążyłem podbiec.
- Proszę to zgłosić. Mogę to zrobić.
- Nie, sam pojadę, ale dziękuję.
- Jeśli miałby Pan, albo rodzina jakieś pytania to proszę przyjść.
Kiwnąłem głową i do niej wszedłem. Ja pierdole będzie ciężko... Cholernie ciężko. Zaczął mi dzwonić telefon, więc go wyjąłem, widząc że to mama.
- Halo?
- Wracasz do domu na noc?
Spytała z pełną buzią.
- Raczej nie.
- Coś się stało? Słyszę to.
- Victoria straciła dziecko... To miał być chłopak.
Zacisnąłem szczękę i złapałem jej dłoń, ciężko oddychając. Ja pierdole uspokój się.
- Co? Jak to? Kochanie tak mi przykro... Mam do ciebie przyjechać?
- Dam sobie radę... Jak na razie jest nieprzytomna.
- Nie chcę cię tym teraz męczyć... Powiedz jej że jak wyjdzie, zrobię dla niej wielki sernik. Z czym tylko będzie chciała. Truskawki, brzoskwinka, winogronka... Mogę też jej zrobi... Czy to przez to czym się zajmujesz?
- Nie z mojej winy... Nie wiem dlaczego.
- Hugo...
- Ona też się tym zajmuje, mamo. Tak się poznaliśmy. Z resztą, i tak z tym skończyłem po Florydzie.
- Ona... Co?
- Lisica, na pewno kojarzysz.
- Hugo! Przyprowadziłeś ją do domu?!