Ciężko było mi się pozbierać po tym, co powiedziała Rachel. Bałam się, że chęć zemsty na mnie będzie o wiele większa niż własny wstyd. Może powinnam uwierzyć Michaelowi, skoro mówił, że mieli zbyt wiele do stracenia? Damian na pewno. Studenciaki za handel też mogliby odbębnić niezły wyrok, ale ona? Ciekawa byłam, co mógł ukrywać ktoś taki jak ona prócz tego, że miała sponsorów i oddawała się za pieniądze.
– Alyson, czy to na pewno wszystko?
– Co? - Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Twoje rzeczy. Kontaktujesz, co się dzieje? - Podszedł do mnie.
No tak, dziś przenosimy kancelarię do Nowego Jorku. Michael wynajął, a może wykupił pomieszczenie na Manhattanie, na Piątej Alei. Przestałam wątpić, że kancelaria będzie miała problemy z pozyskaniem nowych klientów.
– Gdzie wcześniej miałeś kancelarię?
– Tutaj. - Zaśmiał się.
– Ale w Nowym Jorku.
– Nie miałem kancelarii. Firma miała kiedyś siedzibę przy Central Parku.
– Samo centrum. - Zerknęłam na niego.
– Tak.
– A teraz gdzie?
– Teraz będzie na Piątej Alei nasza kancelaria. - Objął mnie w pasie.
– Twoja. - Zaśmiałam się. – Pytam, gdzie jest twoja firma?
– Teraz jest również na Piątej Alei, w tym samym budynku. - Uśmiechnął się.
– Pewnie będziesz tam częściej.
– Jak tylko zakończymy całą przeprowadzkę to pewnie tak, ale chyba kancelaria przynosi mi więcej radości.
– Ale firma większe zyski.
– Dlatego zatrudniłem tyle ludzi, żebym mógł mieć w końcu swoją kancelarię, o której marzyłem.
– Dobrze jest robić to, co się lubi. - Pogłaskałam go po policzku.
– Pewnie, że tak.
Spakowaliśmy wszystko, dziewczyny miały do końca tygodnia pozamykać swoje sprawy w mieście i załatwić wszystko z przeprowadzką. Demi nawet się ucieszyła, bo zawsze chciała mieszkać na Manhattanie, a przez dłuższy czas i tak dojeżdżała do Rochester z innego miasta. Eliza na początku stroiła fochy, ale przyznała, że lepiej jej będzie przy rodzinie. Reszta chyba starała się zachować swoją posadę u Michaela, dlatego nawet nie wyrazili swojego zdania. Miałam nadzieję, że nikt nie był niezadowolony. Pomieszczenie zostało jednak sprzedane za najwyższą proponowaną cenę, a nie wynajęte tak jak było w planach. Może dlatego, że Brown nie stracił firmy, a sprawy się jakoś ułożą.
– No, to czas się pożegnać z tym miejscem. - Spojrzał na budynek. – Tutaj poznałem ciebie. - Uśmiechnął się na to wspomnienie.
– Chcę często wracać do Rochester. - Spojrzałam na niego.
– I będziesz. Muszę odwiedzać Marry i Marikę.
– Chcesz je odwiedzać. - Położyłam dłoń na jego ramieniu. – Wiem, że są dla ciebie jak rodzina. Marikę traktujesz jak siostrę. - Uśmiechnęłam się.
– Może tak jest – zastanawiał się chwilę – ale to ty jesteś moją rodziną.
– One też i dobrze, bo też cię potrzebują tak, jak ty ich. - Pocałowałam go. – Opiekujesz się nimi i one tobą.
– Niby jak robi to Marika?
– W porównaniu do twojego brata nie odtrąca cię i jest ci wdzięczna za pomoc. To do ciebie dzwoni, gdy jej źle.
– Skąd wiesz, że do mnie dzwoni? - Patrzył na mnie.
– Bo ani razu nie zadzwoniła do mnie. - Spojrzałam na niego. – Ufa ci i ja też.
– Dziękuję. - Przytulił mnie.
To smutne, że obcy ludzie musieli zastępować mu rodzinę, bo jego własna się od niego odwróciła, ale może to i lepiej, bo dzięki temu wiedział, że nie odejdą, gdy czegoś mu zabraknie. Pomógł im w najgorszych chwilach, gdy inni, zamiast wyciągnąć do nich rękę, zaczęliby oceniać. Dlatego Marry z Mariką gotowe były pomóc w każdej chwili jemu. Nie sądziłam, że tak bardzo będzie mi kiedyś zależeć na jakimkolwiek chłopaku, że tak szybko kupimy dom i będziemy układać sobie razem życie.
– Jesteśmy. - Zatrzymał się przed budynkiem, w którym znajdowała się kancelaria.
Nie sądziłam, że ucieszę się kiedyś z przyjazdu na Manhattan, ale tutaj teraz znajdowało się moje nowe miejsce pracy. Byłam ciekawa, jak kancelaria wyglądała w środku i czy miałam swój gabinet, a może Michael pomyślał o wspólnym? Nie sądzę. Wiedziałam, że lubił przesiadywać sam, rozmyślając nad sprawami.
Na dole przywitał nas miły ochroniarz, prowadząc do biurka przy recepcji. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam znajomą twarz, mimo że nie przepadałam za Demi, odkąd poznałam ją pierwszego dnia w kancelarii Browna. Nic się do tej pory nie zmieniło, a na jej korzyść wcale nie działało to, że z nim spała.
– Miło was widzieć. - Przywitała się uprzejmie.
– Zapoznałaś się już ze swoim nowym miejscem pracy? - Michael zerknął na mnie.
– Tak – odpowiedziała mu.
– To dobrze. Mam nadzieję, że będzie ci się pracować tutaj tak miło, jak w Rochester. - Uśmiechnął się.
– Może nawet lepiej. - Również się uśmiechnęła.
– Chodź, Ali. - Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę windy.
Zdezorientowana szłam za nim. Chyba nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi, że mieli ze sobą taki dobry kontakt.
– Co jest? - Spojrzał na mnie. – Przestań być zazdrosna.
Szybko się zorientował, co mi chodziło po głowie. Jak miałam nie być zazdrosna, skoro widziałam, jak na niego patrzyła? Mogłam się założyć, że gdyby nie to, że był ze mną i chciałby ją przelecieć, oddałaby się mu od razu.
– Przecież nic nie mówię – odburknęłam.
Naprawdę starałam się nie robić mu scen zazdrości, bo to nie on dawał mi ku temu powód. Był zwyczajnie miły, a niektóre kobiety mylnie to odbierały, dlatego się wkurzałam.
– Ale widać to po tobie.
– Stara się być miła i to aż razi w oczy. - Przybliżyłam się do niego, łapiąc go za marynarkę i namiętnie pocałowałam. – A ty jesteś tylko mój.
– Jasne, że tak. - Uśmiechnął się zadowolony.
– Jasno dałam jej to do zrozumienia? - Zerknęłam na biurko w oddali.
Demi patrzyła zawstydzona wszędzie byle nie na nas, a ja osiągnęłam, co chciałam. Miałam nadzieję, że teraz nie będzie robiła maślanych oczu do mojego faceta. No, na pewno nie przy mnie.
– Chyba tak. Potrafisz walczyć o swoje. - Objął mnie w pasie.
– I to jeszcze jak. - Uśmiechnęłam się, wpychając nas do windy.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romance...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...