Michael znowu pracował do wieczora. Tyle że tym razem przynosił pracę do domu, a gdy Daisy robiła sobie po południową drzemkę, dzielił się nią ze mną. Cieszyłam się, że mogłam mu pomóc, ale dopóki nie wrócę do pracy na stałe, będzie ciężko. Po wyprowadzce z Rochester Brown nie przewidział, chyba że liczba spraw go przerośnie. Nie chciałam narzucać mu, że po zwolnieniu Bena z kancelarii powinien znaleźć innego prawnika. Znalazłam kilku dobrych kandydatów, ale pewnie nawet ich nie sprawdził. Nie chciałam też, żeby znowu zajmowała się tym Demi, bo bałam się, że skończyłoby się tak samo, jak z Benem. Michael nie mógł pozwolić sobie na straty, a tym bardziej, żeby rozeszło się, że ludzie, których zatrudniał, nie wygrywali spraw, które im się powierzał. Ale nie mógł zrzucać całej roboty na siebie. Wiedziałam, że do tej pory radził sobie świetnie sam, ale w Rochester nie miał tylu spraw. Poza tym teraz był też ojcem i często zdarzało się, że wracając po ciężkim dniu w pracy, miał nieprzespaną noc. A gdzie czas na zabawę z córką? Dziecko potrzebowało opieki obojgu rodziców. Nie chciałabym, żeby z powodu pracy, Browna zabrakło w życiu Daisy. Będę musiała z nim na ten temat porozmawiać, nawet jeśli miałoby się zakończyć kłótnią.
Daisy zasnęła przed chwilą. Męczyłam się z nią trzy godziny. Cały czas płakała i nie chciała spać. Postanowiłam zająć się nią, żeby nie przeszkadzać Michaelowi. Mała uspokoiła się, dopiero gdy położyłam ją sobie na brzuchu. Zauważyłam, że rośniej jej kolejny ząbek. Tuliłam ją do siebie, głaskałam po główce, całowałam ją, aż w końcu zmęczona zasnęła. Odczekałam pół godziny, żeby mieć pewność, że nie obudzi się, gdy tylko wstanę i włożyłam ją do łóżeczka. Uśmiechnęłam się, nastawiając nianię i udałam się do gabinetu. Michael siedział tyłem do drzwi, że nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Stanęłam za nim, kładąc mu dłoń na ramieniu. Miałam nadzieję, że nie zamierzał siedzieć nad papierami całą noc. Chciałam go też dla siebie.
– Jest już późno – wyszeptałam. – Idziemy spać.
– Chodź. - Posadził mnie sobie na kolanie. – Pojedziesz ze mną do Włoch?
– Co ty kombinujesz? - Spojrzałam na niego zaciekawiona. – A co z pracą? Przecież masz jej ostatnio za dużo.
– Mam jedną sprawę do załatwienia, ważną. - Pocałował mnie. – No, ale jak chcesz, żebym cię gdzieś zabrał, to Daisy musi zostać z twoimi rodzicami. - Uśmiechnął się.
– Wiesz, że mama zajmuje się przygotowaniami do ślubu? - Objęłam go za szyję. – Może byśmy jej w końcu pomogli?
– Melisa jej pomoże. To tylko dwa dni. Byłaś ze mną w Rochester, a nie chcesz być przy mnie tam? - Uśmiechnął się zadziornie. – Obiecuję, że po przyjeździe specjalnie wezmę wolne tylko po to, żeby zająć się przygotowaniami. - Zaśmiał się.
– Wariat. - Szturchnęła go lekko.
Wiedziałam, że sobie żartował, ale podobała mi się taka wizja. Przecież to też jego ślub i nikt nie miałby nic przeciwko, gdyby wziął udział w przygotowaniach. Czy powinnam wypytać go o wieczór kawalerski?
– Co? - Zerknął na mnie.
– Nic. - Uśmiechnęłam się. – Jeszcze trzeba zająć się urodzinami Daisy.
– Myślałaś, że zapomniałem? - Patrzył na mnie. – Wcale nie zapomniałem – zapewnił.
– Jasne. - Zaśmiałam się.
– Pamiętam. - Zaczął mnie całować.
Kolację zjedliśmy po północy. Siedziałam przy stole z przymkniętymi oczami i rozbudzałam się tylko, gdy słyszałam śmiech Michaela. Zdziwiona patrzyłam na niego, dopóki nie poinformował mnie, że miał nadzieję na to, że usnę z głową w talerzu. Skończyło się tak, że musiał mnie zanieść do łóżka.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romance...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...