Gdy dojechaliśmy, Michael od razu wbiegł do szpitala, zostawiając nas same. Nie zapytał nawet, czy pójdę z nim. Zaczynałam żałować przyjazdu tutaj, ale nie mogłam pozwolić, by siedział sam w szpitalu i się zamartwiał.
Daisy zasnęła, a John spojrzał na mnie współczująco. Nie za bardzo wiedziałam, czy biec za Michaelem, czy poczekać aż mała się obudzi. Miał rację, że przyjazd z dzieckiem do szpitala to nie był dobry pomysł.
– Mogę z nią zostać, jak chcesz – zaproponował.
– Dasz sobie radę?
Nie chciałam jej zostawić, ale szpital to nie najlepsze miejsce dla małego dziecka.
– Wychowuję trójkę swoich. - Uśmiechnął się, widząc moje wahanie. – Jakoś do tej pory daję sobie radę.
– Przepraszam.
Było mi wstyd, że w niego zwątpiłam. Przecież był ojcem, a do tego od kilku lat opiekował się niepełnosprawną żoną i z tego, co wiedziałam, nie miał problemów z opiekowaniem się swoją rodziną.
– Nic się nie stało. Boisz się ją zostawić z kimkolwiek. To normalne.
– Dziękuję, zadzwoń, jak się obudzi, to od razu przyjdę.
Pocałowałam Daisy w policzki i poszłam szukać Michaela. Po drodze zadzwoniłam do mamy, żeby przyjechała po wnuczkę. Wyjaśniłam jej w skrócie, co się stało. Obiecała, że przyjedzie z tatą najszybciej, jak się da, bo właśnie wrócił do domu.
W recepcji zapytałam, gdzie leżała Marry. Na szczęście nikt nie pytał, kim dla niej byłam. Poszłam na drugie piętro i na końcu korytarza zobaczyłam Michaela, siedzącego na krześle, zakrywającego twarz dłońmi i Marikę stojącą z córeczką przy oknie. Pewnie załamał się po tym, co usłyszał od niej. Niepewnie do nich podeszłam.
– Cześć. - Przywitałam się z dziewczynami. – Mówiłam ci, żebyś jechała. Mała jest zmęczona.
– Nie mogłam – odpowiedziała cicho, zerkając na Michaela.
– Teraz jesteśmy tutaj, więc możesz jechać. - Położyłam jej dłoń na ramieniu.
Dziewczynka stała przy nodze mamy, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Była nieco przestraszona, ale też śpiąca. Na pewno wolałaby być teraz w domu, a nie w szpitalu.
– Gdzie Daisy? - Michael nawet na mnie nie spojrzał.
– Z Johnnym. Zadzwoniłam do mamy, żeby przyjechała po nią. - Usiadłam obok niego. – Wiadomo coś?
– Robią jej badania... Mamy czekać, ale to trochę potrwa.
– Kocham cię. - Położyłam mu dłoń na plecach.
– Dziękuję, że ze mną tu jesteś – powiedział cicho.
Zerknęłam na telefon, by odczytać SMS-a od mamy. Michael zerknął mi przez ramię, spoglądając w ekran i kazał odpisać, żeby jechali do domu Marry. Z wahaniem zerknęłam na niego, ale wziął ode mnie telefon i sam napisał wiadomość. Po chwili wstał i zadzwonił do Johna, a później podszedł do Mariki. Zerknęłam na niego niepewnie, bojąc się, że na nią nakrzyczy albo zacznie obwiniać o to, co się stało. Już byłam w stanie ją bronić, ale usłyszałam jego spokojny głos.
– Pojedziesz z Johnnym i dzieciakami do domu Marry. Rodzice Alyson zaraz tam będą – powiedział stanowczo. – Zostań tam.
– Zadzwonisz, gdy czegoś się dowiesz? – spytała zachrypniętym głosem.
Widać, że nie zamierzała się mu sprzeciwiać. Mimo że pomagał jej za każdym razem, gdy go potrzebowała to i tak cały czas się bała. Ale to akurat wina jej byłego faceta. Zbyt długo pozwalała, żeby ją bił i siedziała cicho. Minie jeszcze sporo czasu, aż zyska pewność siebie.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romance...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...