Za tydzień święta, a ja powoli zaczynałam się przygotowywać. Wczoraj pojechałam na zakupy i ledwo, co zapakowałam się z nimi do Land Rovera, a przecież to duże auto. John przyjechał mi na ratunek i zabrał resztę rzeczy, które się nie zmieściły do samochodu. A to jeszcze nie wszystko. Trzeba jeszcze kupić prezenty, choinkę, przygotować potrawy, ozdobić dom wewnątrz i na zewnątrz. Michael się ze mnie śmiał, że przygotowywałam się jak na przyjazd prezydenta, ale ja chciałam jak najlepiej przyjąć swoich gości. Po raz pierwszy będzie tu tyle ludzi i dzieci.
Za to kochany tatuś miał czas, żeby spędzić go z córeczką, która od rana była marudna. Niech zobaczy, jak to fajnie było znosić jej humorki przez cały dzień, a nie tylko kilka godzin.
– Przestań się ze mnie śmiać! – krzyknęłam z kuchni.
– Patrz, Daisy. - Uśmiechnął się, stojąc do mnie tyłem z córeczką na rączkach. – Mamusia mi grozi.
W odpowiedzi dostał tylko głośne „uuuuuu"
– Widzisz, nawet dziecko wie, że to źle. - Zaśmiał się.
Podeszłam do nich i wsunęłam malutki kawałeczek ugotowanej marchewki, który dokładnie rozciapałam, do buźki córeczki. Powinna już jadać dania w słoiczku i miękkie owoce i warzywa.
– Co ty jej dajesz? Jest za mała.
– Ma już prawie cztery miesiące, może jeść przeciery.
– Skąd wiesz? - Popatrzył na mnie.
– Widziałeś tę marchewkę. - Spojrzałam na zadowoloną Daisy, która słodko mlaskała malutkimi usteczkami. – Była rozdziobana bardziej niż kaszka, którą pije. Poza tym chyba jej smakowała. - Uśmiechnęłam się.
– Może jeszcze poczekamy?
– Na co? Michael, też by ci się znudziło picie codziennie tylko mleka. - Poklepałam go po plecach.
– Z twojej piersi nigdy. - Wyszczerzył rząd białych zębów.
– Zboczeniec. - Pokręciłam głową i wróciłam do gotowania.
Ostatnio Gold częściej był wpuszczany do domu. Nie chciałam, żeby spędzał całe dnie na mrozie. Zadomowił się na dobre w salonie obok kanapy i nie chciał się ruszyć z miejsca, gdy chcieliśmy tam usiąść. Obrażał się na nas, gdy go stamtąd wyganialiśmy.
Gdy już skończyłam pichcić, wyszliśmy trochę na dwór, bo zaczął padać śnieg. Trochę go nasypało już w ostatnim tygodniu, ale nie mieliśmy czasu, żeby wyjść na jakiś spacer. Moja córeczka, widząc śnieg po raz pierwszy, nieco się przestraszyła. Siedzieliśmy w ogrodzie, gdy zaczęło padać, a ona zaczęła płakać, gdy śnieżynki leciały jej na buźkę, którą od razu jej wytarłam.
– Ciiii. - Pocałowałam ją.
Brown postanowił się powygłupiać, żeby rozweselić jakoś córeczkę. Chodziłam z nią na rękach, czekając na to, co wykombinował Mike. Ulepił dużego bałwana i zajęło mu to sporo czasu, ale powiedział, że musiał być dopracowany. Daisy obserwowała go, jak biegał do domu i z powrotem. Przyniósł jakiś kapelusz, marchewkę, dwa kijki i kamyki.
– I co? Podoba się? - Uśmiechnął się, podchodząc do nas.
– Chyba się podoba. - Podałam mu córcię.
Jako że również byłam niepoważna, zaczęłam robić anioły na śniegu i nieźle się przy tym zasypałam, powodując śmiech u dwóch najważniejszych mi osób. Dla tego śmiechu warto było się wygłupiać.
Nieźle zmarzłam, ale od razu poszłam się wykąpać i wślizgnęłam pod ciepły koc, którym owinęłam się od stóp do głowy. Michael zdążył w tym czasie położyć Daisy spać.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Романтика...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...