Wkurzony wróciłem do domu. Miałem ochotę coś roznieść. Poszedłem do garażu rozwalić wszystkie stare płyty i meble, które przywieźliśmy ze sobą z Rochester. Nienawidziłem ich. Zostawiłem je po śmierci Emily, bo nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Bardzo jej się podobały. Trzymałem je na strychu, bo nie potrafiłem się ich pozbyć, a Alyson nalegała, żebyśmy zabrali je ze sobą. Musiałem patrzeć na nie za każdym razem, gdy wprowadzałem samochód do garażu. Już dawno chciałem się ich pozbyć. Miałem również ochotę iść rozwalić wszystkie mebelki dla dziecka, które kupiłem w tajemnicy przed swoja dziewczyną. Chciałem je złożyć, zanim wyjdą ze szpitala.
Zmęczony, wściekły usiadłem na podłodze, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Trzęsłem się i płakałem. Byłem bezsilny, by poradzić sobie z tym, co czułem. Kocham Alyson i nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Wiem, że o Emily mówiłem to samo, ale wstyd się przyznać, teraz cierpiałem bardziej. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek kogoś tak bardzo pokocham. Próbowałem z Rachel i innymi kobietami, ale żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak Alyson. Z żadną nie chciałem być na dłużej.
Wyciągnąłem z szuflady zdjęcie z Emily, gdy była w szóstym miesiącu ciąży. Była taka szczęśliwa, że w końcu nam się udało. To jedyne, co mi po niej zostało. Przykro mi, że jej i moje szczęście nie trwało długo. Czy dlatego Bóg próbował mnie ukarać? Bo chciałem ułożyć sobie życie na nowo?
Powinienem powiedzieć o wszystkim Alyson. Musiała wiedzieć, że jej ojciec również nie był bez winy. Tylko jak miałem to zrobić? Nie chciałem, żeby go znienawidziła. Nie chciałem być powodem do kłótni między nimi. Dlatego starałem się ignorować jego nienawiść do mnie. To były nasze sprawy, które powinniśmy załatwić między sobą, nie mieszając w to jego córki.
Nie zauważyłem, kiedy pojawiła się obok mnie Marry. Zapomniałem, że prosiłem ją, żeby przyjechała. Miała pomóc nam w opiece nad córką. Siedziałem zapłakany jak kilka lat temu po stracie Emily, gdy mnie znalazła w domu. Gdyby pojawiła się później, nie wiedziałem, czy jeszcze bym żył. Było mi ciężko tak jak w tej chwili.
Pozwoliłem Alyson namieszać w swoim życiu, a odkąd dowiedziałem się o ciąży, bałem się każdego dnia, każdej nocy wstawałem przerażony, że ją stracę i teraz spełniał się mój najgorszy koszmar. Nie mogła mnie zostawić! Nie poradzę sobie sam z dzieckiem. Nie chciałem zostać sam. Nie, teraz gdy uwierzyłem, że mogło być dobrze.
– Ona... – wyszeptałem.
– Byłam w szpitalu. Masz śliczną córeczkę. - Usiadła obok mnie.
– Obiecała, że mnie nie zostawi – powiedziałem z wyrzutem.
– I nie zrobi tego.
– Skąd to wiesz?
– Bo gdyby nie czuła, że tak będzie nic, by ci nie obiecywała. - Uśmiechnęła się. – Zobaczysz. Daj jej trochę czasu.
– Tak bardzo ją kocham. Była taka słaba...
– Michael, musisz być silny. Córeczka cię potrzebuje. - Położyła mi dłoń na ramieniu.
– Potrzebuje matki.
– Potrzebuje rodzica. Musisz jej pokazać, że jesteś. Maleństwo musi czuć twoją obecność tak jak wtedy, gdy była jeszcze w brzuchu Alyson.
– Drugi raz ratujesz mi życie. - Spojrzałem na nią.
– Tym razem nie stracisz żadnej z nich. - Objęła mnie. – Prześpij się, wykąp, a ja zrobię coś do jedzenia i pojedziemy do niej razem.
– Nie wiem, czy jej rodzice już wiedzą. - Wstałem.
– Wiedzą. Byli w szpitalu.
– Nie mogę teraz rozmawiać z Brianem. Już raz obwinił mnie, o śmierć Emily... Jest pewnie na mnie wściekły.
– To nie twoja wina i Alyson żyje. Proszę cię, weź się w garść i pokaż jej, że czekasz, aż się wybudzi, aż do ciebie wróci. Musisz jej pokazać, że warto.
Marry miała trochę racji, jednak to nie sprawiło, że cierpiałem mniej. Myślałem, żeby zadzwonić do Briana, ale nie potrafiłem z nim w tej chwili rozmawiać. Wiedziałem, co teraz czuł on i jego żona. Naraziłem ich córkę. Powinienem być teraz w szpitalu, zamiast siedzieć tutaj, ale po tym, co powiedział mi lekarz, nie miałem ochoty siedzieć tam. Musiałem wyładować swoją złość, a jedynym sposobem było zniszczenie czegoś.
Stałem przed lustrem, patrząc na swoją zmęczoną twarz. Nie widziałem w niej nic, co mogłoby sprawić, że chciało się na nią patrzeć. Co Alyson tak w niej lubiła, że mogłaby patrzeć na mnie godzinami? Powinienem się ogolić, ale nie miałem ochoty. Nie miałem ochoty na nic. Chciałem, tylko żeby Alyson się wybudziła.
Wykąpany, wszedłem do pokoju, który miał być pokoikiem naszej córeczki. Gdy ostatnio byliśmy tu z Alyson, ściany były białe, a w rogu stało jedno puste pudło. Od tego czasu w tajemnicy przed nią zdążyłem pomalować go na różowo, obkleić ściany kolorowymi postaciami z bajek. Aż dziwne, że nie pokusiła się, żeby tutaj zajrzeć. Dzięki temu udało mi się wszystko uchować w tajemnicy do tego czasu. Zamówiłem mebelki, które stały na środku, niektóre jeszcze nieskręcone. Będę musiał ogarnąć ten pokoju, zanim moje dziewczyny wrócą do domu, bo wrócą obie. Nie było nawet innej opcji. Poruszę niebo i ziemię, jeśli będzie trzeba. Dobrze zrobiła mi rozmowa z Marry. Musiałem być silny dla Alyson.
Zszedłem do garażu po śrubokręt, wyrzucając po drodze rozwalone meble. Nie przeszkadzając Marry, wróciłem do pokoiku skręcić łóżeczko. Zadowolony z siebie ustawiłem je pod ścianą obok białej komody. Ustawiłem fotel, a na nim położyłem wielkiego brązowego misia. Wypakowałem ubranka z toreb i starannie poukładałem w półkach. Wiedziałem, że to zajęcie dla matek, ale chciałem, żeby wszystko było gotowe. Zresztą Alyson po powrocie będzie musiała odpoczywać, bo odwaliła kawał dobrej roboty, rodząc nasze dziecko. Teraz pokój był przygotowany idealnie dla naszej córeczki. Będę musiał powiedzieć Alyson, że nie musiała się już tym martwić, że to była niespodzianka dla niej i trochę szansa dla mnie na zaangażowanie się.
Nie miałem ochoty nic jeść, ale Marry zagroziłam, że jeżeli tego nie zrobię, nie puści mnie do szpitala. Jakby mogła mnie powstrzymać, ale żeby nie robić jej przykrości, zjadłem jednego tosta.
– Zamierzasz spędzić tam całą noc? - Spojrzała na mnie.
– Jeśli będzie trzeba to nawet i dzień. - Pocałowałem ją w policzek. – Czuj się jak u siebie. Gold bardzo lubi towarzystwo. - Uśmiechnąłem się.
Oczywiście musiałem wykłócać się z lekarzem, żeby wpuścił mnie do córki. Nie obchodziło mnie, że było późno. Skoro były tam moje dziewczyny, miałem prawo odwiedzać je, kiedy chciałem i nikt mi tego nie zabroni.
Mała spała niczego świadoma. Pocałowałem ją w czoło i nie chcąc obudzić, poszedłem do Alyson. Nie miałem dużo czasu, bo przyszedł lekarz dyżurujący i wygonił mnie do domu.
Siedziałem przed szpitalem kilka godzin. Nie zamierzałem wracać do domu. Nie chciałem tam być bez Alyson. Brakowało mi jej bardzo. W gorszych chwilach, gdy zaczynałem wątpić, to ona mnie wspierała. Przez całą ciążę zapewniała mnie, że będzie dobrze. Nie przeraziła się, nawet gdy złapali mężczyzn, którzy zrobili jej krzywdę, w końcu. W chwili, gdy ja robiłem wszystko, żeby dosięgła ich zasłużona kara, oberwałem kilka razy, miałem ten pieprzony wypadek, ona cierpliwie i bez strachu trwała przy mnie. Mimo że denerwowało ją to, że nic jej nie mówiłem, nie zadawała żadnych pytań. Wierzyłem, że doskonale zdawała sobie sprawę, że robiłem wszystko dla jej bezpieczeństwa. Znajdę w sobie siłę, żeby powiedzieć jej o tym wszystkim, ale nie chciałem jej niepotrzebnie straszyć. Miała teraz córeczkę, która bardzo potrzebowała matki. Po co miała się zamartwiać tymi okropnymi facetami? Ja się wszystkim zajmę. Nie pozwolę, by ktokolwiek ją skrzywdził. Zrobiło to zbyt wielu ludzi, którym ufała i na których niestety się zawiodła. Wystarczająco dużo już w życiu wycierpiała, a ja nie chciałem zadawać jej jeszcze więcej bólu.
Siedziałem na ławce obok szpitala do rana. Długo zastanawiałem się nad tym, jak teraz będzie wyglądać nasze życie. Miałem wielką nadzieję, że będzie takie, jakie chciała mieć Alyson. Tylko na tym mi zależało.
Z samego rana po tym, jak przekupiłem pielęgniarkę czekoladkami, mogłem w końcu odwiedzić swoją kobietę, która niestety nadal się nie wybudziła.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romance...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...