Z każdym dniem córcia zaskakiwała mnie coraz bardziej. Przez tydzień, odkąd byliśmy w domu, Michael wstawał do niej każdej nocy i przynosił do nas. Mimo że mieliśmy nie uczuć jej zasypiać z nami, to nie mogliśmy się powstrzymać. Zasypialiśmy nad ranem, ale szczęśliwi. Nasza córeczka przespała trzy całe noce, z czego byłam zadowolona, bo po ostatnich nocnych scenach mogłam się w końcu wyspać.
Dzisiaj rano Daisy obudziła się i nawet nie płakała. Leżała spokojnie w kołysce, czekając, aż któreś z nas do niej wstanie. Gdy do niej zajrzałam, zaczęła się śmiać i piszczeć. Wzięłam ją na rączki i usiadłam obok śpiącego Michaela. Jak tak to wstawał na każdy płacz córeczki, ale na śmiechy i piski jeszcze nie zareagował. Za to ja budziłam się na każdy jej dźwięk.
Brown leżał na boku plecami w moją stronę, z ręką pod głową. Miałam ochotę wtulić się w niego, ale teraz mała istotka potrzebowała mojej uwagi bardziej, więc na pieszczoty musiałam zaczekać. Daisy postanowiła mu podokuczać tak, jak on jej ostatnio i swoimi krótkimi nóżkami, którymi ledwo go dosięgała, uderzała w jego plecy. Chyba uznała to za świetną zabawę, bo wcale nie zamierzała przestać.
– Alyson, daj mi spać. - Wyciągnął rękę do tyłu, łapiąc małą nóżkę, na co córeczka znowu się roześmiała głośno. – Daisy? - Położył się na plecach, patrząc na nas zdziwiony.
– Skoro ona nie śpi, to tobie też nie da. - Uśmiechnęłam się.
– Łobuziara mi rośnie. - Nachylił się i pocałował córeczkę, a następnie mnie.
– Odegrała się za ostatnie.
– Już lepiej tak, niż miałaby płakać całą noc.
Dzisiaj z Daisy zostanie moja mama. Pomoże jej Marry, która za dwa dni wróci do Rochester. Bardzo mi przykro z tego powodu, bo przyzwyczaiłam się do jej obecności i pysznych śniadań. Była przy nas zawsze, gdy potrzebowaliśmy pomocy przy dziecku, dzięki czemu nie musieliśmy z każdym problemem dzwonić do mojej mamy, która zapewniła nas, że wcale by jej to nie przeszkadzało. Będziemy musieli się usamodzielnić.
Michael próbował przekonać Marry, żeby została z nami jeszcze trochę.
– Michael, traktuję cię jak syna, ale Marika też mnie potrzebuje. Jest tam sama z dzieckiem.
– Wiem, ale to nie znaczy, że my cię nie potrzebujemy.
– Nie powiedziałam tego. - Uśmiechnęła się. – Radzicie sobie świetnie.
Nie wiedziałam, czy czułam się przygnębiona z powodu pogody, tego, że po raz pierwszy zostawię córeczkę z kimś na prawie cały dzień, czy dlatego że dzisiaj miała odbyć się rozprawa.
Michael od godziny chodził po domu podenerwowany, rozmawiając przez telefon. Czekaliśmy na moją mamę. Usiadłam na kanapie, podkulając nogi pod brodę, spoglądając na ogród. Gold ze znudzoną miną leżał w budzie, którą dwa tygodnie temu zrobił dla niego Brown. Poprosiłam go o to, bo chciałam, żeby piesek miał się gdzie ukryć przed słońcem w upalne dni. Przynajmniej nie moknął teraz na tym deszczu. Chętnie wpuściłabym go do domu, ale wielki już z niego psiak, a bałam się, że mama z Marry, go nie upilnują. Nawet nam było czasami ciężko.
Skulona bujałam się na boki, próbując się trochę uspokoić. Nie chciałam zadręczać Michaela, bo wystarczająco był zestresowany, ale w nocy znowu dopadły mnie koszmary. Nie miałam ich, odkąd się przeprowadziliśmy. Wydawało mi się, że nasiliły się moje obawy. Bałam się, że coś pójdzie nie tak i ci ludzie unikną kary. Szkoda, że nikt nic mi nie mówił, może wtedy nie bałabym się tak bardzo. A może to lepiej, że mi nie mówili, bo panikowałabym bardziej. Już sama nie wiedziałam, co myśleć.

CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romans...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...