Za dwa dni na świat przyjdzie kolejne dziecko Melisy i Chrisa. Tym razem będzie chłopczyk. Chris bardzo się z tego cieszył. Ja w sumie też, to będzie pierwszy chłopak z krwi Richardsonów.
Mel wczoraj została przewieziona do szpitala i dzisiaj po pracy zamierzałam ją odwiedzić. Nie widziałyśmy się od rocznicy rodziców, ale dużo ze sobą rozmawiałyśmy przez telefon. Wiedziała o tym, że złapali ludzi, którzy mnie porwali. Nie powiedziałam jej tego od razu, jak i o Michaelu, żeby jej nie denerwować, ale wiedziałam, że niedługo sama wyciągnie ze mnie, co było między nami. Ona i Elena zawsze musiały wszystko wiedzieć.
Chyba można nazwać to związkiem, ale do końca nie byłam pewna. Przekonam się o tym, dopiero gdy Brown zdecyduje się powiedzieć o nas moim rodzicom, a na razie się do tego nie śpieszył. Nic na siłę. Poczekamy.
– Jedziesz ze mną do szpitala? – krzyknęłam z łazienki, próbując dopiąć bluzkę.
– Źle się czujesz? - Stanął w drzwiach i przyglądał się moim poczynaniom, zamiast mi pomóc, dupek jeden.
Na tę myśl się uśmiechnęłam.
– Do Mel.
– A co z nią?
– Za dwa dni z tego jej wielgachnego brzucha wykluje się takie małe coś. Potem to nazwie i będzie się nim opiekować i wyrośnie na potwora jak taka mała blondyneczka. - Uśmiechałam się, machając mu rękoma przed oczami. – Nie mów, że myślałeś, że jest taka gruba? – parsknęłam.
– Bardzo zabawne. - Objął mnie w talii. – Nie dało się ukryć, że spodziewa się dziecka.
– No co? - Spojrzałam na niego. – Chciałam być miła?
– Nie wyszło ci. - Pocałował mnie.
– W ogóle?
– W ogóle.
– Szkoda. - uśmiechnęłam się, obejmując jego szyję.
Po godzinie, w końcu zebraliśmy się i odwiedziliśmy Mel. Bardzo ucieszyła się z naszej wizyty, mimo że nie spodziewała się, że zabiorę ze sobą Michaela.
– Jak się czujesz? - Przytuliłam ją.
Bez makijażu wyglądała bardzo ładnie i o wiele młodziej niż w rzeczywistości. Lubiłam ją taką naturalną.
– Jak tykająca bomba. - Zaśmiała się. – A ty?
– Dobrze. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Browna stojącego w drzwiach sali.
– Witaj – odezwał się w końcu.
– Cześć. - Kiwnęła głową i spojrzała na mnie. – Na pewno czujesz się dobrze?
– Czemu pytasz? - Zdziwiłam się.
– Jak w kancelarii? - Zignorowała mnie, kierując te słowa do Michaela.
– Czasami zdarzą się ciekawe sprawy, ale zazwyczaj to tylko jakieś drobne wandalizmy i bójki. - Przysiadł obok mnie. – Może ty mi powiesz, czemu Ali nie poszła w ślady ojca ani nie poszła na studia?
– Mylisz się, jeżeli myślisz, że kiedykolwiek ci to powie. - Zaśmiała się. – Nikt tego nie wie do dziś, ale jak ci się uda to z niej wyciągnąć, daj znać.
– Jasne. - Uśmiechnął się do mnie.
– Dzięki – odburknęłam.
Nie rozumiałam, po co miałabym się tłumaczyć komuś, czemu postąpiłam tak, a nie inaczej. Może chciałam pokazać, że nie pójdę w ślady tatusia, który kilka lat temu też był prawnikiem. Po kilkunastu przegranych sprawach zrezygnował i otworzył swój biznes, na którym dzisiaj zarabiał o wiele większe pieniądze.
Prawda była taka, że nie poszłam na studia, bo chciałam zrobić na złość rodzicom i się od nich uwolnić i przez jakiś czas byłam szczęśliwa... Do czasu porwania.
– No to, co? Widzimy się za dwa dni, jak ten maluch będzie już na świecie?
– Mam nadzieję, że nie będzie zwlekał. - Zaśmiała się, głaskając po brzuchu.
– Oby. - Pocałowałam ją w policzek. – Trzymaj się, siostra.
Na korytarzu wpadliśmy na Chrisa z Nadią, która nie mogła przestać gadać. Nie zwracała nawet uwagi, gdy mówiłam jej, że się śpieszyłam. Mówiła wtedy jeszcze szybciej, głośniej i niewyraźnie.
– Nadia!
– Co tato? - Uśmiechnęła się.
– Ciocia musi iść.
– A Pan? - Spojrzała na Michaela.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy spojrzałam na poważną minę Chrisa.
– Pan też. - Zaśmiał się Mike. – Zabiorę twoją ciocię na spacer. - Puścił do mnie oczko. – Dobra?
– Ona nie lubi długo chodzić, ale lubi lody czekoladowe. - Wyszczerzyła się w uśmiechu.
– Nadia – Chris złapał ją za rękę – Idziesz do mamy, czy wolisz następnym razem zostać u dziadka?
Migiem wbiegła do sali. Nie dziwiłam jej się, że nie chciała zostawać z moim tatą, który zanudzał ją gadkami o samochodach i gdy z nim zostawała, siedzieli tylko w jego gabinecie albo biurze. Każde dziecko, by się zanudziło, a co dopiero takie ożywione jak ona.
– Przepraszam cię za nią. - Oparłam się o ścianę, czekając na windę.
– Wie jeszcze, co lubisz? - Spojrzał na mnie.
– Ta mała wie o mnie dużo. - Zaśmiałam się. – W końcu to ja spędzałam z nią najwięcej czasu, gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami.
– Dużo też mówi.
– Z tym chodzeniem to zmyśliła. Myślała, że zabierzemy ją na lody. - Spojrzałam na niego.
– Może innym razem.
– Lubisz dzieci?
– Nie bardzo. - Zmarszczył brwi. – Są fajne na chwilę.
– Taaa – westchnęłam.
Miałam nadzieję, że to nie oznaczało, że nie chciał mieć dzieci. Będę musiała go kiedyś o to spytać, bo chciałabym założyć swoją rodzinę. Jeszcze nie teraz, ale gdy będę gotowa. Nie ukrywałam, że myślałam poważnie o związku z nim.

CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romantizm...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...