Wróciliśmy do Rochester zadowoleni. Już nie mogłam się doczekać jak za miesiąc, góra dwa wprowadzimy się do nowego domu.
Michael miał zająć się przeniesieniem kancelarii. Wypatrzył już nawet lokal w Nowym Jorku, ale najpierw wszystko musiał załatwić z pracownikami, formalnościami, klientami, domem i Marry, która nie chciała z nami wyjechać. Rozumiałam, że się tutaj wychowała, ale po naszym wyjeździe zostanie zupełnie sama.
– Ale Marry, proszę.
– Alyson, zaczynacie wspólne życie. - Uśmiechnęła się życzliwie. – Nie jestem wam potrzebna.
Mike obrażony usiadł na kanapie, gapiąc się w okno. Był już zmęczony namawianiem Marry do wspólnej przeprowadzki i nie wiedział, jak miał jej przetłumaczyć, że zależało mu na tym, żeby była obok, gdy będzie jej potrzebował.
– Michael. - Spojrzałam na niego zrezygnowana.
– Co mam zrobić z tym domem? - Wstał i stanął naprzeciwko Marry.
– Jest twój, rób z nim, co chcesz. - Wzruszyła ramionami.
– I pogodzisz się z tym, jakąkolwiek podejmę decyzję? – upewnił się.
– Tak.
– Ten dom jest twój – powiedział głosem nieprzyjmującym protestu.
– Michael. - Położyła dłoń na jego ramieniu. – Nie stać mnie na niego.
– Sprzedasz swój, wprowadzisz się tutaj, a ja się zajmę resztą. - Spojrzał niepewnie na mnie.
– To świetny pomysł. - Uśmiechnęłam się. – Jesteś dla Michaela jak matka, a dzięki temu będzie mógł tutaj przyjeżdżać i czuć się jakby wracał do domu rodzinnego. - Zerknęłam na niego. – Przecież wiesz, jak mu na tym zależy.
Chciałam mu dodać pewności i udowodnić, że rozumiałam, jak Marry była dla niego ważna, jak ważne dla niego było posiadanie rodziny. Uśmiechnął się do mnie, wiedząc, co kombinowałam i że szło mi nieźle.
– Naprawdę zależy ci na tym domu?
– Bardziej na tym, jak ty się będziesz tutaj czuć.
– Obiecajcie mi, że będziecie mnie często odwiedzać. - Uśmiechnęła się.
– Dziękuje. - Ucałował ją w policzki.
– Ją pocałuj. - Odpychała się od niego zabawnie, z uśmiechem na twarzy. – Da ci dużo szczęścia.
– Wiem. - Podszedł do mnie, szepcząc do ucha: – Dziękuję.
Pocałował mnie w czoło.
– Zrobię coś do jedzenia. - Uciekła do kuchni, zostawiając nas samych.
– Była nieugięta, a wystarczyło, że z nią porozmawiałaś.
– Zależy jej na tobie. - Objęłam jego twarz. – Wie, czego potrzebujesz, ale przykro mi, że nie chce z nami wyjechać.
– Nie zmuszę jej. Spędziła tutaj całe życie.
– Sama – powiedziałam cicho.
– Dłuższy czas tak.
– Ma dzieci? Jakąś rodzinę?
– Wyjechały do Europy, spełniać marzenia. Gdy syn zaproponował jej przeprowadzkę, zaprotestowała, a on nie może tutaj wrócić, by z nią mieszkać, chociaż bardzo by chciał.
– Mam nadzieję, że będziemy mogli ją odwiedzać często. - Wtuliłam się w niego.
– Postaramy się.
Pojechaliśmy do kancelarii, gdzie atmosfera była napięta. Michael miał porozmawiać dzisiaj z każdym z osobna, a wszyscy bali się, że zamierzał kogoś zwolnić. Tak dowiedziałam się od Elizy.
– No, powiedz coś – nalegała.
– Nic nie wiem. - Zaśmiałam się.
– Bawi cię to, że któreś z nas wyleci z roboty? – oburzyła się.
– Tak, ale najdalej poleci samolotem do Nowego Jorku.
– Co? - Zdziwiła się.
– Nic ci więcej nie powiem. - Ruszyłam do swojego gabinetu, a ona została wezwana do Browna.
Miałam nadzieję, że wszyscy zgodzą się na przeniesienie.
Jako że zaczynałam się nudzić, postanowiłam zadzwonić do mamy zapytać, czy wpadnie do nas na kolację. Nie mieliśmy z Michaelem żadnych planów na, więc mogliśmy razem miło spędzić czas. Wiedziałam, że ojciec miał do załatwienia ważne sprawy poza Nowym Jorkiem, a nie chciałam, żeby mama siedziała sama w domu. Dziwiłam się, że jej to nie przeszkadzało.
– A Michael nie ma nic przeciwko? Może ma jakieś plany dla was na wieczór, nie chciałabym się narzucać.
– Spokojnie, zadzwonię go uprzedzić, jeśli się zgodzisz.
– Zgodzę, jeżeli nie macie nic przeciwko. - Zaśmiała się.
– Oj mamo – westchnęłam. – Podjedziemy po ciebie i odwieziemy.
– Daj spokój, tata po mnie przyjedzie.
– Na pewno?
– Tak.
– To do później.
Rozłączyłam się i wysłałam do Browna SMS, że zaprosiłam mamę na wieczór. Wiedziałam, że mogłam iść do jego gabinetu, żeby mu to powiedzieć, ale nie chciałam przeszkadzać, gdy rozmawiał z pracownikami.
Dziękuję, że mnie poinformowałaś, zanim zdążyłem coś zaplanować. Zostanie u nas na noc?
Od razu postanowiłam mu odpisać.
Tata po nią przyjedzie. Musimy tylko ją przywieźć.
Dobrze.
Do końca pracy zastanawiałam się, czy wszyscy zgodzili się na przeniesienie i jak to odebrali. Przez chwilę pomyślałam, że mogli myśleć, że zachciało mi się zamieszkać w Nowym Jorku, a Michael spełniał kolejną moją zachciankę ich kosztem. Zrobiło mi się trochę głupio z tego powodu i chciałam się jakoś wytłumaczyć, ale Mike wybił mi to z głowy.
– Wtedy dopiero pomyśleliby, że masz im się, z czego tłumaczyć. - Przyciągnął mnie do siebie.
– Ktoś się nie zgodził?
– Dlaczego tak myślisz? - Spojrzał na mnie. – Zapewniłem im podwyżkę i mają czas tak samo, jak my.
– Mówiłeś, że nie masz pieniędzy, żeby zatrudnić prawnika, a na podwyżki masz?
– Ali, wynajmę ten lokal, zamiast go sprzedać. W Nowym Jorku będę miał więcej klientów.
– Płacisz za moje mieszkanie. To znaczy teraz Mariki – poprawiłam się. – Nie sprzedasz swojego domu, bo podarowałeś go Marry i jej pomagasz. Do tego płacisz tamtej dziewczynie od wypadku.
– Co? - Zdziwił się. – Kto powiedział, że jej płacę? Zwariowałaś? - Zmarszczył brwi.
– A nie? - Spojrzałam na niego.
– Nie i nie zamierzam – powiedział zdenerwowany, siadając przy moim biurku. – Czemu tak myślisz?
– Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami.
– Poza tym, Marika znalazła pracę i będzie mogła płacić za mieszkanie sama.
– Nie chciałam cię zdenerwować. - Podeszłam do niego.
– Nie wierzę, że mogłaś pomyśleć, że płacę tej dziewczynie. - Zerknął na mnie. – Jeżeli powiedziałem, że tego nie zrobię, to nie znaczy, że chciałem ją nastraszyć.
– Przepraszam. - Pogłaskałam go po głowie.
– Nie wątp we mnie. - Objął mnie w pasie.

CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romantizm...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...