Chyba będę musiała poważnie porozmawiać z Michaelem o powrocie do pracy. Nie to, że miałam dość siedzenia z córką w domu, ale chciałam zacząć wychodzić do ludzi, zająć się czymś. Ile można jeździć do rodziców, odwiedzać tatę w pracy i patrzeć, jak inni odkładali swoje obowiązki, żeby spędzić ze mną trochę czasu. Nigdy nie byłam osobą, która lubiła siedzieć w domu, jako pani domu. Nie nadawałam się do tego. Podziwiałam Melisę, że poświęciła karierę zawodową na rzecz dzieci, ale jej się to podobało. Potrafiła zagospodarować czas, żeby być panią domu i na zorganizowanie zabaw dla dzieciaków.
Po moim powrocie do pracy Daisy zajęłaby się moja mama albo Melisa. Zajmowała się swoją dwójką, więc trzecie na pewno, by jej nie przeszkadzało. Tym bardziej że Nadia lubiła się bawić z Daisy. Wiedziałam, że Brown potrzebował pomocy w kancelarii. Może nie pomogę dużo, ale zawsze to już coś. Wiedziałam, że na moje miejsce nie zatrudni nikogo innego. Poza tym wtedy mógłby się zając Benem i albo go ustawić do pionu, albo zwolnić. Miałby czas, żeby na spokojnie przeprowadzić rekrutacje na nowego prawnika.
Siedziałam z Daisy w salonie, gdy rozdzwonił się mój telefon. Dopóki nie zerknęłam na wyświetlacz, myślałam, że to Mike. Jednak zdziwiłam się, gdy wyświetliło się połączenie od Mariki. Musiało się coś stać inaczej nie dzwoniłaby do mnie. Chciałam, żeby do mnie dzwoniła, ale widać nie mogła się przełamać. Nie rozmawiałyśmy ze sobą zbyt często. Chyba że akurat byłam z Michaelem w Rochester. Dziewczyna wolała dzwonić do niego, ale nie miałam jej tego za złe. Znali się dłużej i jej pomagał. Najważniejsze, że nie była tam zostawiona sama sobie.
– Coś się stało? – spytałam niepewnie.
– Dzwoniłam do Michaela, ale nie odbiera. - Płakała, nie mogąc wydusić z siebie słów.
– Marika, uspokój się. Spokojnie, co się stało?
– Marry.... Marry, jest w szpitalu.
– Co z nią? – spytałam przerażona.
– Nie wiem. Przyjechałam z małą, jak zawsze rano, ale nikt nie otwierał. Użyłam zapasowego klucza, bo myślałam, że może wyszła na chwilę do sklepu, a jak weszłam do salonu, leżała nieprzytomna. - Słysząc to, zakryłam usta dłonią. – Zadzwoniłam po pogotowie. Zabrali ją godzinę temu. Próbowałam się czegoś dowiedzieć, ale nic mi nie mogą powiedzieć, bo nie jestem z rodziny.
– Uspokój się. Przyjadę niedługo. - Zerknęłam na Daisy, bawiącą się w bujaku.
– Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie. - Cały czas płakała. – Mogłam u niej zostać.
– Marika to nie twoja wina. - Próbowałam ją uspokoić.
– Ale Michael prosił mnie, żebym się nią opiekowała.
– Wiem – wyszeptałam.
Mówiła coś jeszcze bez ładu i składu, prosząc, żebym przekazała wszystko Michaelowi. Prosiłam, żeby wróciła z małą do domu, ale nie chciała mnie słuchać.
Po zakończonej rozmowie próbowałam dodzwonić się do Browna, ale na marne. Zadzwoniłam do Elizy, ale powiedziała, że był w sądzie. Bez zastanowienia ubrałam małą i poprosiłam Johna, żeby zawiózł mnie do kancelarii. Przez całą drogę się trzęsłam, a John upewniał się, czy nic mi nie było.
– Muszę zobaczyć się z Michaelem. Marry jest w szpitalu – powiedziałam w końcu, gdy stanęłam przy biurku Elizy.
O nic więcej nie pytała. Chciałam powiedzieć Michaelowi od razu, gdy wróci z sądu. Nie mogłabym o takich rzeczach mówić przez telefon. Jak miałam mu powiedzieć, że Marry, którą traktował jak matkę, trafiła do szpitala? Nawet nie wiedziałam, co się stało. Nie mógł jej stracić. Doskonale zastąpiła mu rodzinę, uratowała mu życie po stracie Emily. Wspierała go, gdy urodziła się Daisy, pomagała nam przy niej.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romance...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...