Po spotkaniu z córką Marry postanowiłam, że powinniśmy do niej pojechać. Dziewczyna nie miała ochoty na wizytę u matki, mimo że w Nowym Jorku zostanie na tydzień. Nie rozumiałam, co jej szkodziło spotkać się, chociaż na chwilę z matką. Byłam zaskoczona wizytą Gretchen w kancelarii. Nie sądziłam, że Michael miał z nią jakiś kontakt. Nie mówił o niej. Powinnam pamiętać, że dla Marry ja i Michael byliśmy rodziną i powinniśmy ją odwiedzać częściej niż raz w miesiącu.
– Długo znasz Gretchen? - Spojrzałam na Michaela, który leżał z Daisy na łóżku.
Mała leżała na brzuszku i podtykała mu pod nos książeczki, pokazując różne obrazki. Chętnie powtarzała nazwy zwierzątek i umiała je już rozróżniać. Patrząc na nią codziennie, nie mogłam uwierzyć, jak ten czas szybko mijał. Chciałabym, żeby cały czas była naszą małą córeczką. Mimo wszystko miło, jak plątała się nam pod nogami. Na szczęście marudziła już mniej. Jednak odkąd zaczęła mówić swoje pierwsze słowa, to buzia jej się nie zamykała. Oczywiście najwięcej do powiedzenia miała, gdy trzeba było iść spać.
– Nie znam jej. Spotkałem się z nią raz w Kanadzie, gdy się o niej dowiedziałem. Chciałem, żeby zajęła się matką, ale jak sama miałaś okazję zauważyć, ma to gdzieś.
O tak, doskonale dała mi do zrozumienia, że jej życie było ważniejsze od jej matki.
– Nie rozumiem, czemu się tak zachowuje.
– Mówisz tak, jakbyś nigdy nie była młoda.
– Nie, gdyby po tym, jak wyprowadziłam się od rodziców, ktoś powiedział mi, że są chorzy i muszę się nimi zająć, wróciłabym. - Usiadłam na brzegu łóżka.
– Alyson, znam wielu ludzi, którzy mieli różne kontakty z rodzicami i nie dziwi mnie, jak się w stosunku do nich zachowują. Sam nie wiem, co bym zrobił. -Spojrzał na mnie. – Nie nam to oceniać.
– Ale namawiasz ją do wizyty z matką?
– Tak, bo cokolwiek się między nimi stało, widzę, że Marry cierpi. Mimo że traktuje mnie, jak syna to wiem, że chciałaby mieć własne dzieci obok nieważne, jakie są. - Pogłaskał mnie po plecach.
Może Michael miał rację. Nie powinnam się w to wtrącać, tym bardziej że nie wiedziałam, jakie Marry miała relacje z córką. Tylko że przykro mi, że ta kobieta nie mogła liczyć na własne dzieci. Że obcy ludzie zaopiekowali się nią, gdy dzieci ją zostawiły. Nie wiedziałam, czemu mnie to tak dziwiło, przecież sama uciekłam od rodziców, bo miałam dość ich kontroli. Zastanawiałam się, co by musiało się stać, żeby odwróciła się od rodziców i wolała się bawić niż im pomóc.
Po obiedzie pojechaliśmy do Rochester. Za każdym razem będąc w dawnym domu Michaela, czułam się dziwnie. Chyba już zawsze tak będzie ze względu na to, że miał się tutaj przeprowadzić z Emily. To miał być ich dom. Na początku myślałam, że jakoś sobie z tym poradzę, ale przez koszmary było mi ciężko. Po prostu to miejsce nie było dla nas.
Daisy chciała maszerować sama, więc czujny tatuś po wyjściu z samochodu chodził za nią krok w krok. Tak na wypadek, żeby ją złapać, gdy się potknie. Mała uznała to za zabawę i zaczęła mu uciekać.
– Daisy, zaczekaj. - Złapał ją w końcu za rączkę.
Zauważyłam Marry, która właśnie wyszła do nas przed dom.
– Marry. - Uśmiechnęłam się na jej widok.
– O, jak miło was widzieć. - Wzięła Daisy, która wyciągała do niej rączkę. – Chodźcie.
Była też Marika z Jess. Niedawno przeprowadziły się do Marry, żeby móc jej pomóc. W sumie to Michael ją do tego namówił, uznając, że tak będzie lepiej. Cieszyłam się, bo to znaczyło, że ktoś z nią był i gdy coś się stanie, zdąży jej pomóc. Poza tym Marika dzięki temu mogła spotykać się z nowymi znajomymi i nie musiała siedzieć w domu, tylko dlatego, że nie miał, kto zająć się jej córką.
CZYTASZ
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]
Romance...Czasami w nocy, tak jak dziś, budzę się jeszcze ze strachem, że to się nie skończyło, a ja nadal jestem przetrzymywana. Wstaję wtedy z łóżka i bezradna siedzę na podłodze z podkulonymi kolanami i czekam aż zawita dzień. Wtedy dopiero znika strach...