106.

4.6K 171 0
                                    

Zostaliśmy zaproszeni na pierwsze urodziny córeczki Mariki. Michael długo się zastanawiał, a mi głupio było odmówić, więc podjęłam decyzję za niego. Miałam nadzieję, że nie był na mnie za to zły. Zaproszenie również dostała Marry, którą dziewczyna odwiedzała w weekendy. Przynajmniej się starała, bo wiadomo, że przy małym dziecku nie zawsze można sobie pozwolić na odwiedziny kogoś, kto mieszkał w drugiej części miasta. W Rochester zostały same, więc starały się pomagać sobie nawzajem tak, jak Michael pomagał im.

– Nie będę się czuć tam dobrze.

– Mike, ona nie ma prócz ciebie nikogo. - Spojrzałam na niego.

– Co powiedziałaś? - Podszedł do mnie.

– Że nie ma nikogo. - Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło.

– Wcześniej.

– Mike.

– Nigdy tak do mnie nikt nie mówił. - Objął mnie w pasie.

– Nie podoba ci się?

– Nie wiem. - Wzruszył ramionami. – Zawsze wszyscy mówią do mnie pełnym imieniem.

– Żadna z twoich dziewczyn nie mówiła do ciebie Mike?

– Żadna.

– To jak do ciebie mówiły?. - Uśmiechnęłam się.

– Normalnie.

– Hmm... Normalnie do ciebie nie pasuje.

– Naśmiewasz się ze mnie?

– Troszeczkę. - Pocałowałam go.

Zanim pojechaliśmy do Rochester, odwiedziliśmy sklep z zabawkami dla dzieci. Michael nie był tym w ogóle zainteresowany albo po prostu dobrze udawał. Przykro mi, że nie pomoże mi przy wyborze zabawek i innych rzeczy dla naszego dziecka. Miałam jednak nadzieję, że będę mogła, chociaż liczyć na mamę, bo nie sądziłam, żeby tata przestał się na mnie gniewać jeszcze przed porodem. Wierzyłam, że przejdzie mu, gdy zobaczy moje dziecko. Chciałabym, żeby to maleństwo czuło, że na nie czekaliśmy.

Stałam pomiędzy dużymi misiami a bujanymi konikami, zerkając na Michaela opartego o ścianę. Zerkał na mnie co jakiś czas, ale nie uśmiechnął się ani razu. Zastanawiałam się, co dla dziewczynki będzie lepszym prezentem. Wiedziałam, że miała dopiero rok i ucieszy się z wszystkiego, co dostanie. Po krótkiej chwili zdecydowałam, że weźmiemy jedno i drugie. Nie będę jej żałować i tak miała mało bliskich, którzy mogli obdarowywać ją prezentami.

– Zdecydowałaś? - Michael podszedł do mnie.

– Możemy wziąć to i to? - Spojrzałam na niego.

– Nie możesz się zdecydować?

– Nie. Chcę, żeby dostała dwa prezenty.

– Nasze dziecko też będziesz tak rozpieszczać? - Objął mnie w talii.

Prawie w ogóle nie mówił o naszym dziecku. Unikał tego tematu, jakby go nie było.

– A ty będziesz tym odpowiedzialnym ojcem?

– Którego znienawidzi – powiedział cicho.

– Nie. - Objęłam go za szyję, opierając swoje czoło o jego. – Pokocha cię.

– Nie, gdy dowie się, że go nie chciałem... Ja swoich rodziców za to nienawidzę.

– Michael – położyłam dłoń na jego szorstkim policzku – boisz się, dlatego tak zareagowałeś.

– Boję się o ciebie.

– Czy ani przez chwilę nie pomyślałeś o naszej trójce? - Przyglądałam się jego wyrazowi twarzy, który się zmienił.

Przestał zaciskać zęby i trochę się rozluźnił. Wydawało mi się, że próbował się lekko uśmiechnąć.

– Kupujemy? – zmienił temat.

Widząc uśmiech na twarzy dziewczynki na widok prezentów, utwierdziłam się w przekonaniu, że to najlepszy pomysł. W zamian dostałam nawet buziaka. Bardzo zdziwiliśmy się, gdy mała poczłapała do Michaela i się do niego przytuliła. Był zmieszany, ale objął ją ramieniem. Wiedziałam, że to dla niego nowa sytuacja i trudno mu się odnaleźć.

Marry upiekła wspaniały tort z postaciami z Disneya, który bardzo nam smakował. Widziałam, jaka Marika była szczęśliwa, wiedząc, że nie była dla Michaela, tylko kolejną klientką, której pomógł. Był obecny w jej życiu i to było dla niej ważne. Też się cieszyłam z tego powodu, bo dzięki nim nie był samotny.

– Bardzo wam dziękuję, że przyjechaliście – powiedziała Marika.

– Dziękujemy za zaproszenie. - Uśmiechnęłam się do niej.

– Chcę wam coś powiedzieć – zaczął poważnie Brown, podchodząc do nas.

Podał dziewczynkę mamie i objął mnie ramieniem. Nie wiedziałam, co on kombinował

– Coś się stało? – spytała zaniepokojona Marry.

– Tak. - Uśmiechnął się i zerknął na Marikę. – Zacznijmy od tego, że twój były mąż spędzi sporo czasu w więzieniu i nie jest już dla ciebie zagrożeniem.

– Dziękuję – wydusiła z siebie tylko tyle.

Widziałam, że jej ulżyło. Mogła zacząć w końcu żyć i nie obawiać się o nic.

– A po drugie, spodziewamy się z Alyson dziecka. - Pocałował mnie namiętnie.

W ogóle się tego po nim nie spodziewałam. Powiedział to z takim uczuciem, że zrozumiałam, że zaczynał się angażować.

– Gratuluję. - Marry od razu go uściskała. – Będziesz cudownym ojcem, Michael. Nie wątp w to.

– Nie wiem, ale się postaram.

Podszedł do Mariki, która kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć. Przytulił ją, a słowa były zbędne.

– Zależy ci na niej. To dobrze. - Uśmiechnęła się.

– Uważaj na siebie mimo wszystko.

Marry podeszła do mnie zadowolona, chwytając za ramiona.

– Nieważne co myśli i co mówi, jest zadowolony. - Uśmiechnęła się.

Cieszyłam się, że one przyjęły to dobrze, w porównaniu do moich rodziców. Najmłodsza widząc, że straciła nasze zainteresowanie, postanowiła zająć się swoimi nowymi zabawkami.

Brown chwycił moją twarz w dłonie.

– Przepraszam za to, jak się zachowałem.

– Teraz nadrobisz, prawda? - Spojrzałam mu w oczy.

– Kocham cię, Alyson i zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna.

– Chcę, żebyś był ze mną szczęśliwy.

Uśmiechnął się tylko i mnie pocałował. Nie potrzebowałam słów, bo dotarło do mnie, że pogodził się, że będzie ojcem, a to było dla mnie bardzo ważne. Chciałam mieć w nim wsparcie przez najbliższe miesiące, bo będę bardzo go potrzebowała. Bałam się tylko o niego i o to, że wplątał się w akcje przeciwko ludziom, którzy mnie porwali. Powiedział, że teraz bardziej zależało mu na tym, żeby ich dorwać i to mnie przerażało. Będę się starała, jak mogę, żeby oderwać go od tej sprawy. Nie wybaczyłabym sobie nigdy, gdyby coś stało mu się przeze mnie.

Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz