41. Było OK

745 51 2
                                    

Następnego dnia rano, w sumie na spontanie, zdecydowaliśmy, że pojedziemy do miasta położonego nieco dalej, lecz większego i nowocześniejszego. Bliźniacy uznali, że do pobliskiego miasteczka możemy udać się jutro lub za innym razem, kiedy przyjadą do Polski. Na naszą wyprawę planowałam zabrać Emmę, jednak ona była już umówiona z dziećmi z sąsiedztwa. Z kolei mojej siostrze nie chciało się jechać, bo jest leniwa. Stwierdziłam, że będzie mi smutno samej z Marcusem i Martiusem (wcale nie byłoby mi z nimi smutno, bo są zabawni, rozrywkowi i miewają szalone pomysły) i szukałam sobie towarzystwa. Muszę przyznać, że ciężko znaleźć kogoś o 7 rano, ale udało mi się. Justyna była już zajęta, ale Kamila chętnie się zgodziła. Jest ona równie zwariowana jak bliźniacy, więc trafiła mi się super ekipa. Mieliśmy busa o 9.10, więc szykowaliśmy się naszym niepośpiesznym tempem. Spokojnie zdążyliśmy na nasz transport, bardziej musieliśmy jednak uważać przy powrocie, ponieważ busy w soboty kursują rzadziej i spóźnienie się byłoby straszne, biorąc pod uwagę, że jesteśmy sami daleko od domu i nikt po nas nie raczy przyjechać. Podróżując do miasta, usiadłam obok Martinusa, co było strasznym błędem. Ciągle mnie zagadywał, np.: o Polska, hehe, ale tu spokojnie, fajnie tu, o patrz! pociąg, a u was to tak...?. Spostrzegłam, że Kamila z Marcusem wcale lepiej nie miała, jednak starszy z braci zadawał mniej pytań. Ja podczas podróży lubię wyglądać w okno i obserwować krajobraz. Nie przepadam wtedy za rozmawianiem z kimś chyba, że jest to duża, klasowa wycieczka, gdzie na spokój nie można liczyć. Po około 1,5 godziny wysiedliśmy z busa i poszliśmy do galerii, ponieważ rynek nie był jeszcze zbyt zaludniony i większość sklepów oraz atrakcji była zamknięta. Udaliśmy się do centrum handlowego. Tak naprawdę to już trochę miałam dość tych wszystkich sklepów. Jedyną rozrywką mogłam nazwać Marcusa, Martinusa i Kamilę. Przez nich wywalili nas nawet ze sklepu. Ta historia jest godna uwagi, więc wam ją opowiem. Poszliśmy sobie kulturalnie, na legalu do sklepu kosmetycznego. Kamila chciała kupić sobie jakąś maskarę czy coś, więc poszliśmy z nią. Oczywiście ci debile nie mogą zrobić nic spokojnie. Bowiem zaczęli brać testery kosmetyków i smarować siebie nawzajem. Po pewnym czasie podeszła do mnie kierowniczka i powiedziała, żebyśmy opuścili drogerię. No świetnie. W dodatku byłam cała w niebieskim rozjaśniaczu. Później jeszcze chodziliśmy po innych sklepach. Nie działo się nic ciekawego, jednak ogólnie było wesoło i fajnie. Po godzinie 14 udaliśmy się do parku na mini sesję zdjęciową oraz na spacer po rynku a następnie wsiedliśmy do busa powrotnego. W sumie ta podróż do domu była najciekawsza, bo dużo się śmialiśmy, żartowaliśmy i opowiadaliśmy jakieś nasze głupie historie. Po powrocie do naszej ukochanej wsi i posiadłości chwilę odpoczęliśmy a następnie poszliśmy na dwór, aby trochę pograć w badmintona, posiedzieć i porozmawiać oraz pobawić się z moimi malutkimi kotkami. Następny dzień miał być ostatnim w Polsce Marcusa i Martinusa a zarówno najciekawszym.



Już dzisiaj udało mi się wstawić rozdział. Dosyć nudny, ale obiecuję, że kolejne będą ciekawsze, bo mam już kilka fajnych pomysłów. Także do zobaczenia! 

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz