Ta informacja mnie dość poruszyła i zmotywowała do bardziej aktywnego życia. Chciałam zrobić coś ciekawego, co zapamiętałabym na długo i, żeby było to coś pozytywnego, nie zbicie szyby w oknie. Zdałam sobie też sprawę, że za niecały rok osiągnę pełnoletność.
Wysiadłam z samolotu, wzięłam bagaże i pojechałam do domu mojego dziadka i babci. Spędziłam tam może trzy tygodnie i to niecałe. W tym czasie głównie siedziałam na zewnątrz, pod warunkiem, że nie padał deszcz. Raz zdarzyło się, że pojechałam do Londynu i trochę pozwiedzałam. Za każdym razem ekscytuję się, gdy mam zobaczyć tamtejsze zabytki, o których tak uczą nas w polskich szkołach. Nieważne czy widzę to pierwszy raz, czy siódmy. Cały czas London Eye, Big Ben, Opactwo westminsterskie, Pałac Buckingham robią takie same wielkie wrażenie. Podczas tych trzech tygodni spotkałam się dwa razy z Harvey'm, w tym raz przyprowadził ze sobą Maxa. Jako, że mieszkaliśmy kilkadziesiąt kilometrów od siebie, mogliśmy sobie pozwolić na spotkanie.
Równo dziesięć dni od mojego przylotu do Anglii zadzwonił do mnie pewien kolega z liceum i oznajmił, że organizuje wyjazd nad jezioro i spytał, czy nie chcę dołączyć. Był to bardzo fajny znajomy z klasy. Zrobiło mi się bardzo miło, gdy okazało się, że nie zaproponował tego pomysłu wszystkim osobom z klasy, tylko tym wybranym, w tym mnie. Wiecie, po pierwszym roku znajomości chłopak pyta się mnie, czy nie wybrałabym się ze znajomymi na wakacje. No po prostu super. Sytuacja wyglądała tak, że jego ojciec prowadził firmę transportową i podał Kornelowi pomysł, że, gdyby zebrał wystarczającą ilość znajomych, to on opłaciłby nam transport busem nad Jezioro Białe. Kornel, który był duszą towarzystwa, od razu zaczął wydzwaniać do przyjaciół. Spora część mu odmówiła i wtedy wpadł na to, by zaprosić znajomych z klasy, co było według mnie i jego jeszcze lepszym pomysłem, bo zacieśnianie więzi i takie tam. W tym momencie zaświeciła mi się lampka w głowie: "To jest to, co chciałabym zrobić - pojechać na kilkudniowe wakacje ze znajomymi pierwszy raz w życiu. To mógłby być ten przełomowy moment w moim życiu. Ten początek zmian i aktywności". Moje życie, tak patrząc, było dość nudne, nie licząc pojedynczych sytuacji. Na jesień rozpoczynała się szkoła, a w powietrzu unosił się żal po skończonych wakacjach, czyli okresie, gdzie mniej więcej czułam, że żyję. Z jesieni szybko robił się 22. grudnia. Na zime zapadałam w stan hibernacji. Tylko chodziłam do szkoły, jadłam, piłam, uczyłam się, oglądałam telewizję i spałam. Małe przebudzenie w okresie świąt bożonarodzeniowych i dalej to samo. Wiosna to taka odwrócona jesień, tylko bardziej kolorowa, weselsza i pogodniejsza. Nie mogłam popadać w monotonię. Z reguły nie narzekałam na moje życie, ale wiedziałam, że może być ciekawsze, jeśli tylko zechcę. Wiedziałam też, że muszę pojechać na te wakacje ze znajomymi i muszę jakoś ubłagać rodziców, by mi na to pozwolili.
Gdy powiedziałam im o całym pomyśle, raczej nie byli zadowoleni. "Dopiero co tu przylecieliśmy, teraz nie wrócisz tak prędko do Polski. Sama samolotem? Jesteś niepełnoletnia. To takie dzieci mogą same lecieć samolotem? Po co ci to? Ten twój kolega to normalny jest? Nie zgubisz się? Będzie jakiś dorosły?" Próbowałam ich przekonać, że to świetna okazja, abym lepiej poznała moich znajomych z klasy, że mam już siedemnaście lat i jakoś sobie tam poradzę. Używałam różnych argumentów, ale dopiero słowa Kaśki ich przekonały: "Ja w jej wieku pojechałam sama do Berlina pociągiem". Nic dodać, nic ująć. W dodatku ciotka Lucyna powiedziała, że w sumie to może polecieć ze mną do Polski, bo i tak chciała się wybrać do ojczyzny odwiedzić rodzinę. Moi rodzice nie mieli więcej wątpliwości. Po czasie nawet stwierdzili, że to super, że już po roku tak świetnie się dogadywaliśmy w klasie.
Zadzwoniłam do Kornela i przekazałam mu radosne informacje. Wtedy pojawił się jeszcze jeden problem. Nie było 32 chętnych osób, czyli tylu, ilu potrzebowaliśmy, by wyjazd się odbył. Kornel powiedział, że mogę wziąć kilku swoich znajomych, bo jest jeszcze sporo wolnego miejsca. Na pytanie, dlaczego po prostu nie zaprosi innych osób z naszej klasy odpowiedział, że część nie może, za resztą nie przepada. Innym argumentem było to, że fajnie jest poznać nowych ludzi. Zastrzegł mnie też, abym wzięła te najbardziej wyluzowane i radosne oraz lubiane przeze mnie osoby, aby nie było na wyjeździe niepotrzebnych spięć. Obdzwoniłam więc całą moją paczkę, ale tylko Julka i Piotrek okazali się zainteresowani. Kornelowi jednak to wystarczyło i podał informację, że za dwa tygodnie wyjeżdżamy ekipą na 10 dni nad jezioro. Nie macie pojęcia, jaka byłam szczęśliwa, że tam pojadę. Już nawet wolałam przesiedzieć te pozostałe tygodnie sama w domu w Polsce, byleby tylko pojechać ze znajomymi.
Kilka dni później spotkałam się z Maxem i Harvey'm. Gdy powiedziałam im o moich planach, oznajmili, że oni także z chęcią wybraliby się na taki wyjazd, a poza tym nigdy nie byli w Polsce. Nie chciałam od razu chłopakom mówić, że nie, nie ma szans, zwłaszcza, że ich bardzo lubiłam. Byli bardzo rozrywkowi i zwariowani, więc raczej nie wszczęliby żadnej awantury. Mimo że wątpiłam, aby udało mi się ich "wcisnąć", zadzwoniłam do Kornela, który zareagował mniej więcej tak: "O świetnie! Niech jadą. Będzie zabawa". Poszło jak po maśle. Byłam bardzo zdziwiona, że tak fajnie się ułożyło. Podobnie jak bliźniacy. Została jeszcze jedna sprawa - rozmowa z rodzicami chłopaków. Według mnie - ta łatwiejsza część, według nich wręcz przeciwnie. Właściwie to za kilka miesięcy Max i Harvey mieli skończyć 18 lat, więc ja jako rodzic nie widziałabym żadnej przeszkody. Sara i Paul chyba myśleli podobnie jak ja. Wystarczyło im powiedzieć, że jadą moi znajomi z klasy, przyjaciele i pokiwali twierdząco głowami. Resztę wieczoru szwendałam się z bliźniakami po miasteczku, śmiejąc się, że to my powinniśmy być symbolem szczęścia, a nie koniczyna.
Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień, jeszcze nie wylotu, ale podróży do ciotki Lucyny do Manchesteru, skąd mieliśmy wyruszyć dalej. Spędziliśmy jedną noc u mojej krewnej i nazajutrz z rana polecieliśmy do Polski.
-Gotowi na przygodę? -zaśmiał się Max i objął mnie oraz Harvey'ego ramieniem.
Hej kochani!
Co u Was słychać? Ktoś jeszcze wybiera się jeszcze w jakąś podróż na tych wakacjach?
Chciałam Wam podziękować za to, że jakiś czas temu, gdy poprosiłam, abyście zaglądnęli na moją drugą książkę "Marcus and Martinus, Max and Harvey - wyobrażenia", to tam zaglądnęliście. Dziękuję Wam za to i dziękuję też za Wasze wszystkie pozytywne komentarze oraz obecność tu. Pozdrawiam! <333
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...