Pewnego rodzaju nadzieja pojawiła się, kiedy dowiedziałam się, że po świętach lecę z rodziną do Norwegii. Planowałam wtedy spotkanie z Martinusem. Przecież kontakt w cztery oczy, to nie to samo co przez internet, prawda?
Wyjątkowo, nie czekałam jakoś szczególnie na ten wyjazd. Zawsze charakteryzowałam się tym, że podróże wzbudzały u mnie spory entuzjazm. Tym razem było inaczej. Ten wyjazd miał być "inny", bo spotkanie z Martinusem do takowego się zalicza, ale ta "inność" mnie nie przekonywała. Jedyne, na co czekałam, to święta. Adwent niemiłosiernie mi się dłużył, ale kiedy przyszło do 24. grudnia, okazało się, że jednak ten czas minął w mgnieniu oka.
Nie wiedzieć kiedy i jak, znalazłam się w Norwegii. Mieszkałam u mojego wujostwa i ich licznego potomstwa. Co dzień próbowałam skontaktować się z Martinusem w celu ustalenia naszego spotkania. Wspominałam mu już o tym wcześniej, ale odpowiadał zdawkowo. Tym razem było podobnie, może nawet gorzej. Po prostu mnie olewał. Odczytywał moje wiadomości, ale nie odpisywał. Zdarzyło się raz czy dwa, że łaskawie wysłał mi wytłumaczenie, lecz do tematu rozmowy nie nawiązał w żaden sposób. Ostatecznie wyszło tak, że to nasi rodzice się zgadali i w jeden dzień pojechaliśmy do Trofors. W drodze towarzyszyła mi ekscytacja, ale również poirytowanie. Śmiało mogę powiedzieć, że to drugie odczucie dominowało nad pierwszym. Kiedy weszłam do domu Gunnarsenów, spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Okazało się, że młodszy z bliźniaków wymknął się z domu pod pretekstem urodzin przyjaciela i nie wiadomo, kiedy wróci. Byłam pewna, że to kłamstwo. Czułam się podle, zostałam oszukana - według mnie - w perfidny sposób. Przecież Martinus dobrze znał moje plany, nawet jeśli ich nie komentował.
Przez chwilę siedziałam z Emmą w jej pokoju i rozmawiałyśmy na babskie tematy. Chciałam dowiedzieć się, o co chodzi z jej starszym bratem, ale za każdym razem, gdy o niego spytałam, dziewczyna milczała lub mruczała coś pod nosem. Następnie siedziałam przy stole z całą rodziną Gunnarsenów i moją. Ciągle czułam na sobie wrogi wzrok Marcusa. Nie było łatwo się przed nim ukryć, bo siedział naprzeciw mnie. Nie rozumiałam, dlaczego traktuje mnie jak nieprzyjaciela i nie oczekiwałam od niego wyjaśnień. Czułam, że nie byłby one przyjemne dla ucha. W końcu miałam dosyć tej napiętej atmosfery pomiędzy nami i zdecydowałam się wyjść na spacer. Trofors to malownicze miejsce i przechadzki po nim bardzo relaksują. Była godzina 15, a na zewnątrz całkowicie ciemno. Nie mogłam podziwiać pięknych widoków, lecz to był najmniejszy problem. Zatrzymałam się pod jedną z latarni na niewielkim wzniesieniu i spojrzałam na Księżyc odbijający się w jeziorze. Tuż obok tafli wody zobaczyłam dwie sylwetki - dziewczyny i chłopaka.
Hej kochani!
Dawno nie było tak krótkiego rozdziału, ale uwierzcie, że pisało mi się go tragicznie i początkowo myślałam, że nie przekroczy 300 słów.
Pozdrawiam! <3
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...