2.140. Symboliczny koniec

278 37 29
                                    

Wiedziałam, że nikogo to nie interesuje, a zwłaszcza Norwega, ale przez tę sprawę jeszcze bardziej stracił on w moich oczach. Nie dość, że łamacz serc, to jeszcze zawodowy kłamca, krętacz i niszczyciel relacji międzyludzkich. Tylko dlaczego Harvey mi tego od razu nie powiedział?

Tego, że nie chcę znać Martinusa byłam już pewna na sto procent. Z drugiej strony, mimo wielu niedorzeczności, które w trakcie naszej znajomości się pojawiły, historia z Norwegiem pozwoliła mi wyciągnąć kilka cennych wniosków przydatnych do dalszego życia. Nie mówię tu tylko o tym, żeby nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, nie ufać za szybko nowo poznanym znajomym, ale także o tym, aby mieć przyjaciół na oku i trzymać ich blisko, zawsze patrzeć na wszystko z różnych perspektyw oraz doceniać i dbać o tych ludzi, którzy byliby w stanie zrobić dla nas wszystko. Takimi osobami byli dla mnie Harvey, Julka oraz Kuba. Dotarło do mnie, że za szybko uznałam Martinusa za przyjaciela. O prawdziwych przyjaciół trzeba się długo starać.

Czyli przygodę z norweskim blondynem mogłam uznać za zakończoną. Brakowało jeszcze tylko takiego jakby klucza, który pozwoliłby mi zamknąć drzwi - ostatni ślad po Martinusie. Tym śladem był list miłosny otrzymany od chłopaka dzień po oficjalnym wyznaniu miłości. Kiedy przeczytałam korespondencję po raz pierwszy, odebrałam ją jako coś pięknego, jak dozgonny dowód miłości. Podczas gdy zorganizowałam wielkie palenisko rzeczy powiązanych z Martinusem, w ostatniej chwili wycofałam się i wyjęłam świstek papieru, wierząc, że może on oznaczać, iż w przyszłości będzie jeszcze dla nas szansa. Ponadto list stanowił dla mnie także wyjątkowy prezent. Jednakże to było dawno i przez ten czas zmieniłam swoje zdanie w niektórych sprawach i dojrzałam do pewnych rzeczy. Wolałam nie mieć złych wspomnień, więc zdecydowałam się spalić ten ostatni element przywodzący na myśl Martinusa. Aby dotrzymać słowa danego samej sobie i nie postąpić tak, jak kilka lat temu, poprosiłam Harvey'ego, Maxa, Julkę i Kubę, by towarzyszyli mi w tym momencie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo głupio to brzmi, ale wiedziałam, że to najlepsze, bezpieczne wyjście. Czułam się w tej kwestii słaba i obawiałam się, że mogę się w ostatniej chwili wycofać. Tych czworo było moimi najlepszymi przyjaciółmi i od razu mnie zrozumieli.

-To gdzie ten list? -spytał Harvey, podskakując w miejscu z podekscytowania.

-Oprawiony w ramce wisi nad moim łóżkiem -odpowiedziałam rozbawiona zachowaniem chłopaka. -No przecież żartuję -dodałam, widząc jego zdziwienie.

-To bierz szybko i idziemy. Julka i Kuba są już koło bramki, pójdę ich przywitać.

-Czekaj, czekaj! Wróć! -zawołałam za chłopakiem. Był luty a na zewnątrz panował siarczysty mróz. -Przecież tak ci nie pozwolę wyjść. Jeszcze mi się rozchorujesz, chłopaczku -zapięłam Harvey'emu kurtkę i pogłaskałam go po ramieniu.

Harvey wybiegł pośpiesznie z domu a tuż za nim podążył Max. Wraz z Kubą i Julką rozpalili niedaleko ogrodu małe ognisko. Ja udałam się do pokoju i wyciągnęłam ze swojego starego pamiętnika ładnie zapakowany list. Przeczytałam go po raz ostatni. Był przereklamowany i przesłodzony. Wartował tyle co nic. Zgięłam kartkę papieru w ręku i pognałam do moich przyjaciół.

-Wreszcie! Co tak długo robiłaś? Ognisko już prawie wygasło -krzyknął Harvey i chwycił mnie za dłoń, wciągając do kręgu.

-Cześć wszystkim! -przywitałam się radośnie. -Musiałam po raz ostatni przeczytać to, co jest tu napisane.

-I co? -spytał troskliwie starszy z bliźniaków.

-Same kłamstwa i głupoty. Nic dla mnie nie znaczy -skrzywiłam się. -Sam zobacz.

-Rzeczywiście. Masz rację -stwierdził Harvey i wyciągnął rękę, by oddać mi list.

-Mógłbyś ty go wrzucić do płomieni? -spytałam z nadzieją w głosie.

-Jesteś pewna?

-Tak. Zrób to. Proszę. Chcę, żebyś to był właśnie ty -Harvey zastanowił się jeszcze przez chwilę, a następnie wrzucił list do ognia. Wszyscy patrzyliśmy, jak ogień pożera kawałek papieru. Na początku czułam żal, ale z każdą późniejszą sekundą utwierdzałam się w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję. To był symboliczny koniec.

-Oh, Harvey. Mówiłam ci, żebyś się ciepło ubrał -powiedziałam, wyrywając się z zadumy. Nachyliłam się, aby zawiązać Anglikowi szalik.

-Kocham cię -szepnął mi do ucha, a mnie przeszły dreszcze.


Hej kochani!

To już ostatni rozdział. Za tydzień pojawi się epilog. Dziękuję, że tu jesteście. W ogóle, dziękuję za wszystko! <33

Pozdrawiam serdecznie!

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz