Stałam przed kościelnym ołtarzem i byłam bliska omdleniu. Wcale nie dlatego, że w kościele było tak duszno i ciasno, że momentami brakowało tlenu. Traciłam siły, ponieważ nie dowierzałam temu, co się działo. Słyszałam, jak mój przyjaciel od lat dziecięcych składał przysięgę przed ślubnym kobiercem. Tyle razem przeszliśmy, tyle wspomnień dzieliliśmy, tyle o sobie wiedzieliśmy, tyle wspólnie zrobiliśmy. Potem usłyszałam ją - prawdziwą przyjaciółkę, która czasami nie dawała mi dojść do słowa, ale zawsze pomogła i wsparła dobrym słowem. Właśnie składała wieczną obietnicę wierności. To było dla mnie niesamowite, że już po raz kolejny wyznawali sobie miłość, a ja mogłam stać obok i się przyglądać. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce, gdy byliśmy pięcioletnimi dzieciakami i próbowaliśmy naśladować dorosłych. Wspomnienie było trochę niewyraźne, mało romantyczne, ale wciąż kolorowe i radosne. Po dwudziestu jeden latach sceneria uległa zmianie, przybyło więcej ludzi, filtr retro zamienił się w "naturalny", a słońce nie świeciło nam prosto w oczy, co jednak nie oznaczało, że było ponuro. Wręcz przeciwnie. Panował nastrój radości i wzruszenia. Jedynie nie zmieniły się osoby wyznające sobie miłość. Tym razem w stu procentach naprawdę. Julka i Kuba - jak ogień i woda. Pozornie - kompletnie inni, ale chyba wszyscy już zdążyliśmy się przekonać, jak bardzo pozory mogą mylić. Nikt z ich bliższych znajomych nigdy nie przypuszczał, że kiedyś stworzą zgraną parę. A jednak... Na przekór wszystkim. Ze łzami w oczach obserwowałam, jak mówią sobie sakramentalne tak. Potem uroczyste błogosławieństwo, obsypanie ryżem i groszówkami, życzenia a dalej poszło jak z płatka.
Ich wesele przypominało typową, polską biesiadę. Za najlepszy moment, uważam północ, kiedy miało miejsce rzucanie welonem przez pannę młodą i muszką przez pana młodego. Stałam nieopodal i tylko patrzyłam na tę zabawę. Nie wiedzieć kiedy, Piotrek wepchał mnie do kręgu młodych dziewcząt a podwijka trafiła wprost do moich rąk. Kilka minut później, Harvey - moja sympatia, a przede wszystkim mój najlepszy przyjaciel i towarzysz - pewnie chwycił za muszkę. Podczas naszego wolnego tańca orkiestra zagrała "Zawsze tam gdzie Ty" autorstwa Lady Pank, lecz to stanowiło tylko przyjemne tło.
-Czyli, według obowiązujących zasad i tradycji, to nasz ślub będzie następny? -spytał Harvey, kiedy kończyła się pierwsza zwrotka piosenki.
-Według obowiązujących zasad i tradycji - tak -uśmiechnęłam się szeroko.
-Obiecuję, że już nie będziesz musiała długo czekać na ten moment -szepnął mi do ucha i przyciągnął bliżej siebie. W tej chwili już wiedziałam, czego pragnę najbardziej na świecie.
I wykonaliśmy najlepszy taniec, na jaki było nas stać. Czułam jak się powoli unoszę i przysuwam do bram raju. To jeden z najpiękniejszych i najromantyczniejszych momentów, które doświadczyłam. Podobnie jak ta chwila rok później.
Harvey dotrzymał obietnicy. Tym razem to ja stanęłam pośrodku kościoła i zawierałam związek małżeński.
Nasza historia momentami bywała przekorna i pewnego razu nic nie wskazywało na to, że jeszcze kiedyś znów się połączymy i to na stałe. Zajęło mi sporo czasu nim dotarło do mnie, że porządniejszego kandydata na męża niż najlepszego przyjaciela nie znajdę. Nie istniała też możliwość poznania kogoś właściwszego niż Harvey'ego. Byliśmy dla siebie stworzeni. On zdawał się wiedzieć o tym od samego początku, a ja byłam za mało bystra, by zauważyć to równie szybko. Dopiero moi rodzice, rodzeństwo i przyjaciele (Julka, Kuba, Max i Piotrek) nakierowali mnie i pomogli w podjęciu odpowiedniej decyzji. Nie zrobiłam tego pod ich wpływem. Sama o tym postanowiłam. Oni jedynie otrzeźwili mi umysł.
Harvey oświadczył mi się w dniu moich urodzin na wyspie Saint Kitts. Popłakałam się ze szczęścia. Ani sekundy nie zastanawiałam się nad odpowiedzią. Po prostu rzuciłam mu się w ramiona. Pobraliśmy się rok później w czerwcu. Ten wyjątkowy dzień dzieliliśmy z Maxem i jego drugą połówką. Na początku byłam negatywnie nastawiona do podwójnego ślubu. Uważałam, że to powinien być nasz i tylko nasz dzień. Chciałam być też w tym dniu jedyną najważniejszą kobietą, a Natalie stała się dla mnie konkurentką. Jednakże Max i Harvey byli bliźniakami, co nieco zmieniało postrzeganie całej tej sytuacji. To było dla nich ważne, a ja nie mogłam odbierać im radości i jeszcze stwarzać problemów. Patrząc z perspektywy czasu, niczego nie żałuję. Podwójne wesele to podwójna zabawa i miłość. Nasz ślub to coś, czego nigdy nie zapomnę z uwagi na wartość wydarzenia i to, co się wtedy wydarzyło.
Dziewiętnastego lipca w wieku 27 lat stałam się panią Mills. Wyszłam za mojego przyjaciela - najcudowniejszą osobę na Ziemi. Podczas składania przysięgi moi bliscy nie kryli łez wzruszenia i szczęścia.
Po zakończeniu mszy czekała na mnie kolejna niespodzianka. Na samym końcu kolejki do składania życzeń stała Justyna oraz Marcus Gunnarsen. Ich obecność była dla mnie zaskoczeniem, ponieważ nie wysłałam im zaproszenia na ślub. Podeszli do mnie i Harvey'ego jako ostatni. Harvey przysunął się bliżej mnie i chwycił mnie mocniej w talii tak jakby obawiał się kłopotów i wyczuwał w Marcusie Martinusa. Nic takiego się jednak nie stało. Niezaproszeni goście tylko wręczyli prezent, pożyczyli wszystkiego najlepszego i odeszli. Zanim jednak to zrobili, Marcus szepnął mi do ucha: "Ja wszystko wiem. Przepraszam za mojego brata". Te słowa mną wstrząsnęły. Czyżby Martinus opowiedział w końcu prawdziwą wersję zdarzeń? Nie mogłam w to uwierzyć, ale żadne inne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy. Nie chciałam, aby cała prawda wyszła na jaw, ale w głębi duszy poczułam satysfakcję, że świat jest choć trochę sprawiedliwy. Późnym wieczorem dostałam od mojej pierwszej miłości wiadomość z życzeniami. Pokazałam to Harvey'emu, co bardzo mu się nie spodobało. Z tego względu zdecydowałam się poprzestać na zwykłym: "Dziękuję" i nie kontynuować konwersacji. Nigdy później nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Przerażało mnie to, jak drastycznie ludzkie relacje mogą się zmienić, ale czułam, że dobrze postępuję. On zresztą nie chciał niczego naprawiać. Sytuacja z Marcusem wyglądała inaczej. Staliśmy się dobrymi znajomymi, natomiast nie dogadywałam się z Justyną.
W pierwszą rocznicę ślubu powitaliśmy z Harvey'm na świecie naszego synka. Dwa lata później, w grudniu, urodziłam bliźniaków, którzy niewątpliwie wdali się w ojca. Harvey doskonale sprawdzał się w roli męża i ojca. Nie miał sobie równych. Wiedliśmy szczęśliwe, zwariowane i na ogół bez problemów życie. Nasze przygody z młodości często stanowiły obiekt żartów i wspomnień podczas spotkań z bliskimi.
Nie żałowałam żadnej podjętej decyzji. Z tych trafnych się cieszyłam, a te niewłaściwe traktowałam jak lekcje. Miałam swoją jedną regułę życiową: życie jest prostsze, gdy nie ma drugiej strony. W końcu prawda może być tylko jedna.
Hej kochani!
To już koniec. W następnej części napisałam podziękowania i co dalej zamierzam robić. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście ją przeczytali.
Chciałam, aby epilog to była najdłuższa część w całej książce licząca około 2000 słów, ale mi nie wyszło. Nie chciałam też na siłę przedłużać.
Dziękuję i pozdrawiam! <3
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...