2.138. Koniec pewnego pokolenia

258 29 32
                                    

Nigdy więcej się nie nabiorę na piękne oczy i teksty chłopaka. Poczułam żal do siebie za wszystkie złe decyzje, jakie podjęłam. Okazało się, że było ich mnóstwo.


Na Sylwestra wróciłam do domu, do Polski. Krótki pobyt w Norwegii, ale za to niezapomniany. Moi rodzice zauważyli, że zachowuję się dziwnie - dziwnie, czyli spokojnie i cicho. Choć z natury bliżej było mi do osoby opanowanej i zrównoważonej niż chaotycznej i będącej wszędzie jednocześnie, to cechowała mnie energiczność. Byłam pewnego rodzaju aktywnym wulkanem, lecz zamiast niespodziewanych erupcji, lawa wydobywała się stopniowo. Na co dzień zarażałam innych pozytywnym nastawieniem. Można powiedzieć, że, nawet milcząc, tworzyłam wesołą atmosferę i dlatego znajomi mówili, że spotkania ze mną są radośniejsze. Wtedy byłam przymulona i nie do końca rozumiałam to, co działo się wokół mnie. Rodzice ciągle na mnie spoglądali, ale o nic nie pytali. Nawet nie próbowali wciągnąć mnie do rozmowy. Miałam wrażenie, że oni doskonale wiedzą, o co chodzi i pojmują to lepiej ode mnie.

Przez najbliższe dwa tygodnie miałam nadzieję, że Martinus się jeszcze do mnie odezwie, że napisze, że tylko żartował lub był zmuszony do kłamstwa. Niby obiecałam sobie, że wyrzucę z głowy wszystko, co z nim związane, ale to nie było łatwe. W dodatku mój mózg jakby uparł się, by ciągle myśleć o Norwegu. Wiedziałam, że będę potrzebowała dużo czasu, aby opanować własne życie.

Po 14 dniach "życia-nie-życia", kiedy wydawało mi się, że już prawie wróciłam do normalnego rytmu, znów wydarzyło się coś, co zaburzyło mój spokój. Z obserwacji i własnych doświadczeń wiedziałam, że życie właśnie takie jest, że jak się wali to już wszystko. Wtedy jednak los zdecydowanie przegiął. Był to szok pokroju tego, kiedy moja bratanica przyszła na świat, tylko że tym razem dotyczył odejścia ze świata. Koniec żywota pewnej osoby. Koniec pewnego etapu. Koniec pewnej historii. Koniec członka pewnego pokolenia.

Zmarła moja babcia. Matka mojego taty. Miała się bardzo dobrze. Była w znakomitej formie. Nic nie wskazywałoby na to, że za niedługo umrze. W ciągu zaledwie godziny jej stan drastycznie się pogorszył aż ostatecznie jej serce przestało bić. Chyba nie muszę opisywać, jak wielki cios był to dla całej mojej rodziny. Nie mogliśmy wykrztusić słowa, kiedy usłyszeliśmy o jej zgonie. Pierwsza dowiedziałam się ja od Harvey'ego. Chciałam wierzyć, że żartuje, ale to nie było w jego stylu. Wypytywałam go o szczegóły dopóki nie dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę. Potem uświadomiłam sobie, że muszę przekazać tą tragiczną wiadomość moim rodzicom, ale ktoś mnie wyprzedził. Przez szparę w drzwiach widziałam, jak tato momentalnie pobladł a mama chwyciła się za głowę i usiadła na krześle.

Choć babcia większość życia spędziła w Wielkiej Brytanii, od zawsze powtarzała, że jej życzeniem jest spocząć w Polsce - tam, skąd pochodzi. Spodziewaliśmy się tłumów na pogrzebie, zwłaszcza jeśli chodzi o gości z Anglii. Normalnie cieszyłabym się ze spotkania rodzinnego, ale w zaistniałej sytuacji to nawet brzmiało głupio. Procesy związane z przetransportowaniem ciała do Polski należały do skomplikowanych i długotrwałych. Im bliżej dnia ostatniego pożegnania, tym bardziej nerwowi i zapracowani byli wszyscy. Z jednej strony to dobrze, bo mogli skupić się na czymś innym, ale z drugiej strony - całokształt i tak był związany z odejściem członka rodziny.

Mnie powierzono patronat nad domem. Gdy dorośli wyjeżdżali w celu zapięcia wszystkiego na ostatni guzik, ja miałam za zadanie odbierać telefony od dalszych krewnych oraz dbać o mieszkanie i przygotować miejsce dla przybyszów zza granicy. W moim domu miało nocować 8 osób oraz mój brat z rodziną i siostra z partnerem. Wśród tych 8 wujków i ciotek znajdował się także Harvey Mills. Jego rodzina zarezerwowała pokoje w hotelu, lecz Harvey wymigał się, mówiąc, że jeżeli jest możliwość noclegu u mnie, to on zdecydowanie wybiera taką opcję. Nie mogłam mu odmówić.

Odrobinę obawiałam się jego przyjazdu. Wiedziałam jaki jest tego cel, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie myśleć o nas. Relacje między nami były jasne, ale dziwne. Od powrotu z Norwegii trochę unikałam kontaktu z Harvey'm. Nawet się nie zastanawiałam nad tym, czy opisać zajście z Martinusem. To zupełnie nie było w stylu Anglika, ale już wyobrażałam sobie teksty: "mówiłem ci, że tak będzie", "sama wybrałaś jego, a nie mnie", "wiedziałaś jaki jest, wiedziałaś na co się piszesz", "żałuj, że mnie straciłaś". Nie, nie, nie. Harvey nie napisałby tego, ale tylko bym się przed nim upokorzyła. Z dnia na dzień odczuwałam coraz większy strach i stres.



Hej kochani!

Jestem pełna energii, a to wszystko dzięki Wam!

Po pierwsze, pod ostatnim rozdziałem napisaliście mi tak dużo miłych komentarzy, że nie wierzę! Spodziewałam się (a nawet byłam na to gotowa) fali niezadowolenia i dezaprobaty, że napisałam sytuację z Martinusem tak, a nie inaczej. Dziękuję, że nie obrzuciliście mnie pomidorami! <3

Po drugie, moja książka ma już ponad 70 tysięcy odsłon. To jest dla mnie wielki szok. NIE DO-WIE-RZAM!!! Mogłabym się tu rozpisać o tym, co czuję teraz i, co czułam, gdy zaczynałam przygodę z Wattpadem, ale to bez sensu. Po prostu uwierzcie, że ja w to nie wierzę. Dziękuję, że tu jesteście!

DZIĘKUJĘ!!! <33

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz