Zeszliśmy na dół, gdzie czekała na nas dość obfita kolacja. Przy stole nieco rozmawialiśmy, jednak obyło się bez śmiechów, gdyż nikt nie był w nastroju do żartów. Zastanawiałam się dlaczego. Przecież zawsze robili hałas bez względu na porę. Moich rodziców jeszcze rozumiałam. W końcu w ostatnich dniach były święta, potem wielkie pakowanie i całodniowe podróż. Ale Gunnarsenowie? Może coś się stało w ich rodzinie? Ciekawiło mnie to, jednak postanowiłam się nie zadręczać i odpocząć. W końcu po to tu przyjechałam. Pomógł mi w tym Martinus, który wyrwał mnie z rozmyślań i namawiał, abym poszła z nim do pokoju. Pokusa, żeby troszeczkę z nim poplotkować była ogromna, jednak musiałam odmówić z tego względu, że byłam zmęczona. Rano, gdy się obudziłam, a właściwie to, kiedy mnie obudzono, czułam się wypoczęta jak nigdy. Do mojego pokoju przyszedł Marcus z Emmą. Zaśpiewali, a przynajmniej próbowali zaśpiewać, pierwsze wersy "Przybieżeli do Betlejem".
-Kamila, wszystkiego najlepszego! -zawołała Emma, wręczając mi prezent i mnie przytuliła.
-Dziękuję ci, ale nie musiałaś -usiadłam prosto na łóżku.
-Kamilo, w imieniu moim i Emmy chciałbym ci życzyć zdrowia, szczęścia, miłości i wystrzałowego chłopaka -w tym momencie na chwilę przerwał i mrugnął porozumiewawczo okiem. -świetnych ocen, sukcesów w życiu, wiecznego uśmiechu i spełnienia marzeń, bo to tak naprawdę wszystko oraz życzę, żeby następny rok był jeszcze lepszy i bogatszy w przygody. A to dla ciebie -powiedział i dał mi dość spore pudełko.
-Dziękuję wam. Jesteście kochani, ale... Ja też o was pomyślałam. Tylko czekajcie. Jezu, jak ja to wyciągnę... -podeszłam do walizki, aby wyjąć prezenty.
-Czadowe skarpetki. Od kogo? Mam nadzieję, że to nie mój brat taki kreatywny -Marcus skomentował moje różowe, wypchane kożuchem skarpeteczki w zimowe wzory.
-Nie, akurat sama musiałam sobie je kupić. U mnie w domu nie ma zwyczaju dawania nawzajem prezentów, choć fajnie byłoby to zapoczątkować. W każdym razie to dla was -powiedziałam i wyciągnęłam przed siebie dwie średniej wielkości paczki.
-Naprawdę nie dajecie sobie prezentów? -spytała Emma. Marcus również był nieco zdziwiony.
-To co otwieramy? -zmienił temat bliźniak i otworzył prezent ode mnie. -Martinus ci powiedział? -dodał i mnie przytulił.
-Nie, akurat sama wpadłam na pomysł, aby dać ci te perfumy. Miło, że trafiłam w gust.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! -wykrzyczała Emma i pobiegła z pudełkiem do rodziców.
-Martinus? -zapytał blondyn.
-Nooo może trochę... -wzruszyłam ramionami. Martinus kilka tygodni temu powiedział, że Emma oszalała na punkcie jakichś butów, lecz w żadnym sklepie nie może ich zdobyć. Ja, będąc w jakimś ekskluzywnym sklepie, przypadkowo na nie natrafiłam i uznałam, że będzie to genialny prezent. Czyli wychodziło na to, że podarunek był w pełni z mojej inicjatywy. Martinus mnie jedynie zainspirował.
-To teraz twoja kolej -powiedział i wskazał na pakunek.
-Rolki? Martinus -stwierdziłam i zaśmiałam się.
-Coś ty. To zupełnie mój pomysł -oznajmił i mi zawtórował.
-A tak w ogóle to gdzie jest Martinus?
-A ta tylko o jednym -prychnął Marcus i udał, że poprawia swoje długie, lśniące włosy. -A tak na poważnie to skarżył się, że nie chciałaś do niego wczoraj przyjść i kazał mi przekazać, abyś do niego za chwilę zajrzała.
-Dzięki. To ja pójdę się ogarnąć -oznajmiłam i wyszłam z pomieszczenia. Podczas porannej toalety uświadomiłam sobie, że Kaski nie było w pokoju. Opuściłam szybko łazienkę i udałam się do kuchni, gdzie dowiedziałam się, że moja siostra pojechała rano ze swoim chłopakiem z Norwegii na "randkę". Czemu zawsze ja dowiaduję się wszystkiego jako ostatnia? Po śniadaniu poszłam do Martinusa, aby go trochę pomęczyć.
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...