79. Poniedziałki

393 35 2
                                    

Ja:

W porządku. Tylko urodziny miałam trzy dni temu...


Martinus:

No tak... Przecież wiem.

Tak się tylko z tobą droczyłem. Chyba nie sprawiłem ci przykrości, prawda?


Widziałam jeszcze kilka wiadomości od chłopaka, ale wolałam ich nie czytać, aby nie pogarszać swojego humoru i nie zepsuć zabawy znajomym. Męczyła mnie tylko myśl, dlaczego tak napisał. Przecież doskonale wiedział, kiedy mam urodziny. Nawet na początku maja wspominał o jakiejś niespodziance. Kłamał czy po prostu zapomniał? Jeśli zapomniał, to dlaczego się nie przyznał, a jeśli kłamał, to dlaczego to zrobił? 

Odłożyłam telefon na stół i udałam się do toalety. Złość i smutek, które odczułam po krótkiej rozmowie z chłopakiem, udało mi się opanować. Wykonałam kilka głębokich oddechów i wróciłam do przyjaciół. Nie dawałam po sobie nic poznać, aby nie psuć świetnej atmosfery. Mimo wszystko wydawało mi się, że Justyna coś przeczuwała. Przed nią było trudno ukryć cokolwiek. Nie tylko dlatego, że doskonale potrafiła rozpoznawać nawet zamaskowane emocje, ale dlatego, że znałyśmy się od piaskownicy i łączyły nas tak mocne więzi, iż dzieliła ze mną najskrytsze uczucia. Kiedy odprowadziłam wszystkich moich gości do domów, wybiła godzina 22. Wreszcie zostałam sama z moimi myślami. Przyjaciele powodowali, że troski zawsze odchodziły gdzieś na bok i liczyła się chwila z nimi, a gdy mnie opuszczali - powracały zmartwienia. Warto mieć kogoś, kto gotów jest do pomocy.

W każdym razie - już leżałam w łóżku i miałam czas na przeprowadzenie szczegółowych filozofii. Zrobiło mi się przykro. Chyba każdy odczuwałby smutek, gdyby ktoś bliski zapomniał o jego urodzinach. Nie pozostało mi nic innego, jak pogodzić się z tą wiadomością. Było, minęło. Każdemu mogło się to zdarzyć. W każdym razie Martinus złożył mi życzenia. Nie w najlepszy sposób, ale złożył. Przeanalizowałam wiadomości, które chłopak do mnie wysłał i zastanawiała mnie jedna rzecz. Chłopak napisał: "Jak się cieszę! To ogromna szansa dla mnie i mojego brata na poznanie nowych ludzi i poszerzenia popularności!". "Poszerzenia popularności... Od kiedy tak bardzo zależy mu na popularności? Może się czepiam i szukam problemów, ale przecież już jest wystarczająco rozpoznawalny i razem z bratem nie może odpędzić się od fanek. Praktycznie nie ma prywatności. Nawet, jeśli chciałby zyskać jeszcze większą sławę, to nie powinien o tym mówić wprost. Według mnie nie należy się tym chwalić. Oczywiście możemy mieć różne poglądy, ale tu chodzi bardziej o etykę i wizerunek. Wracając do nieszczęsnych urodzin, bliźniacy mieli dużo na głowie w ostatnim czasie, tak jak to pisał Martinus. Nagrywanie piosenek, koncerty, organizowanie spotkania, nic więc dziwnego, że zapomniało im się o jakiejś dacie. Może nawet nie wiedzieli, który mamy dzień... Muszę być bardziej wyrozumiała. Mojej mamie nawet kiedyś zdarzyło się zapomnieć o moich urodzinach." Dręczyła mnie także jeszcze sprawa naszej relacji. Jak tak naprawdę powinnam ją nazwać? Kim tam naprawdę dla siebie byliśmy? Może to nieistotny szczegół, ale wolałam, gdy wszystko było zapięte na ostatni guzik.  Nie ustaliliśmy, że jesteśmy parą. Poza tym określenie "dziewczyna i chłopak" nie pasowało w pełni do naszej relacji. Ja Martinusa nie uważałam za mojego chłopaka. Naszą sytuację określiłabym raczej jako przyjaciele, lecz to również nie oddawało pełnej wartości naszej znajomości. Przyjaciele to za mało. Zdawało mi się, że Martinus nie przywiązywał dużej wagi, aby odpowiednio dobrać słowa, tylko skupiał się na rzeczywistej relacji. "Wyobraźmy sobie taką sytuację. Pewna pani dziennikarka przeprowadza wywiad z bliźniakami.

-Chłopcy, muszę was o to spytać. Macie dziewczyny?

-Tak, mam dziewczynę -odpowiada Martinus.

Nie brzmi to za fajnie, prawda? A wyobraźmy sobie to nieco inaczej.

-Chłopcy, muszę was o to zapytać. Macie dziewczyny? -pyta dziennikarka.

-Nie, jesteśmy singlami. Z tym wyjątkiem, że ja mam przy sobie bardzo dobra przyjaciółkę -wyznaje młodszy z braci.

Moim zdaniem znacznie lepiej prezentuje się wersja druga. Fanki mogą odetchnąć z ulgą, bo Martinus nie ma dziewczyny. Czyli odnalazłam idealne rozwiązanie - jesteśmy w związku przyjaciół. To chyba najlepsze wyjście z tej niewygodnej, nieokreślonej jasno relacji." Głosowanie nad określeniem naszej relacji zajęło mi sporą część nocy i, obiektywnie patrząc, było zbędna rzeczą i kompletnie nic nie wnoszącą do mojego życia. Jedynie co, to choć na chwilę odsunęłam myśli o naszej rozmowie z Martinusem na bok.

Nadszedł koniec weekendu i nastał poniedziałek. Dużo osób twierdzi, że to najgorszy dzień tygodnia, ale ja go nawet lubię, chociaż akurat tym razem było inaczej. Wszystkie przerwy spędzałam sama z Justyną, gdyż Kacpra nie było w szkole. Inaczej musiałabym dzielić się z nim moją przyjaciółką. Tak jak myślałam - zaczęła dopytywać się, co takiego miało miejsce w sobotę. Opowiedziałam jej całą historię, ponieważ nie widziałam sensu, aby ją przed nią ukrywać. Na początku udawała złą, aby mnie rozśmieszyć. Kiwała palcem i groziła, że ona to im dopiero pokaże... Kiedy już Justynie udało się mnie doprowadzić do śmiechu, zaczęła poniekąd bronić Martinusa. I miała racje w swoich argumentach. Poprosiłam ją, aby jednak nie pisała nic do chłopaka, ale nie wiedziałam, czy mnie posłucha. Jeśli się na coś uprze, nikt nie jest w stanie przemówić jej do rozsądku. Nie chciałam, by pisała do chłopaka. Mogłaby wywołać niepotrzebne nieporozumienia.

W poniedziałek okazało się, że muszę uczęszczać na zajęcia dodatkowe z niemieckiego i angielskiego w jednym. Prowadzić je miała moja ulubiona, szczera do bólu nauczycielka, która stwierdziła, że takie lekcje są potrzebne, aby uczniowie jadący do Niemiec, nie przynieśli szkole wstydu. Co najlepsze - zajęcia zaczynały się właśnie w tenże poniedziałek. Każdy uczeń, biorący udział w wymianie, był zaskoczony i niezbyt zadowolony na myśl, że będzie musiał zostać w szkole dwie godziny dłużej. Jedyny plus, jaki widziałam, to, że Julka także zostawała ze mną. Marzyłam, żeby wrócić do domu, kiedy zadzwonił dzwonek na ósmą lekcję. Justyna już pewnie wylegiwała się w swoim pokoju na łóżku lub poszła z psem na spacer, a ja? Udałam się pod odpowiednią sale, gdzie ujrzałam równie zmęczonych i markotnych uczniów jak ja. W naszym kierunku zmierzała uśmiechnięta od ucha do ucha nauczycielka. W celu urozmaicenia zajęć i poprawienia naszych nastrojów, zabrała nas na zewnątrz. Wiecie, praca w terenie... Siedzieliśmy w cieniu, chroniąc się przed promieniami słońca i powtarzaliśmy zwroty. Po dwóch godzinach uwolniłam się i mogłam wrócić do domu. Bardzo wyczekiwałam tego momentu, ponieważ poniedziałki były dniami luźniejszymi dla Martinusa i przeważnie wtedy długo rozmawialiśmy. Miałam nadzieję, że chłopak, pomimo ostatniej niekomfortowej sytuacji, się do mnie odezwie i przeprosi. Z tego też powodu jak najszybciej wracałam do domu. W mieszkaniu czekała na mnie niemała niespodzianka...


OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz