2.94. Pozytywne skutki

390 39 10
                                    

Wielkie zmiany miały mnie czekać we wrześniu, nowym roku szkolnym...


We wrześniu nastały wielkie zmiany. Jednakże chyba nikt nie spodziewał się, że w ciągu dwóch tygodni tak wiele może się zmienić. Nikt nawet nie spodziewał się, że będą to takie poważne zmiany.

Wszystko, co dobre szybko się skończy, tak więc skończyły się szybko wakacje. Kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego miałam w sobie tyle energii i motywacji, iż wydawało mi się, że w trzeciej klasie gimnazjum będę niedoścignionym orłem. Niestety, jak zwykle cały czar prysł, kiedy musiałam wstać o szóstej rano i już poczułam tęsknotę za letnim wylegiwaniem się w łóżku. W dodatku uśmiech z twarzy zmył mi plan zajęć. Codzienne kończenie po 8 lub 9 lekcjach nie spodobało się nikomu. Zdawałam sobie sprawę, że egzamin gimnazjalny tuż tuż, ale chciałam mieć też czas dla siebie i rodziny. Nie mogłam wyobrazić siebie wracającej ze szkoły o 17 i radośnie przysiadającej do odrabiania zadań. Nie potrzebuję snu, jedzenia i nawet spacerów - czy tak właśnie myślała osoba układająca tegoroczny plan zajęć? Prędzej widziałam, gdy przez brak czasu, zarywam nocki.

To nie był koniec niespodzianek na jeden dzień. Do mojej klasy dołączyły nowe osoby - dziewczyna i chłopak - bliźniaki. Jak na osobę spod byka przystało - nie lubiłam zmian. Przynajmniej większości. Nie spodobało mi się, że przyszły nowe osoby. Trzeci rok z moją kochaną klasą. Wszyscy się lubimy, nie ma pomiędzy nami dużych sporów i jesteśmy zorganizowaną grupą. "Po co nam nowi uczniowie, z którymi trzeba będzie się asymilować? Poza tym nie wiadomo, jakimi ludźmi się okażą. Nikt ich nie zna, nie są z okolicy." Czułam się w pewnym sensie zagrożona i zazdrosna. Pomimo, że lubiłam poznawać nowe osoby, wolałam, aby byli oni spoza mojej szkoły. W dodatku bliźniaki - czy los chciał mi zrobić na złość?

Oprócz tych niechcianych zmian, były też te lepsze. Na przykład relacje z moimi znajomymi. Justyna powróciła. Nie zerwała z Kacprem ani on z nią, ale wyszła z tego całego amoku. Chyba minął czas "największego zakochania w chłopaku" i zdała sobie sprawę, że poza nim istnieje świat. Julka odpuściła Karolinie, a ta znów wkupiła się w łaski moich przyjaciół. Kuba i Piotrek wyjaśnili sobie wszystko. Wielka Paczka powróciła. Znów było jak dawniej. Mieliśmy nową zasadę - nic ponad nas i prawdę.

Najdziwniejszą sprawą było dla mnie to, że wszystko wróciło do normy, kiedy Marcus i Martinus zniknęli z mojego życia. Właściwie to oni byli przyczyną tych wszystkich problemów. Gdyby nie oni, Karolina nie zachowywałaby się jak głupia, zazdrosna, rozwydrzona nastolatka. Gdyby nie oni, Kuba i Piotrek nie pokłóciliby się i nie doszłoby do podziału naszej paczki. Gdyby nie oni, Justyna nie czułaby się samotną, zagubioną połówką i nie szukałaby chłopaka na już. Gdyby nie oni, Kaśka nie znalazłabym sobie chłopaka w Trofors i nie wyjechałaby do Norwegii. Gdyby nie oni, wszystko potoczyłoby się inaczej. Można tak jeszcze długo gdybać. Wydawało mi się, że Marcus i Martinus są przyczyną wszystkich nieszczęść na Ziemi. To spowodowało, że nie tylko pogodziłam się z zakończeniem naszej znajomości, ale również zaczęłam się z tego cieszyć. W końcu nie mogli "wyrządzić" już więcej krzywdy moim bliskim.

Kolejna sprawa to zapisałam się, a właściwie moi rodzice zapisali mnie, na zajęcia taneczne. Jako że w najbliższej okolicy była tylko jedna rekomendowana szkoła, moi opiekunowie szukali trochę dalej aż w końcu znaleźli - studio pod Krakowem. Przed pierwszymi zajęciami bardzo się denerwowałam. Nie znałam tam kompletnie nikogo. Wszyscy byli z innego województwa. Nie wiedziałam, kto zostanie moim partnerem. Wcześniej miałam o tyle szczęścia, że Kacpra jako-tako znałam. Wiedziałam, że jest wyrozumiały i cierpliwy. Tym razem nie miałam pojęcia, na kogo trafię. Obawiałam się także, że poziom okaże się za wysoki i sobie nie poradzę. Pierwsze zajęcia odbyły się w drugim weekendzie września. Pojechałam wraz z rodzicami do Krakowa. Następnie odprowadzili mnie oni pod drzwi szkoły, a sami pojechali na Wawel. Wbrew moim wyobrażeniom było całkiem fajnie. Szczerze - było niesamowicie. Poznałam świetnych rówieśników i jeszcze lepszych nauczycieli.

Kiedy wszystko szło w dobrym kierunku, nagle pojawił się wielki dół. Pamiętam dokładnie ten moment. Wracałam z rodzicami późną, niedzielną nocą z Krakowa do mojej wsi po pierwszych zajęciach. Podekscytowana opowiadałam im, jak było, gdy nagle zadzwonił telefon mojego taty. Jak można się spodziewać - w pół do pierwszej w nocy ludzie raczej nie dzielą się dobrymi informacjami, chyba, że są wyjątkowo pozytywne. Moja babcia trafiła na OIOM. Było z nią naprawdę źle. Moi rodzice już następnego dnia zarezerwowali 3 bilety na najbliższy lot do Anglii, gdzie mieszkała matka mojego taty. Tak naprawdę nie znałam jej za bardzo, ale wieść o jej stanie zdrowia wstrząsnęła mną. Babcia przebywała w Wielkiej Brytanii odkąd pamiętam. Widywałam ją bardzo rzadko, jedynie na wielkich zjazdach rodzinnych, które odbywały się raz na ruski rok. Na ostatnim, lipcowym spotkaniu jej nie było. Nie zwróciłam uwagi na jej nieobecność. Żałowałam, że znam ją tylko z opowiadań mojego taty. Nie mogłam wybaczyć sobie, że nigdy nie zainteresowałam się bardziej jej osobą, a za niedługo może być za późno.

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz