45. Tak było

849 47 3
                                    

Trzecia część maratonu


Wysprzątałam cały dom niezwykle dokładnie. Ta czynność nieco mnie zmęczyła i nawet, nie wiadomo, kiedy usunęłam. Spało mi się smacznie, jednak szkoda mi było tak pięknego, słonecznego dnia zmarnować na drzemkę. Odpoczęłam przez około 2 godziny a następnie wstałam pełna energii tak, jakbym wcale nie zarwała całej nocy. Przebrałam się i poszłam do mojej przyjaciółki Justyny. Przez całe wakacje bardzo mało się spotykałyśmy. Głównie dlatego, że ciągle byłam w podróży. Nawet nie zdążyłam zorganizować pidżama party z Justyną i Karoliną jak to robiłam co roku. To już była tradycja, że dziewczyny przychodziły do mnie wieczorem z niezdrowym jedzeniem. Przejmowałyśmy wtedy salon, rozkładałyśmy kanapy i oglądałyśmy telewizję, teleturnieje i pisałyśmy do reszty znajomych. Najbardziej właśnie żałowałam, że nie udało się zrobić tego podczas tych wakacji. To naprawdę świetna zabawa, no ale cóż. Mówi się trudno. Chciałyśmy nadrobić z Justyną ten stracony czas, więc ustaliłyśmy, że będziemy spotykać się na początku roku szkolnego, póki jeszcze nie mamy całych dni zawalonych nauką. Dzisiaj, jak się domyślałam, miałyśmy rozmawiać o moich wakacjach. Choć może nie tyle, co o tych cudownych, egzotycznych krajach, jak o Marcusie i Martinusie.

-Jak to się stało, że ich poznałaś? -spytała Justyna po raz setny.

-Tyle razy już ci opowiadałam. No tak po prostu, w Tajlandii -odpowiedziałam znudzona tym tematem. Ile można w kółko o tym samym?

-No ale proszę, opowiedz jeszcze raz. Gdy mi napisałaś, że spotkałaś Marcusa i Martinusa, to ci nie uwierzyłam. Serio. Nie spodziewałam się, że uda ci się ich spotkać.

-Ja nadal nie wierzę w to, że ich spotkałam. To jest dziwne. Choć może już nie tak dziwne jak kiedyś. Powoli dociera do mnie, że gwiazdy to też ludzie i można z nimi nawiązać kontakt, tylko jest ciężko.

-Gwiazdy... -prychnęła Justyna. Nie wiem, czy wam wspominałam, ale Justyna nigdy za bardzo nie lubiła i nie interesowała się Marcusem i Martinusem. Gdy coś jej o nich opowiadałam, to zawsze, albo nie słuchała, albo przytakiwała i temat się kończył. Ewentualnie powiedziała, żebym się tak nie ekscytowała. Sytuacja zmieniła się, kiedy napisałam jej, że ich spotkałam.

-To jest takie dziwne uczucie. Wiesz, co innego jest podejść do kogoś znanego po autograf i po zdjęcie, a co innego kiedy poznajesz ich osobiście. W dodatku nasze rodziny się zaprzyjaźniły. Ja byłam u nich w domu a oni u mnie! -chciałam skonstruować mądrą wypowiedź, ale wyszło jak zwykle.

-O nie! To jest nienormalne! -zaśmiała się Justyna i mnie uszczypnęła.

-Wiesz jak fajnie chodziło się z nimi na dyskoteki? Są niesamowici... -westchnęłam.

-Czyżbyś się zauroczyła? -spytała przyjaciółka i poruszyła swoimi brwiami.

-Nie -odpowiedziałam szybko, ale i tak oblał mnie rumieniec.

-Aaaaaa -zapiszczała jak mała dziewczynka. -A co z twoim szkolnym kraszem? -dodała nieco poważniej.

-To skomplikowane. Bo niby podoba mi się, i Kacper, i Martinus, ale tak naprawdę żaden z nich. Dopiero, kiedy ich zobaczę, to się czuję inaczej. A tak to nic. Po prostu nic. Jakbym była skałą.

-Kuba mi mówił, że ostatnio Kacper się o ciebie wypytywał.

-Tak, a o co? -zapytałam a moje serce zaczęło bić szybciej. Wiedziałam. Wiedziałam, że tak będzie, kiedy tylko go zobaczę lub coś o nim usłyszę. Zawsze tak jest. Tak było też dzisiaj, gdy zobaczyłam go na rozpoczęciu roku szkolnego. Tylko dobrze, że już coraz słabiej to odczuwam...

-Tego nie wiem. Wypytywałam go, ale nie chciał nic więcej powiedzieć -oznajmiła i zrobiła taką minę, jakby chciała mnie przeprosić.

-Oj tam, bajka. To już nieistotne -skłamałam. -A wiesz, że podczas wakacji w Hiszpanii...? -zaczęłam opowiadać jej o przygodach, które wydawały mi się ciekawe i wzbudzały we mnie pozytywne emocje. Nie odpowiadałam jej o wszystkim. Uważam, że człowiek powinien mieć swoje tajemnice. Poza tym mogłaby to wykorzystać przeciw mnie. Niektórych sytuacji nawet nie chciałam opowiadać, bo były krępujące. Justyna czasami uśmiechała się tajemniczo pod nosem, a ja nie wiedziałam, o co jej chodzi.


Szkoła trwała już ponad miesiąc. Nastąpiło trochę zmian. Między innymi w moim gimnazjum zorganizowano zajęcia taneczne, które odbywały się co piątek. Na początku nie byłam do nich przekonana, ale z czasem uznałam, że skoro nie potrafię śpiewać, to nauczę się chociaż tańczyć. Namawiałam również moją paczkę, jednak tylko Julka się zgodziła mi towarzyszyć. Na tańce zapisał się także mój krasz. Chodziły nawet plotki wśród moich przyjaciół, że dołączył tam ze względu na mnie. Ja w to nie wierzyłam, ponieważ wiedziałam, że pasjonuje się tańcem. To właśnie taniec "zbliżył" nas do siebie kilka lat temu, jeśli można to tak nazwać. Niestety później poszedł do gimnazjum i kontakt się urwał. To byłoby na koniec "naszej historii". Przykre, że teraz nawet nie mówimy sobie "cześć", choć często nasze spojrzenia się krzyżują... No ale koniec tego marudzenia. Zapisałam się także na kurs norweskiego. Uznałam, że skoro mam jakąś tam podstawową wiedzę to czemu tego nie poszerzyć? Poza tym norweski może mi się kiedyś przydać. W nauce norweskiego i ogólnie w szkole szło mi bardzo dobrze. Mój zapał okazał się nie być słomiany i miałam mnóstwo motywacji. Nawet znalazłam wiele czasu na inne rzeczy. Jeżeli chodzi o bliźniaków, to rozmawiałam z nimi przez Skype'a raz na dwa tygodnie. To rzadko, ale przeważnie byli zajęci. Musieli nagrywać piosenki i dawać koncerty. Rozumiałam ich. W głębi duszy czekałam na to aż przyjadą znowu do Polski.


Witajcie! Oświadczam, że przeżyliśmy już 41 dni szkoły! Jak wam minęło te 1,5 miesiąca nauki? Przepraszam za liczne powtórzenia w tekście. A, i co myślicie o teledysku do nowej piosenki chłopaków?

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz