70. Jest i to

535 48 10
                                    

-Kaśka! Szybko! -krzyknęłam i zbiegłam po schodach z prędkością światła. 

-Łap -powiedziała moja siostra i rzuciła mi małą torbę, którą następnie schowałam do bagażnika samochodu. Bardzo się spieszyłyśmy, ponieważ msza miała się rozpocząć za 10 minut, a my nadal byłyśmy w hotelu. To znaczy, już wcześniej pojechaliśmy wszyscy razem do kościoła, ale okazało się, że moi rodzice zapomnieli wziąć prezentu i musiałyśmy się wrócić.

Msza się zakończyła. Wszystko poszło zgodnie z planem. Byłam, podobnie jak większość zaproszonych gości, zachwycona wystrojem kościoła i sukni Milki. Wyglądała jak księżniczka z bajki. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, wszyscy ustawili się w kolejce, aby złożyć życzenia młodej parze. Ja podeszłam do brata i bratowej jako jedna z pierwszych. Następnie odeszłam na bok, by nie przeszkadzać innym. Kolejka wydawała się nie mieć końca. Stałam już z jakieś dobre 15 minut, gdy obok mnie pojawił Martinus.

-Ładna pogoda, nieprawdaż? -rozpoczął konwersację chłopak.

-Wyjątkowo ładna jak na ten miesiąc -skomentowałam i ściągnęłam jasny żakiet. -Pasuje ci garnitur. Super wyglądasz, kiedy jesteś ubrany elegancko.

-Hmm, ale ja nie lubię garniturów -zaśmiał się, przedrzeźniając mnie.

-Nieistotne. Elegancki ty, to lepszy ty -dodałam.

-Ubrałem się tak specjalnie dla ciebie. Jako, że jestem twoim towarzyszem, musiałem się dopasować, aby nie wyglądać gorzej.

-Udało ci się. Idziemy stąd? -spytałam.

-Też o tym pomyślałem. Z chęcią -uśmiechnął się i ruszyliśmy razem pod rękę w kierunku hotelu.

Droga nie była długa i szybko minęła. Dotarliśmy do budynku przed resztą gości, którzy jechali autami i zatrzymywali się na bramach weselnych. Czekaliśmy na moich krewnych i przy okazji dużo rozmawialiśmy. Poznałam trochę norweskich zwyczajów i dowiedziałam się, że Martinus wprost uwielbia duże, rodzinne imprezy. Nie przypuszczałabym. Kiedy goście w końcu przyjechali, nastąpiło przywitanie nowożeńców. Wszyscy weszliśmy do sali z kieliszkiem szampana. Ja pomagałam innym osobom ze znalezieniem swojego miejsca, gdyż mniej więcej się orientowałam. Mnie usadowili obok mojej rodziny, ale przesunęłam się o kilka miejsc, by siedzieć bliżej Martinusa. W końcu był moją "osobą towarzyszącą". Na początku wesela, tradycyjnie, wszyscy goście zaśpiewali znane polskie przyśpiewki. Nie wiem jak wy, ale ja bardzo lubię te biesiadne utwory i mam spory ubaw, gdy je słyszę. Następnie podano ciepły posiłek i rozpoczęła się huczna zabawa. Przyznam, że najpierw było dość drętwo. Wiele osób siedziało przy stołach i rozmawiało z krewnymi, z którymi nie widzieli się być może kilka lat. Ja byłam na dworze i opiekowałam się młodszym kuzynostwem. W międzyczasie widziałam, jak Kaśka opuszcza ze swoim chłopakiem salę i udają się na spacer. Jeśli chodzi o Justynę - czasami chodziła ze mną, a czasami wracała do swojej rodziny. Dopiero około godziny 18, kiedy zaczęło się ściemniać, wszyscy dorośli i dzieci udali się do wnętrza budynku. Moje kuzynostwo poszło tańczyć, a ja miałam chwilę wytchnienia. Usiadłam na swoim miejscu, gdy po chwili dołączył do mnie Martinus.

-I jak ci się podoba? -spytałam chłopaka.

-Na razie jest średnio, ale mam nadzieję, że za chwilę będzie lepiej.

-Lepiej, bo ja przyszłam? -zażartowałam.

-Powiedzmy -skinął głową chłopak.

-Biedactwo -zaśmiałam się. -To czemu nie przyszedłeś do mnie i mojego kuzynostwa? -dodałam i oparłam się o ramię chłopaka.

-Nie chciałem przeszkadzać i psuć rodzinnej atmosfery -powiedział z żalem w głosie tak, że zrobiło mi się go nawet przykro.

-Oj, daj spokój. Ty jesteś prawie jak moja rodzina -próbowałam pocieszyć blondyna. -No dobra, nie jesteś, ale cała moja rodzina cię lubi. Włącznie ze mną -dopowiedziałam, gdy zobaczyłam poirytowano-uśmiechniętą minę Martinusa.

-Jak miło z twojej strony -rozchmurzył się chłopak. -Chyba naprawdę poczuję się częścią rodziny.

-Nie śmiej się ze mnie -szturchnęłam chłopaka w rękę.

Kolejna godzina minęła nam na dyskutowaniu o podróżach i geografii świata. Próbowaliśmy także złożyć coś z serwetek, ale oboje nie mamy do tego talentu. Zwłaszcza ja. W międzyczasie zatańczyłam kilka razy z Justyną i niektórymi członkami rodziny. 

-Martinusiek, nudzi mi się -oznajmiłam i głęboko westchnęłam.

-Martinusiek? Co jeszcze wymyślisz? -zaśmiał się chłopak.

-Zróbmy coś ciekawego... -chciałam przekazać chłopakowi, abyśmy poszli zatańczyć. Właściwie to mogłam go sama zaprosić, ale jakaś część wewnątrz mnie uparła się, aby to Martinus zrobił pierwszy krok.

-A co byś chciała zrobić? -spytał Norweg.

-No nie wiem, ale bardzo mi się nudzi.

-Porozmawiajmy o czymś ciekawym -zaproponował chłopak.

-Martinus, chodźmy zatańczyć -powiedziałam, kiedy po 10 minutach blondyn nadal nie domyślił się, o co mi chodzi.

-Nie, może za chwilę -odparł chłopak, oglądając moją dłoń.

-No dobrze -odpowiedziałam, choć jego odmowa nieco mnie poirytowała. Może to dziecinne i żałosne z mojej strony, ale czy nie uważacie, że Martinus nie powinien odmawiać dziewczynie, która zaprosi go do tańca? Zdenerwowałam się i udałam do toalety. Kiedy wróciłam, usiadłam na krześle i zaczęłam tępo wpatrywać się w talerz z okruszkami po deserze.

-Kamila?

-Tak? -spytałam wyrwana z toku myślenia.

-Zatańczysz ze mną? -spytał Martinus, wyciągając dłoń. Już miałam mu odmówić, ale chłopak zaczął delikatnie ciągnąć mnie za rękę. Mimo, że złość nie do końca mnie jeszcze opuściła, nie mogłam odmówić Norwegowi.

Początkowo tańczyłam sztywno z obojętną miną, ale potem się zrelaksowałam i wczułam się w rytm muzyki.

-Idziemy trochę odpocząć? -zapytał Martinus, gdy zaczynałam się świetnie bawić.

-Zostańmy jeszcze chwilę -powiedziałam, uśmiechając się.

-Długo już tańczymy. Nogi mnie bolą. Ta muzyka jest za głośna -zaczął narzekać chłopak.

-Martinus, co się z tobą dzieje? Cały dzień zrzędzisz -spytałam zdenerwowana jego zachowaniem. Miałam już odejść od parkietu, kiedy niespodziewanie Martinus złapał mnie za rękę i do siebie przyciągnął.

-Bo cię kocham.

-To nie zachowuj się jak kretyn -powiedziałam zła.

-Nie, ja cię KOCHAM -powtórzył wyraźnie zakłopotany, a do mnie dopiero co dotarło znaczenie jego słów. Momentalnie moje serce zabiło szybciej, ale później pomyślałam, że Martinusowi chodziło o takie przyjacielskie "kocham". Bo dlaczego nie? Ja sama wielokrotnie powiedziałam do Piotrka lub Kuby te dwa słowa. Już miałam zaplanowany zabawny tekst na odpowiedź, ale nie dane było mi go wypowiedzieć. Przeszkodził mi blondyn, który na ułamek sekundy musnął delikatnie moje usta. Tego nie można nawet nazwać pocałunkiem, ale ta chwila wystarczyła, abym wszystko zrozumiała.



Tak, wiem, że trochę bardzo się spóźniłam. Napisałam, że rozdział pojawi się prawdopodobnie po tygodniu, a minęło chyba 3 tygodnie. Nawet nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Bardzo zwlekałam się z poprawieniem i wstawieniem tej części. Kompletnie nie wiedziałam jak opisać to "wyznanie miłości" i starałam się to jak najbardziej przeciągnąć, co można zauważyć czytając ten rozdział. Zupełnie mi nie wyszedł. To miało wyglądać inaczej, ale próbowałam kilka razy zmieniać tekst i wcale nie było lepiej. Ostatecznie jest, jak jest. Postanowiłam także (na poważnie), że co tydzień będą pojawiać się rozdziały. Tak, biorę się do pracy.

Dziękuję Wam za wszystko! <3333




OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz