2.117. Jak wróg z wrogiem

360 45 23
                                    

-Mam was już wszystkich dosyć! Nienawidzę wszystkiego! -krzyknęłam, by dać upust emocjom.

-A po angielsku? -usłyszałam męski głos.


-Przepraszam, myślałam, że nikogo tu nie ma -powiedziałam i pokornie podniosłam szmatkę z podłogi, znów wkładając ją do wiadra.

-W porządku. To ludzka rzecz . Każdemu czasami puszczają nerwy. Nawet mnie -oznajmił Martinus i oparł się o futrynę drzwi.

-Nie sądziłam, że masz w sobie coś z człowieka -wymamrotałam pod nosem i przystąpiłam do zamiatania podłogi.

-Chciałem cię przeprosić za wczoraj -zaczął Martinus a ja z wrażenia się wyprostowałam.

-Niesamowite. Zaskakujesz mnie dzisiaj. Masz nawet ludzkie odruchy -skomentowałam nieco głośniej.

-To było głupie, co zrobiłem. Ostatnio naprawdę nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Każdy narzeka na moje zmienne zachowanie. Zastanawiam się nad tym, czy nie powinienem skorzystać z pomocy psychologa -wyznał Martinus, powoli zbliżając się w moją stronę.

-Może to nie jest taki zły pomysł -wzruszyłam ramionami, próbując rozszyfrować czy Martinus chce wzbudzić u mnie wyrzuty sumienie i współczucia, czy po prostu mówi to, co czuje.

-Naprawdę nie chciałem cię w żaden sposób zranić ani obrazić Harvey'ego. Przepraszam z całego serca -rzekł i zacisnął usta. -Wybaczysz mi? -dodał po chwili.

-Wiesz, że nie pałam do ciebie taką sympatią jak kiedyś, prawda? I wiesz, z jakiego powodu, zgadza się? -spytałam i po raz pierwszy od początku naszej konwersacji spojrzałam Martinusowi prosto w oczy.

-Wiem -powiedział, przełykając ślinę.

-Świetnie -zaśmiałam się i wtuliłam w niego.

Martinus był najbardziej nielubianą przeze mnie osobą, którą obarczałam winą za całe zło na świecie, ale, pomimo tego, i tak nie chciałam mieć z nim konfliktu. Po prostu ot tak. Nie znosiłam kłótni i w głębi duszy wiedziałam, że Norweg nie jest taki zły jak sobie wmawiam.

-Myślę, że jest jeszcze jedna rzecz, którą powinieneś zrobić. Tak dla świętego spokoju -oznajmiłam, uwalniając się z objęć chłopaka.

-O czym mówisz?

-O Harvey'm. Uważam, że powinieneś go przeprosić. To jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Nie pozwolę, by ktokolwiek go obrażał. Za dużo dla mnie znaczy i za dużo dla mnie zrobił, bym zgodziła się na to, żeby ktoś go traktował tak jak ty wczoraj. Nawet jeśli on sam o tym nie wie -powiedziałam na jednym wydechu, nerwowo przy tym gestykulując.

-Spokojnie -rzekł blondyn i złapał mnie za nadgarstek. -Czyli chcesz, żebym go przeprosił?

-Tak -pokiwałam głową. -Miałam do niego później zadzwonić, ale mogę to zrobić teraz i wtedy ty... Sam wiesz.

-Jasne, zgadzam się -westchnął Martinus. -Jeśli w ten sposób choć trochę odzyskam w twoich oczach, to to zrobię.

-Naprawdę? -prawie krzyknęłam ze zdumienia.

-Mam jednak prośbę. Chcę, żebyś nie była świadkiem naszej rozmowy. Mogłabyś na te 5 minut wyjść?

-Pewnie -odparłam z rozczarowaniem. Takiej opcji nie przewidziałam.

Zadzwoniłam do Harvey'ego. Opowiedziałam mu streszczoną wersję historii i przekazałam telefon w ręce w Martinusa. Sama wyszłam z pomieszczenia i stanęłam w korytarzu. Walczyłam ze sobą długi czas, by nie podsłuchiwać. Ostatecznie ciemna strona wygrała. Nachyliłam się do drzwi i usłyszałam najzwyczajniejsze w świecie przeprosiny. Może trochę wzruszające, nic poza tym. Dosłownie kilka sekund później dostałam polecenie, że mogę wejść do środka. Jak gdyby nigdy nic wróciłam na halę. Porozmawiałam chwilę z Harvey'm, który jak zwykle mnie rozweselił i rozłączyliśmy się.

-I jak? -zwróciłam się do Martinusa.

-W porządku, ale przyjaciółmi raczej nie zostaniemy -wzruszył ramionami chłopak.

-Dla mnie ważne, żeby pomiędzy wami nie było spin.

-Zadowolona jesteś?

-Bardzo. Dziękuję. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to było dla mnie ważne -oznajmiłam i objęłam Martinusa.

-Może pomogę w sprzątaniu? -spytał Martinus.

-Z nieba mi spadłeś -zaśmiałam się, patrząc na artykuły do sprzątania. Od godziny nie ruszyłam z miejsca, a niemało miałam do zrobienia.

-To zaczynajmy -Norweg rzucił mi ścierkę.

Pracowaliśmy w pocie czole. Skończyliśmy po dwóch godzinach. W tym czasie dużo rozmawialiśmy, żartowaliśmy i opowiadaliśmy. Przez ten czas nawet zapomniałam, że nie lubię Martinusa. Choć ta kwestia z biegiem czasu coraz bardziej mnie zastanawiała. Czy naprawdę go nie lubię, czy udaję przed samą sobą, że tak jest?

-Wykonaliśmy świetną robotę. Może teraz za to pójdziemy na ciastko? -zaproponował chłopak.

-Może lepiej nie. Ostatnie takie spotkanie nie zakończyło się dobrze. I nie chcę dostać kolejnej kary. Jedna mi wystarczy -zaśmiałam się.

-Racja. To może kiedy indziej?

-Niewykluczone -uśmiechnęłam się. -O! Chciałabym się przeprosić za to ciasto, którym się natarłam -zachichotałam.

-Należało mi się -zaśmiał się Norweg. -Popełniłem cholernie poważny błąd, że tak cię potraktowałem dwa lata temu. Żałuję -wyznał Martinus, poważniejąc.

-Hah, ja chyba powinnam się zbierać. Nauczyciele i koleżanki pewnie się zamartwiają. No cóż. To do jutra! -pożegnałam się i odeszłam speszona.

Myślałam, że wszystko wraca na dobre tory, a tu taki nagły zwrot akcji? Czy on mówił poważnie? Miałam wiele do przemyślenia.


Hej kochani!

Oto kontynuacja poprzedniego rozdziału. Muszę jeszcze zrobić zadanie z historii i się pouczyć. Poza tym nie chcę zanudzać Was, więc będę się streszczała.

Miałam poruszyć dziś pewną kwestię. Chodzi o to, że niedawno, kilka dni temu, zdałam sobie sprawę, że mam kilka takich rzeczy, które przynoszą mi ukojenie, gdy jestem zmartwiona, zła lub zestresowana. I pośród tych rzeczy jest pisanie dla Was. Pisanie przynosi mi ulgę, bo mogę wylać z siebie to, co leży mi na sercu "na pulpit" lub oderwać się od tego, przenosząc się do wattpadowego świata. Dziękuję, że tu jesteście, czytacie moje opowiadanie i dziękuję za Wasze miłe komentarze! <33

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz