62. Święta

666 53 4
                                    

Nadeszły długo wyczekiwane święta. Choinka była już ubrana, światełka rozwieszone, część potraw przygotowana. Jedyne, co zostało, to czekać na Wigilię. Właściwie to nim się obejrzałam były już święta. Nie wiem jak wy, ale ja po prostu kocham Boże Narodzenie i całą tą gorączkę. Wigilię spędziłam w gronie najbliższych mi osób. W nocy przyjechała ciotka z prezentami. Następnego dnia pojechałam w gości do rodziny. 26 grudnia to krewni przyjechali do nas. Po całym dniu byłam umęczona, ale szczęśliwa. Przez ten cały czas pisał do mnie Martinus, który chwalił się, że ma dla mnie prezent. Ja również miałam dla niego niespodziankę - zegarek. Ostatnio skarżył się, że nigdy nie wie, która jest godzina, więc chyba się ucieszy. Poza tym nie miałam lepszego pomysłu na prezent. Nie potrafię idealnie dobierać podarunków dla osób. Najlepiej, gdyby mi mówili, co chcą, a ja bym to najzwyczajniej w świecie kupiła. Podobnie nie lubię składać życzeń. Wszystkim gadam to samo. Zawsze. Dzień po świętach zaczęliśmy się pakować na wyjazd. Nazajutrz mieliśmy samolot. W ciągu dnia nie miałam wytchnienia. Trzeba było sprzątać po świętach, robić zakupy i się spakować. Kiedy wszystko zrobiłam, wybiła godzina 23. Od razu usnęłam, gdyż wiedziałam, że o 3 nad ranem czeka mnie pobudka. Kiedy wstałam, ujrzałam, że mam jakieś 40 wiadomości od Martinusa, który nie mógł się doczekać aż przyjadę. Napisał także, że wczoraj cały dzień przygotowywał się na nasze odwiedziny. Popisałam chwilę z chłopakiem a następnie musiałam jechać na lotnisko. O w pół do 8 mieliśmy samolot. Kiedy wsiadłam do maszyny, poczułam się jakoś dziwnie. Zaledwie pół roku temu myślałam, jak to jest unosić się w powietrzu. Teraz mogłam tego zasmakować.

Wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam norweskie, ostre powietrze. Plan był taki: 5 dni u Gunnarsenów a potem tydzień u mojej ciotki i jej rodziny. Cieszyłam się, że mogłam przyjechać tu drugi raz w odstępie kilku miesięcy. Zazwyczaj w ciągu roku byłam raz w Norwegii i raz w Anglii. Uśmiechnęłam się na myśl, że będę mogła spędzić Nowy Rok w towarzystwie bliźniaków. W dodatku radości dodawał fakt, że w Norwegii panowała prawdziwa zima, czyli coś, co uwielbiam. Musieliśmy dostać się do domu Gunnarsenów. Tak właściwie to nie była łatwa sprawa. Auto, co prawda mieliśmy zapożyczone od mojej ciotki, ale warunki pogodowe nie sprzyjały szybkiej jeździe. Nie warto było ryzykować życiem. Mój tato również nie znał perfekcyjnie dróg w Norwegii, wie nie mógł jechać "na pewniaka".  Tak wyszło, że, gdy dojechaliśmy do Trofors, zapadał zmrok. Choć właściwie to już była noc. Temperatura wynosiła -15°C. Mnie podróż minęła szybko, ale to dlatego, że spałam jak leniwiec. Kiedy zajechaliśmy pod dom bliźniaków, byłam półprzytomna. Wysiadłam po omacku z auta i wytaszczyłam swoją walizkę. Dołączyłam do mojej rodziny, która już stała przy drzwiach. Po chwili otworzyła nam pięknie ubrana Emma. Zza jej postaci widziałam świąteczne dekoracje i pokoje oświetlone na ciepłe kolory. Lecz moją uwagę przykuło coś innego. Na jednej ze ścian były zawieszone dwie flagi - Polski i Norwegii. Pomyślałam, że to super akcent na powitanie. Że też nigdy nie wpadłam na podobny pomysł. Weszłam do pomieszczenia i odłożyłam bagaże. Zmarznięta ściągałam szalik, gdy ktoś nagle zakrył mi oczy.

-Zgadnij, kto to?

-Zgadując po głosie, jesteś Martinusem z Trofors -oświadczyłam, śmiejąc się.

-Wnioskujesz to tylko po głosie?

-Jeszcze po rękach.

-Miałaś rację. Jestem Martinus -odwrócił się w moją stronę i rozłożył ręce.

-Cieszę się, że mogłam tu przyjechać -oznajmiłam i przytuliłam chłopaka.

-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. Jesteś cała lodowata -stwierdził i zaczął "rozgrzewać" mi plecy. 

-No troszeczkę zimno tu u was, ale co tam. Jestem przyzwyczajona do takiego klimatu -wyszczerzyłam zęby i odsunęłam się od chłopaka.

-Biedactwo. Co ty musisz przeżywać dla mnie... -udał smutnego i znowu mnie objął.

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz