2.109. To będzie niezapomniany koncert

296 43 27
                                    

Max i Harvey spędzili u mnie jeszcze cztery dni, nim odlecieli do Anglii. Chłopcy, podczas gdy Julka i ja przygotowywałyśmy posiłki, wykosili zarośnięty trawnik wokół mojego domu. Czułam się jak pani domu. Zajawka dorosłego życia. Ciężko było się rozstać, ale wiedziałam, że znów ujrzę ich ponownie pod koniec października, więc czułam się trochę lepiej. Mogłam odliczać dni do naszego kolejnego spotkania. Lepsze to niż trwać w niepewności, kiedy znów się spotkamy.

Za to nie mieszkałam sama w wielkim domu. Towarzyszyła mi Julka, która cieszyła się, że może u mnie nocować, bo do jej domu zjechała się banda kuzynów. Po wyjeździe Maxa i Harvey'ego, z początku wydawało się być tak pusto i cicho. Brakowało ich. Musiałyśmy znaleźć sobie z Julką jakieś zajęcia, aby nie myśleć o tym, jak było fajnie nim bliźniacy odlecieli. Oglądałyśmy filmy, jeździłyśmy rowerami, robiłyśmy zakupy w galerii. Wszystko. Przybijała nas myśl, że jest już sierpień i minęła już połowa wakacji. Fakt, to było smutne, ale humor poprawiała myśl, że są to jedne z najlepszych wakacji mojego życia i póki co, biorę z nich garściami.

W drugi piątek sierpnia zaczynały się zajęcia w szkole tańca, ale były one tylko dla chętnych. Jednak tym razem zmieniło się. Instruktorzy wysłali wiadomości do wszystkich uczniów z prośbą, aby pojawili się na nadchodzących lekcjach. Mnie ta informacja niezmiernie ucieszyła, bo i tak nie miałam żadnych planów na drugą połowę wakacji, a skoro chcą zebrać wszystkich tancerzy, pewnie mają coś ciekawego do przekazania. Toteż pojechałam na drugi weekend do Krakowa. Przenocowałam u mojego brata i jego żony i w sobotę rano udałam się na zajęcia. Ku mojemu zdziwieniu większość uczniów była obecna. Spodziewałam się, że może tylko połowa pojawi się na lekcjach.

Instruktorzy mieli dla nas jakąś świetną wiadomość. Oczywiście przez godzinę trzymali nas w niepewności, bo przecież nie mogli tak po prostu powiedzieć, o co im chodzi. Po tych 60 minutach, w końcu ogłosili newsa. Przyszły do nich wyniki jakichś zawodów tanecznych z czerwca. Dlaczego to tyle trwało? Nie wiem do dziś. Ale przyszły te wyniki i okazało się, że naszej szkole świetnie poszło, zajęliśmy wysokie miejsce w ogólnopolskim rankingu. Dostaliśmy za to spore dofinansowanie od ministerstwa i czeka nas nagroda. Już wszystko jest zaplanowane, wszystko gotowe. Za nasze sukcesy pojedziemy na koncert jakichś zagranicznych artystów i będziemy mogli wejść na backstage. Instruktorzy przygotowali jeszcze jedną niespodziankę, ale o niej absolutnie nie mogli nam powiedzieć, by nie zapeszać. Podobnie nie powiedzieli, czyj to koncert. Wszystkiego mieliśmy się dowiedzieć na miejscu, czyli w Warszawie. Oprócz miejsca koncertu wiedzieliśmy jeszcze, że spędzimy w stolicy co najmniej dwa tygodnie. Inni trochę marudzili, że za szybko się to dzieje i woleliby o takich wyjazdach wiedzieć szybciej. Jak dla mnie – świetnie. Nie będę miała czasu na nudę w wakacje. W dodatku będę na jakimś koncercie. Nie liczyło się dla mnie, co to będzie za koncert. Chciałam się tylko dobrze bawić.

Po zajęciach wróciłam do mieszkania brata. W niedzielę pojechałam pociągiem do swojego domu. Musiałam wrócić, bo kompletnie nie byłam przygotowana na dłuższy wyjazd. Jednak nie stanowiło to dla mnie problemu. Wzięłam ze sobą więcej ubrań, nie tylko sportowych i w poniedziałek znów pojechałam do Krakowa. Stamtąd we wtorek rano wyruszyłam do Warszawy. Zakwaterowaliśmy się w jakimś hotelu a następnie wyruszyliśmy na miasto, by trochę pozwiedzać. Drugiego dnia ćwiczyliśmy na wynajętej hali a wieczorem poszliśmy do kina na film. Trzeciego dnia miał odbyć się koncert. Nadal nie wiedziałam kogo. Chodząc po mieście, nie zauważyłam żadnych afiszy, więc stwierdziłam, że pewnie jest to ktoś mało znany. Nawet do głowy mi nie wpadło, aby sprawdzić w Internecie.

Opiekunowie zbudzili nas wcześnie rano i wyciągnęli na miasto. Nie wiem, dlaczego tak wcześnie, bo dopiero około godziny 17 zostaliśmy zawiezieni pod Torwar. I wtedy już się dowiedziałam, czyj to koncert. Marcusa i Martinusa. "Cześć, jestem Kamila Milczewska. Najbardziej pechowa osoba na świecie". Na początku spanikowałam i odechciało mi się tego całego koncertu, ale ostatecznie opanowałam się. Stwierdziłam, że pewnie i tak nie spotkam bliźniaków na osobności, a nawet jeśli, to i tak mnie pewnie nie pamiętają już. Mimo wszystko, i tak nie chciałam patrzeć na tych debili.


Hej kochani!

Wstawiam zaległe rozdziały! Co u Was słychać? Ja jadę jutro do Lublina i tak się cieszę, że jeszcze gdzieś wyjeżdżam na tych wakacjach!

Także ponownie witamy głównych bohaterów, Marcusa i Martinusa, w książce!

Na początku chciałam jeszcze ponaciągać, że to niby nie koncert M&M, ale odpuściłam sobie. Przepraszam Was za te kilka/kilkanaście rozdziałów bez norweskich bliźniaków, ale chciałam jakoś rozbudować fabułę. Mam nadzieję, że wszyscy przetrwaliście ;D  <3

Pozdrawiam! <33

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz