68. Lodowisko

577 43 17
                                    

Z początku ich ponury nastrój sprawił, że pomyślałam, iż stało się coś strasznego. Kiedy mówią, że musimy poważnie porozmawiać, układam w głowie najczarniejsze scenariusze. Przeważnie okazuje się, że to, co miało być "poważne" jest większą błahostką. Tak było w tym wypadku, z wyjątkiem, że ta błahostka okazała się być nieco większą niż zazwyczaj. Z tego względu, że wielkimi krokami zbliżał się ślub Pawła, moi rodzice postanowili wyjechać. Oczywiście nie na urlop, tylko do mojego brata, aby mu trochę pomóc i zdjąć z niego część obowiązków, gdyż i tak ma bardzo dużo na głowie. Stwierdzili, że jest to ich zadanie jako rodziców. Kaśka i ja miałyśmy zostać same w domu na okres od półtora do dwóch tygodni. Moim zdaniem był to głupi pomysł. Kaśka miała za miesiąc maturę a ja chodziłam do szkoły i na zajęcia dodatkowe. Dokładanie nam takich czynności jak sprzątanie, gotowanie, pranie i robienie zakupów zdawało się być nierozważne. Z drugiej strony Paweł to także ich syn, więc nie mogli mu nie pomagać w przygotowaniach do tak dużego wydarzenia, jakim jest ślub. Staraliśmy się znaleźć inne wyjście z tej sytuacji, lecz ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia. Rodzicie mieli opuścić nas na dwa tygodnie i tyle. W międzyczasie Gunnarsenowie planowali do nas przyjechać. Wobec tego dochodził kolejny obowiązek. Trzeba było sobie z tym jakoś poradzić.

Rodzice trzy dni później wyjechali. Czas podczas ich nieobecności mijał szybko. Tydzień potem przyjechali Gunnarsenowie. O ile przez te 7 wcześniejszych dni szło jak po maśle, tak przed przyjazdem rodziny z Norwegii, mieliśmy małe trudności. Wszystkie problemy jednak udało się mnie i mojej siostrze rozwiązać.

-Hej, Martinus! Pomóc ci w czymś? -powiedziałam, wchodząc do tymczasowego pokoju chłopaka.

-Nie, nie. Już kończę -uśmiechnął się i włożył kilka koszulek do szafy. -Usiądź sobie.

-Nie chcesz pójść na łyżwy z moimi znajomymi? -spytałam, przewracając w ręku klucze.

-Łyżwy? Przecież jest 10 stopni na plusie -zdziwił się blondyn.

-Dobra, czyli nie chcesz. Rozumiem -odpowiedziałam z nutą złości w głosie i wyszłam z pokoju.

-Ej, czekaj! Z chęcią pójdę na łyżwy. Coś się stało? -spytał lekko zmartwiony Martinus.

-Tak. Ty przyjechałeś -zaśmiałam się.

-O co ci chodzi? -chłopak delikatnie się uśmiechnął.

-Żartuję tylko. Uwielbiam patrzeć jak się tak wszystkim przejmujesz. 

-Przysięgam, że kiedyś cię zabije za te udawane fochy -westchnął Martinus i pogroził mi palcem.

-Dobrze, dobrze -pokiwałam głową i przytuliłam przyjaciela. -To w sumie urocze, że tak się martwisz.

-Ta, bardzo -odparł i także mnie objął.

-To zbieraj się. Za godzinę wychodzimy -oznajmiłam i wyszłam z pokoju, uśmiechając się pod nosem. Martinus jest naprawdę uroczy.


-Hej wszystkim! -zawołałam i podbiegłam do grupki moich znajomych. -Patrzcie, kogo wam przyprowadziłam!

-Martinus! Cześć! -krzyknęła Justyna i przywitała się z chłopakiem. Następnie odciągnęła mnie na bok, aby porozmawiać. -Dlaczego nic nie wspomniałaś, że Martinus przyjeżdża? Nieważne, chyba mamy mały problem -wyszeptała.

-Żaden problem nie jest problemem, jeśli... 

-Zatrzymaj te swoje cytaty na inną okazję. Naprawdę mamy problem -powiedziała nieco zdenerwowana przyjaciółka.

-Co to za problem? -głęboko westchnęłam.

-Kuba -odpowiedziała krótko.

-Nie rozumiem.

-Zachowuje się dziwnie. Zupełnie jak nie on -stwierdziła i spojrzała na chłopaka badawczym wzrokiem.

-I to ma być problem? Bez przesady -zaśmiałam się.

-Sama zobaczysz -prychnęła i poszłyśmy do szatni.


-Ma ktoś wodę? -spytałam i usiadłam na trybunach.

-Ale się zmęczyłam -uznała Julka i usiadła obok mnie.

-Widziałaś gdzieś Martinusa?

-Rozmawia z Kubą. Tam przy barierkach. 

-Jak na moje oko - to nie wygląda na zwykłą rozmowę -oznajmiła Justyna, która pojawiła się niespodziewanie między nami.

-Jeju! Nie strasz nas -odpowiedziałam przerażona.

-Ej laski, oni się chyba o coś kłócą -stwierdziła Julka i w tym momencie zauważyłam, że Kuba popchnął Norwega. Natychmiast do nich podjechałam.

-Coś się stało, panowie? -spytałam niezwykłe uprzejmym i opanowanym tonem.

-Ależ skąd -odpowiedział równie spokojnie Kuba z sztucznym uśmiechem.

-Na pewno? -zapytałam i stanęłam pomiędzy Martinusem a Kubą.

-Na pewno, tylko powiedz swojemu koledze, aby nie interesował się sprawami innych -ostatnie słowa niemalże wysyczał i zszedł z lodowiska.

-O co mu chodziło? -zapytałam Martinusa i poprawiłam kołnierz od jego płaszcza.

-Nic -odparł oschle i odsunął się kilka metrów.

-A ja tobie co takiego zrobiłam?

-Nic -odpowiedział i zakrył twarz dłońmi. -Przepraszam. Po prostu jestem zmęczony. Nie miałem ochoty iść na te cholerne łyżwy -dodał i rozłożył ręce na znak, że mam go przytulić.

-Jak nie chciałeś, to trzeba było powiedzieć -wycedziłam przez zęby.

-Nie o to mi chodziło.

-Dobra, nie tłumacz się. Wracajmy do domu -powiedziałam zła i pociągnęłam chłopaka za rękaw. -Przepraszam dziewczyny, to nie tak miało wyglądać -rzuciłam do przyjaciółek, które w dalszym ciągu siedziały na trybunach.

W szatni natknęłam się na Piotrka i Kubę, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Kiedy mnie zobaczyli, ucichli i Kuba opuścił pomieszczenie.


Hej kochani! Macie już ferie? Jak tak, to jak wam mijają? Ja byłam chora przez pierwszy tydzień. No cóż... Przepraszam, że tak długo ociągałam się z wstawieniem tego rozdziału, ale po prostu nie mogłam wcześniej. Pozdrawiam!

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz