2.98. Korki

378 41 21
                                    

Te minione Mikołajki wspominałam z przyjaciółmi tak długo, że nie wiadomo kiedy, okazało się, że zostało tylko pięć dni do Wigilii. Moim ulubionym zajęciem w tym czasie było podpuszczanie Piotrka na Zakrętkę i Kapsla. Nazwałam tak bliźniaków z klasy. Dla jasności, nie mam nic do osób, których pasją jest zbieranie korków po napojach. Uważam, że to ciekawe zajęcie. Wraz z moją paczką przyjaciół chcieliśmy uczynić kolekcjonowanie nakrętek naszym wspólnym, "paczkowym" hobby. Właściwie to zrobiliśmy to, tylko coś nie wyszło. Po dwóch tygodniach udało nam się zebrać 150 zakrętek. Część z nich pozyskaliśmy z domu, inne dostaliśmy od znajomych z klasy, którym obiecaliśmy dać honorowe odznaczenia za pomoc, ale do tej pory tego nie zrobiliśmy. Jeszcze inne wyciągnęliśmy ze śmietnika. Nie brzmi fajnie, prawda? Jednak mieliśmy wtedy ogromny ubaw. Wyobraźcie sobie, gdy jedno z nas wchodziło do kosza, a reszta stała na zwiadach, patrząc, czy nikt akurat nie przechodzi. Następnie uciekaliśmy z nową zdobyczą w ustronne miejsce, by się jej dokładnie przyjrzeć. Biegaliśmy po całej wiosce, by znaleźć jakieś unikalne korki. To zajęcie idealnie do nas pasowało i w dodatku sprawiało tyle radochy. Kiedy nazbieraliśmy już te 150 zakrętek, przypadł mi ogromny zaszczyt przechowywania tej fortuny w domu przez sześć dni. Postawiłam reklamówkę z bogactwami w kuchni i poszłam spać. To był ostatni raz, kiedy ją widziałam. Następnego dnia już jej nie było. Okazało się, że Kaśka zabrała ją do szkoły, gdyż tam odbywała się zbiórka takowych zakrętek. Nikt nie wiedział, że to należało do mnie i moich przyjaciół i nikt też nie rozumiał, jakie to było cenne dla nas. Musieliśmy się pogodzić z tą stratą. Zdecydowaliśmy nie rozpoczynać kolekcji od nowa, lecz wziąć się za coś innego. Zbieranie widokówek. Co prawda nie mogliśmy już biegać po wsi i grzebać w śmieciach pod pretekstem szukania fotografii, ale przynajmniej byliśmy pewni że, jeśli je będziemy mieli, nikt ich nie wyrzuci.

Wracając do tematu. Nazwałam tak bliźniaków, gdyż oni kolekcjonowali kroki. Wiecie, już samo to, że to oni to robili, a nie ktoś inny było śmieszne. No może nie, ale dla mnie tak. Poza tym, pewnego razu przynieśli do szkoły, aby się pochwalić, swój najcenniejszy łup. Wiecie co to było? Zakrętka z Tymbarku z napisem: "Tymbark prawdę Ci powie" czy coś w tym stylu. Nie tego się spodziewaliście? Uwierzcie, że ja też. Próbowali wmówić, że to oryginalny kapsel, który kupili w Walii za osiem funtów od jakiegoś Hiszpana. Zastanawiałam się, czy oni uważają mnie za debilkę, czy to oni są debilami. Od tej pory zaczęłam ich jeszcze bardziej nie lubić niż wcześniej. Starałam się tego nie pokazywać, ale moi znajomi z klasy, którzy też zniechęcili się do Kapsla i Zakrętki, nie mieli tyle litości co ja. Choć ja też nie byłam do końca uczciwa. Jak już wspomniałam, podpuszczałam na nich Piotrka. Z czasem przestałam ukrywać, że nie pałam do nich sympatią i nie wysługiwałam się już Piotrkiem. Wydaję mi się jednak, że oni wiedzieli o tym od samego początku. Czasami robili mi jakieś dowcipy, a ja odwzajemniałam im się tym samym. Przez to, że zaczęłam nie podchodzić do nich tak poważnie jak na początku roku szkolnego, atmosfera w klasie stała się dla mnie luźniejsza, czasami aż za bardzo.

Zostało pięć dni do Wigilii i jeden dzień do odlotu. Pakowałam walizkę na wyjazd do Anglii. Święta mieliśmy spędzić razem w tymże kraju. To był pierwszy raz od trzech miesięcy, kiedy poleciałam do Wielkiej Brytanii. Jednak wcześniej musiałam się do tej wyprawy dokładnie przygotować. W końcu to święta. Trzeba dać z siebie 200%. Kiedy wszystko w domu było już ogarnięte, posprzątane, podwórko przyozdobione, choinka ubrana po to, by jak wrócimy na Nowy Rok, nie zastać smutnego, pustego salonu, mogłam pomyśleć, co zabrać ze sobą do Anglii. Tym sposobem siedziałam obok walizki z mikołajkową czapką na głowie, kiwając się w rytm "Twelve Days of Christmas" i zastanawiając się, czy lepiej wziąć czerwoną bluzę, czy zieloną. Czyli można powiedzieć, że nie robiłam nic. Może poza oczekiwaniem na przyjście moich przyjaciół. W końcu święta - nie mogłam się tak po prostu z nimi rozstać bez życzeń i pierniczków. Cudem udało mi się przekonać rodziców Piotrka oraz Kuby, by wypuścili ich z domu. Mieli mnóstwo zadań do zrobienia, lecz ja ocaliłam chłopaków od nich w przynajmniej jakiejś tam części. Nie musiałam długo czekać na moich przyjaciół, gdyż zjawili się punktualnie wszyscy - jak rzadko się to zdarzało.

-To my się chyba będziemy zbierać. Masz jeszcze dużo do zrobienia przez wyjazdem -stwierdziła Justyna i wstała.

-Bardziej niż o pakowanie martwiłabym się o to, kto posprząta bałagan, jaki zostawiliście -zaśmiałam się.

-Ja mogę pomóc w sprzątaniu po pierniczkach. Będziesz je jadła? -spytał Piotrek z ustami pełnymi ciastek.

-Nie, możesz wziąć wszystkie.

-Dzięki za dzisiejszy dzień -powiedziała Julka i mnie przytuliła.

-Było świetnie -zgodziła się Karolina.

-Pamiętajcie, żeby odwiedzić mnie w Nowy Rok -przypomniałam.

-Jasne. Radziłbym ci wziąć tę czerwoną bluzę, bo ta zielona to kicz -oznajmił Kuba.

-Dzięki, przyjacielu.

-Nie ma sprawy.

-Dziękuję wam wszystkim za upominki. Wesołych świąt! -krzyknęłam.

-My też dziękujemy. Wesołych! -odpowiedzieli serdecznie i udali się w kierunku drzwi wyjściowych. Zawsze, gdy nadchodzą święta zamieniają się w przemiłe, kulturalne aniołki. Są nie do poznania.

-Pamiętajcie, by wysłać mi zdjęcia z Wigilii klasowej -zawołałam.

-Bez ciebie będzie beznadziejnie. Kto usmaży pierogi? Chyba nie idę -powiedział Piotrek.

-Myślę, że pani Borkowska świetnie mnie zastąpi -zażartowałam.

-Miejmy nadzieję, że nie spali ich jak w zeszłym roku. Pa! -dodała Karolina.

-Do zobaczenia w 2019! -krzyknęłam, machając im z tarasu. Kiedy już ich nie widziałam, odwróciłam się, by wejść do środka. Wtedy ujrzałam, że obok mnie nadal stoi Justyna.

-Ale mnie wystraszyłaś -powiedziałam, śmiejąc się.

-Wyglądałaś komicznie -stwierdziła Justyśka, trzymając się za brzuch.

-O co chodzi? -spytałam po chwili.

-Wiem, że pewnie nie chcesz o tym słuchać, ale chyba powinnaś wiedzieć. Martinus już nie jest z Lisą... -oznajmiła spokojnym tonem przyjaciółka.

-Och -westchnęłam, ukrywając śmiech. -Dawne dzieje. Przeminęło z wiatrem. Nie rozdrapujmy nudnych, starych tematów. Wszystko się kiedyś kończy, tak jak skończyła się nasza znajomość z Bianką, Werką czy innymi osobami. A jeśli chodzi o ich związek czy tam zerwanie - niech sobie żyją jak chcą. To nie nasz problem. Może napijemy się razem gorącej czekolady ostatni raz w tym roku? -odparłam, obejmując Justyśkę ramieniem i prowadząc ją do kuchni.


Hej kochani!

Jak Wam mijają wakacje? Mi w porządku. Dzisiaj po raz drugi była u mnie bardzo ładna pogoda od zakończenia roku szkolnego. Mam nadzieję, że kolejne dni będą jeszcze ładniejsze. Piszę sobie tę notkę, patrząc na piękny zachód słońca. Poczułam świąteczny klimat, opisując niektóre fragmenty z tego rozdziału. Lipiec, wakacje, Boże Narodzenie -idealnie haha.

Do której klasy idziecie po wakacjach? Ja do trzeciej gimnazjum ;)

Pozdrawiam!

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz