43. Wyznania

705 46 1
                                    

Pierwsza część maratonu


-Chodź, idziemy -powiedział do mnie Martinus i wziął mnie pod rękę.

-Czemu jesteś taki smutny? Coś się stało? To przeze mnie? -zapytałam, gdy zobaczyłam, że chłopak ma jakąś zmartwiona minę i zabłąkany wzrok.

-Nic wielkiego się nie stało -wyszeptał tak, że ledwo go usłyszałam.

-Zawsze możesz mi powiedzieć.

-Nie jestem pewien...

-Co takiego? -myślałam, że się przesłyszałam. Byłam przewrażliwiona na punkcie nieufności wobec mnie. Za każdym razem, gdy ktoś powiedział, że nie wie, czy może mi zaufać zalewała mnie krew. Nigdy w życiu nie zdradziłam żadnej, ale to żadnej tajemnicy i starałam się pomóc, więc dlaczego mnie tak oceniali?

-Nie miałem tego na myśli. Po prostu będziesz się śmiała, jak to zwykle ty.

-Obiecuję, że nie będę się śmiała -powiedziałam spokojnym i zachęcającym tonem, mimo że jego tekst "będziesz się śmiała jak zwykle" zirytował mnie i to bardzo. Teraz mu to przeszkadza? A co płakać mam? Straszne humorki ma dzisiaj. Podobnie jak wtedy w Tajlandii.

-Chodzi o to, że już jutro wyjeżdżamy i nie chcę się z tobą i twoją rodziną rozstawać. Trochę się przywiązałem. Tak jak ty wtedy, kiedy wyjeżdżałaś z Norwegii -wyznał.

-Serio o to ci chodzi? -zaśmiałam się, ale gdy zobaczyłam jego wzrok pełen pogardy, od razu ucichłam. -Przepraszam... Obiecuję ci, że kiedyś się spotkamy. Tak jak ty mi obiecywałeś, pamiętasz? 

-Mam nadzieję... -odpowiedział i słabo się uśmiechnął. Chwyciłam rękę chłopaka, aby dodać mu trochę otuchy i przyśpieszyliśmy kroku, gdyż zorientowaliśmy się, że jesteśmy całkiem z tyłu i nikt nawet tego nie zauważył.

Spacerowaliśmy po tych górach i spacerowaliśmy. Martinus już się trochę rozchmurzył i zaczął normalnie rozmawiać. W pewnym momencie zdecydowaliśmy zrobić sobie przerwę. 

-Umieram ze zmęczenia -wysapałam, kiedy w końcu usiadłam na ławce.

-Kondycji za grosz -uznał Martinus.

-Tak, tak. Słyszę, jak ciężko dyszysz, kochany.

-Sapię, bo nie chcę, żeby było ci smutno, że jesteś z nas wszystkich najsłabsza.

-Nie denerwuj mnie dziecko, bo nie będę z tobą chodzić -pokiwałam ostrzegawczo palcem.

-Tak? A do kogo pójdziesz? -spytał chłopak, uśmiechając się.

-Mogę pójść do kogokolwiek zechcę. Co ty sobie myślisz? Że nie mam przyjaciół? 

-Nie ja to powiedziałem! -odpowiedział nieco głośniej.

-O ty! Nigdy ci tego nie wybaczę. Będziesz miał mnie na sumieniu -zażartowałam, choć później zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie przesadziłam i czy Martinus się "nie obrazi". Nie znam go za długo, ale już zdążyłam zauważyć, że dość często miewa takie humorki jak kobieta podczas okresu. Kiedy jest fajnie to jest, a czasami po prostu boję się odezwać. To chyba w nim najgorsze.

-Chodź na chwilę -powiedział i pociągnął mnie za rękę.

-Nie, nie chcę. Daj mi odpocząć -kurczowo trzymałam się ławki.

-Proszę, to dla mnie ważne. Muszę ci coś powiedzieć.

Wstałam łaskawie i poszliśmy kilka kroków dalej, do barierki, która oddzielała nas od dość stromego zbocza góry. Było widać wszystkie lasy i pola. Niektóre drzewa miały już zabarwione liście, co powodowało jeszcze piękniejszy krajobraz.

-Pamiętasz sytuację z lotniska w Hiszpanii? -spytał chłopak.

-Nom, wylatywałam wtedy do domu -odpowiedziałam, nie patrząc na nastolatka, lecz podziwiałam widoki.

-Nie o to mi chodzi -westchnął widocznie nieusatysfakcjonowany moją odpowiedzią i przytupną lekko nogą. -No wtedy, gdy chciałem ci coś powiedzieć albo wtedy u twojej ciotki w Norwegii -dodał, gdy zobaczył moją niepewną minę.

-Chciałeś mi wtedy coś powiedzieć, ale do tej pory tego nie powiedziałeś -stwierdziłam i zaczęłam się nieco bać, ponieważ z jednej strony domyślałam się, co chce mi powiedzieć i nie byłam pewna, czy chcę to usłyszeć, a z drugiej strony obawiałam się, czy to jest na pewno to.

-Chciałem ci powiedzieć, że... -rozpoczął i złapał mnie za rękę a w mojej głowie włączyła się lampka "uciekaj". Jednak ucieczka byłaby najgorszym rozwiązaniem, poza tym nie miałam, gdzie uciekać.

-Kamila, Martinus chodźcie, bo za chwilę zostaniecie sami -usłyszałam głos mojej mamy. To była moja ucieczka. Poczułam wtedy ogromną ulgę, lecz chłopak zdawał się nie podzielać mojej radości.

-Chodź! -pośpieszyłam chłopaka i ruszyliśmy w stronę naszych rodzin.

-Przypomnij mi później , że muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego...

-Jasne -zgodziłam się i uśmiechnęłam.


OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz