Pierwsza część maratonu
-Chodź, idziemy -powiedział do mnie Martinus i wziął mnie pod rękę.
-Czemu jesteś taki smutny? Coś się stało? To przeze mnie? -zapytałam, gdy zobaczyłam, że chłopak ma jakąś zmartwiona minę i zabłąkany wzrok.
-Nic wielkiego się nie stało -wyszeptał tak, że ledwo go usłyszałam.
-Zawsze możesz mi powiedzieć.
-Nie jestem pewien...
-Co takiego? -myślałam, że się przesłyszałam. Byłam przewrażliwiona na punkcie nieufności wobec mnie. Za każdym razem, gdy ktoś powiedział, że nie wie, czy może mi zaufać zalewała mnie krew. Nigdy w życiu nie zdradziłam żadnej, ale to żadnej tajemnicy i starałam się pomóc, więc dlaczego mnie tak oceniali?
-Nie miałem tego na myśli. Po prostu będziesz się śmiała, jak to zwykle ty.
-Obiecuję, że nie będę się śmiała -powiedziałam spokojnym i zachęcającym tonem, mimo że jego tekst "będziesz się śmiała jak zwykle" zirytował mnie i to bardzo. Teraz mu to przeszkadza? A co płakać mam? Straszne humorki ma dzisiaj. Podobnie jak wtedy w Tajlandii.
-Chodzi o to, że już jutro wyjeżdżamy i nie chcę się z tobą i twoją rodziną rozstawać. Trochę się przywiązałem. Tak jak ty wtedy, kiedy wyjeżdżałaś z Norwegii -wyznał.
-Serio o to ci chodzi? -zaśmiałam się, ale gdy zobaczyłam jego wzrok pełen pogardy, od razu ucichłam. -Przepraszam... Obiecuję ci, że kiedyś się spotkamy. Tak jak ty mi obiecywałeś, pamiętasz?
-Mam nadzieję... -odpowiedział i słabo się uśmiechnął. Chwyciłam rękę chłopaka, aby dodać mu trochę otuchy i przyśpieszyliśmy kroku, gdyż zorientowaliśmy się, że jesteśmy całkiem z tyłu i nikt nawet tego nie zauważył.
Spacerowaliśmy po tych górach i spacerowaliśmy. Martinus już się trochę rozchmurzył i zaczął normalnie rozmawiać. W pewnym momencie zdecydowaliśmy zrobić sobie przerwę.
-Umieram ze zmęczenia -wysapałam, kiedy w końcu usiadłam na ławce.
-Kondycji za grosz -uznał Martinus.
-Tak, tak. Słyszę, jak ciężko dyszysz, kochany.
-Sapię, bo nie chcę, żeby było ci smutno, że jesteś z nas wszystkich najsłabsza.
-Nie denerwuj mnie dziecko, bo nie będę z tobą chodzić -pokiwałam ostrzegawczo palcem.
-Tak? A do kogo pójdziesz? -spytał chłopak, uśmiechając się.
-Mogę pójść do kogokolwiek zechcę. Co ty sobie myślisz? Że nie mam przyjaciół?
-Nie ja to powiedziałem! -odpowiedział nieco głośniej.
-O ty! Nigdy ci tego nie wybaczę. Będziesz miał mnie na sumieniu -zażartowałam, choć później zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie przesadziłam i czy Martinus się "nie obrazi". Nie znam go za długo, ale już zdążyłam zauważyć, że dość często miewa takie humorki jak kobieta podczas okresu. Kiedy jest fajnie to jest, a czasami po prostu boję się odezwać. To chyba w nim najgorsze.
-Chodź na chwilę -powiedział i pociągnął mnie za rękę.
-Nie, nie chcę. Daj mi odpocząć -kurczowo trzymałam się ławki.
-Proszę, to dla mnie ważne. Muszę ci coś powiedzieć.
Wstałam łaskawie i poszliśmy kilka kroków dalej, do barierki, która oddzielała nas od dość stromego zbocza góry. Było widać wszystkie lasy i pola. Niektóre drzewa miały już zabarwione liście, co powodowało jeszcze piękniejszy krajobraz.
-Pamiętasz sytuację z lotniska w Hiszpanii? -spytał chłopak.
-Nom, wylatywałam wtedy do domu -odpowiedziałam, nie patrząc na nastolatka, lecz podziwiałam widoki.
-Nie o to mi chodzi -westchnął widocznie nieusatysfakcjonowany moją odpowiedzią i przytupną lekko nogą. -No wtedy, gdy chciałem ci coś powiedzieć albo wtedy u twojej ciotki w Norwegii -dodał, gdy zobaczył moją niepewną minę.
-Chciałeś mi wtedy coś powiedzieć, ale do tej pory tego nie powiedziałeś -stwierdziłam i zaczęłam się nieco bać, ponieważ z jednej strony domyślałam się, co chce mi powiedzieć i nie byłam pewna, czy chcę to usłyszeć, a z drugiej strony obawiałam się, czy to jest na pewno to.
-Chciałem ci powiedzieć, że... -rozpoczął i złapał mnie za rękę a w mojej głowie włączyła się lampka "uciekaj". Jednak ucieczka byłaby najgorszym rozwiązaniem, poza tym nie miałam, gdzie uciekać.
-Kamila, Martinus chodźcie, bo za chwilę zostaniecie sami -usłyszałam głos mojej mamy. To była moja ucieczka. Poczułam wtedy ogromną ulgę, lecz chłopak zdawał się nie podzielać mojej radości.
-Chodź! -pośpieszyłam chłopaka i ruszyliśmy w stronę naszych rodzin.
-Przypomnij mi później , że muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego...
-Jasne -zgodziłam się i uśmiechnęłam.
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...