82. W autobusiku...

396 34 2
                                    

-Pa córciu -pożegnała się moja mam i mocno mnie wyściskała.

-Zadzwonię, gdy będę przekraczać granicę -oznajmiłam. -Nie martwcie się.

-Wszystko zabrałaś? Niczego nie zapomniałaś? -dopytywała się mama, przeglądając moje torby.

-Wszystko mam na sto procent. Przekaż Kaśce, że ubrania zostawiłam jej na biurku.

-Dobrze. Daniel! -krzyknęła moja mama, wołając tata.

-Tato, chodź już! -zawołałam, nerwowo przytupując nogą. -Za dwie minuty powinnam być na miejscu -szepnęłam sama do siebie.

-Już idę. Co tak krzyczycie, pali się? Bez ciebie i tak nie odjadą -powiedział mój tato, schodząc po schodach.

-Wiem, ale wolałabym być punktualnie.

-Spokojnie, zdążymy -odparł spokojnym tonem ojciec i zaczął powoli zakładać buty.

-Tato! -powiedziałam poddenerwowana.

-No już -tato pokręcił głową i wziął kluczyki od samochodu.

"3 sekundy, 2 sekundy, sekunda i... jestem spóźniona." Kiedy wreszcie dotarliśmy po tej krótkiej, lecz dłużącej się podróży pod szkołę, wybiegłam z auta jak oparzona.

-Narazie tato! -pożegnałam się i zabrałam swoje bagaże. Chwilę później siedziałam już w autokarze.

-Co się stało? Ja byłam już jako pierwsza. To do mnie nie podobne -spytała na przywitaniu Julka, kiedy tylko usiadłam obok niej.

-Zaspałam. Cała rodzina zaspała. Siedzieliśmy do drugiej w nocy i oglądaliśmy film -zaśmiałam się.

-To chyba nie za bardzo się wyspałaś, zgadza się?

-Nie było tak źle. Spałam dokładnie 32 minuty. Resztę nadrobię podczas podróży, choć nie jestem pewna, czy zaśpię z tych emocji... i w tym towarzystwie... -stwierdziłam, spoglądając na moich "sąsiadów".

-Właśnie, super miejscówkę nam załatwiłam, prawda? Prawie na samym końcu, loża VIP'ów -dumnie uśmiechnęła się Julka.

-Hejo -niemalże krzyknął Kamil - klasowy śmieszek, który potrafił rozbawić wszystkich, ale na dłuższy czas jego obecność była męcząca, wyskakując z przedniego fotela.

-Serio? Obok niego? -zapytałam ironicznie i głośno wypuściłam powietrze.

-Będzie czadowo -dodała Julka i szturchnęła mnie w ramię.

-Cisza! Spokój! -krzyczała nauczycielka, próbując uspokoić uczniów, którzy, zważywszy na wczesną godzinę, mieli bardzo dużo energii. -Milczewska, o której to się przychodzi? Musieliśmy na ciebie czekać 10 minut! -kobieta skierowała swoje słowa do mnie.

-Milczanowska, ble ble ble... Czemu to akurat ona musi z nami jechać jako wychowawca? Mówiłam już, że jej nie lubię? -szepnęłam do Julki, kiedy nauczycielka odeszła.

-Milion razy -pokiwała głową przyjaciółka i obie się zaśmiałyśmy.

Mimo że bardzo kochałam podróże, to ta do Niemiec wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Minęły zaledwie dwie godziny jazdy, a ja byłam w stanie przysiąc, że siedzę już w autokarze jeden dzień. Obok mnie spała Julka oparta o moje ramię. Udało mi zmrużyć kilka razy oko, ale budził mnie każdy najcichszy i najdrobniejszy chichot czy szelest. Spojrzałam na godzinę w telefonie i przypomniałam sobie. "Miał napisać. Martinus miał napisać i tego nie zrobił. Czy jemu jeszcze zależy na naszej znajomości czy już kompletnie ma mnie w dupie? Znudziłam mu się czy istnieje inny powód jego zachowania? Rozumiem, że ma miliony fanek i jest popularny, ale naprawdę nie potrafi znaleźć choć minuty na napisanie wiadomości do swojej przyjaciółki? Zwłaszcza, że na jaw wyszło, że ma czas na rozmowy z inną lub innymi dziewczynami? Co on do cholery kombinuje?" Zastanawiałam się przed dobre kilkanaście minut. Do oczu w niektórych momentach napływały mi łzy. Wyobrażałam sobie rożne, czarne i trochę bardziej kolorowe scenariusze oraz przyczyny jego zachowania. Doskonale wiedziałam, jak to jest stracić kogoś bliskiego i nie chciałam przeżywać tego drugi raz. Tym bardziej, że Martinus, powiedzmy sobie szczerze, nie podchodził tylko co pod "przyjaciela", tylko "drugą połówkę". Kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać w najbliższym czasie. Nie miałam pojęcia, jak zakończy się ta idiotyczna sytuacja. Spojrzałam w okno na wschodzące słońce, które zwiastowało, że dzień będzie wyjątkowo słoneczny i upalny. Pod niebem rozpościerały się ogromne pola kwitnącego rzepaku oświetlane przez mocno pomarańczowe promienie. "Zamartwianie się w niczym mi nie pomoże. Wywoła tylko niepotrzebny stres. Właśnie jestem w drodze na jedną z najwspanialszych przygód życia, zamartwiam się problemami, które prawdopodobnie nie istnieję i stworzyłam je ja sama przez swoją nadwrażliwość. Zaprzyjaźniając się z Martinusem, musiałam sobie zdawać sobie sprawę, że nie wiedzie on do końca "normalnego" życia jak większość nastolatków. Będzie dobrze. Muszę przestać panikować, chociaż na te dwa tygodnie. Za jakiś czas, kiedy cała sprawa się uspokoi i wyjaśni, będę żałować, że zamiast cieszyć się obecnym czasem, wyjazdem i spędzać miło chwile, zaprzątałam sobie głowę tak naprawdę niczym." Nie chciałam żałować. Chciałam jak najlepiej przeżyć ten czas. "Z Martinusem to nieważne. Jeśli obojgu nam zależy, nic złego nie ma prawa się wydarzyć. Po prostu muszę odpuścić."

Wykonałam kilka głębokich wdechów i wydechów i dostrzegłam. Dostrzegłam pozytywy. Momentalnie znacznie się rozweseliłam i uśmiechałam się bez powodu. Jechałam na wycieczkę. Na wycieczkę ze znajomymi ze szkoły, których bardzo dobrze znam. Obok mnie siedziała przyjaciółka Julka oraz osoby potrafiące doprowadzić do śmiechu wszystkich. Pogoda też tak jakby była zarezerwowana dla specjalnie nas. Zupełnie jak poprzednie wycieczki szkolne, ta wymiana zapowiadała się na szaloną i pełną wrażeń, które będę opowiadać moim wnukom.

-Co ty się tak szczerzysz? -odpaliła Julka, przecierając oczy.

-Serio, musiałaś się już teraz obudzić? Liczyłam, że będę miała trochę spokoju -zaśmiałam się. -Zdałam sobie sprawę, jakie ja mam szczęście w życiu.

-Że mnie poznałaś? Ogromne -stwierdziła przyjaciółka. -Gdzie my w ogóle jesteśmy? W Norymberdze?

-Żartujesz? -spytałam, uznając Julkę za głupka. -W trzy godziny chciałaś do Stuttgartu dojechać? Nawet Katowic nie minęliśmy -zaśmiałam się.

-Ile? Trzy godziny? -westchnęła głęboko.

-Jestem tego samego zdania -odpowiedziałam i także głęboko westchnęłam. -O nie! -dodałam, kiedy usłyszałam, że chłopcy za nami wpuścili głośną muzykę a pozostali zaczęli śpiewać.

-I to jest życie -zażartowała Julka i mnie szturchnęła.

Zaczęłyśmy się bujać w rytm muzyki i śpiewać wraz z innymi. Do niektórych piosenek przyłączyli także nauczyciele. Promienie słoneczne oświetlały nasz radosny autobusik wiozący nas w siną dal...

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz