Żałowałam, że znam ją tylko z opowiadań mojego taty. Nie mogłam wybaczyć sobie, że nigdy nie zainteresowałam się bardziej jej osobą, a za niedługo może być za późno.
Nie chodziłam do szkoły do środy, kiedy to po południu poleciałam na największą europejską wyspę. Moi rodzice sami zachęcali mnie, abym odpuściła sobie te dwa dni nauki. Właściwie to zawsze zgadzali się, abym została w domu, kiedy ich o to poprosiłam, choć nie korzystałam z tego przywileju za często. Może to z tego powodu nie mieli nic przeciwko "nadzorowanym wagarom". Kiedy już decydowałam się na małe oszustwo, miałam ku temu ważny powód, jak na przykład kartkówka z chemii, na którą nie zdążyłam się nauczyć.
W poniedziałek i wtorek powierzono mi znacznie ważniejsze zadania niż słuchanie fantastycznych przygód nauczycieli podczas wakacji, czy skarg dyrektorki na zachowanie rozbrykanych uczniów. Bowiem musiałam przez cały czas bacznie czuwać przy telefonach moich rodziców i wyczekiwać wiadomości o stanie zdrowia babci. Gdy tylko dowiedziałam się czegoś, od razu pędziłam do altanki, gdzie moi rodzice uzupełniali jakieś papiery bądź prowadzili rozmowy "dla dorosłych". Byłam również zobowiązana do przekazania całej rodzinie informacji o babci, gdyż mama i tato nie mieli czasu na takie rzeczy. We wtorek doszło mi spakowanie się na wylot do Wielkiej Brytanii na czas nieokreślony. Obstawiałam, że pobyt w Anglii nie będzie trwał więcej niż dwa tygodnie, ponieważ rodzice nie zgodzą się, bym opuściła na tyle szkołę, choć w tym zawirowaniu mogliby zapomnieć o takiej drobnostce.
W środę rano wyjechaliśmy do Krakowa, skąd mieliśmy połączenie prosto do Manchesteru. Na nasze nieszczęście lot został odwołany z powodu awarii maszyny, a samolot zastępczy miał odlecieć dopiero w czwartek nad ranem. Moi rodzice chodzili wte i wewte cali roztrzęsieni. Zdarzyło im się nawet przeklnąć, co z ich ust wydobywało się sporadycznie w wyjątkowych sytuacjach. Ta z pewnością się do nich zaliczała. Nie spali całą noc, ciągle na coś narzekali i mamrotali pod nosem, podczas gdy ja zachowywałam stoicki spokój. Spokój to pierwszy krok do opanowania emocji. Tak bardzo chciałam posiadać tę umiejętność...
W samolocie moi rodzice nareszcie usnęli, lecz niecałe dwie godziny nie były w stanie wynagrodzić zarwanej nocy. Miałam wrażenie, że mają tylko zamknięte oczy, a ich mózg pracuje wciąż na najwyższych obrotach. Następnie podróż do domu ciotki. Po raz pierwszy chciałam jak najszybciej dotrzeć na miejsce i wysiąść z samochodu. Nawet nie cieszyłam się na myśl, że zaraz zobaczę krewnych.
Po dwóch tygodniach wróciliśmy do Polski, do domu z dobrymi wieściami - stan babci na tyle się poprawił, że mogła wyjść ze szpitala. Mogłoby to oznaczać koniec zmartwień. Mogłam chodzić do szkoły, nie myśląc o tym, czy za chwilę nie wydarzy się tragedia. Tak naprawdę nie chciałam chodzić do tej szkoły. Było tam inaczej niż wcześniej. Bliźniaki zabawiały całą klasę. Nie dawałam już rady patrzeć co przerwę na ich sztuczki i popisy. Niestety tylko nieliczni byli do nich uprzedzeni podobnie jak ja. Reszta była zafascynowana nowymi uczniami. Szkoda, że wiedzą nie potrafili tak zaimponować jak dowcipami. Z pewnością nie należeli do pupilków nauczycieli. Poza tym to ciągłe straszenie egzaminami gimnazjalnymi, że to one dają przepustkę do liceów, a szkoła wyższa już za pasem. Musimy wybrać, co chcemy w życiu robić, przed nami ciężka decyzja. Problem w tym, że ja nie miałam pojęcia, czego chcę. Nawet chłopcy, którzy słynęli z niepowagi i wiecznej dziecinności, wiedzieli, co zrobią po gimnazjum. Próbowałam sobie wmówić, że przed testem szóstoklasisty też wszyscy straszyli, a wyszło w porządku, nawet bardzo w porządku. Z kolei decyzja o tym, co chce się robić w życiu przyjdzie sama. Niestety prawda była inna. To już nie były radosne lata, kiedy rodzice decydowali za nas. Coraz bardziej zaczynałam martwić się przyszłością i tym, co przyniesie, jak sobie poradzę.
Jedyna szkoła, do której póki co uczęszczałam z radością, to szkoła taneczna. Wtedy mogłam się zrelaksować, odpocząć i pośmiać. Żałowałam, że zajęcia odbywają się tylko w weekendy i tylko wtedy mogę spotkać się z nowymi znajomymi. W piątki przyjeżdżałam do Krakowa i wieczorem szłam na gorącą lub mrożoną czekoladę z tancerzami z grupy. W sobotę i niedzielę szłam na zajęcia. Ostatniego dnia wyjeżdżałam pociągiem po południu do domu. Czasami jeździłam sama i nocowałam u brata i jego żony. Niekiedy rodzice mnie zawozili i byli tam ze mną. Poznałam nowych ludzi, widywałam się z bratem. Wszystko się układało... do czasu... Do czasu, gdy babcia znów nie trafiła do szpitala w jeszcze poważniejszym stanie.
Czy ktoś tak jak ja ma złamane serduszko po wczorajszym meczu?
(uwielbiam memy po meczach, lecz wolę te po zwycięstwie)
No ale mamy też wakacje! Jakoś ich nie czuję na razie. Może przez pogodę? Zaczęły się jakoś kiepsko, ale liczę na to, że będzie lepiej. A jak u Was? Z jaką średnią skończyliście klasę?
Przepraszam, że rozdziału nie dodałam w sobotę, ale wiele się działo, zresztą nadal się dzieje. W tygodniu nie myślałam o pisaniu, gdyż tu miałam wycieczkę, tu problem i stres związany z zakończeniem. W weekend również się nie układało jak powinno. Tylu nieszczęść, ile wydarzyło się w ciągu ostatnich 5 dni, świat nie widział. Dość tych smętów, zmierzamy ku dobremu.
Jak myślicie, co stanie się w następnym rozdziale w Anglii?
Pozdrawiam <3
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...