Miałam ogromne szczęście, że mogłam żyć z tak kochanymi osobami.
Do Świąt Wielkanocnych czas minął mi jak za pstryknięciem palca. Spotykałam się ze znajomymi, uczyłam się, chodziłam na spacery a co jakiś czas odbywały się próby do konkursu tanecznego. Codziennym obowiązkiem była rozmowa z Martinusem. Razem odliczaliśmy dni do naszego kolejnego spotkania. Zdarzyło mi się nawet rozmawiać z Maxem i Harvey'm, którzy zapytali się mnie, czy będę na wielkim zjeździe rodzinnym na wakacjach. Nasza konwersacja trwała zaledwie 10 minut, lecz to naprawdę miłe z ich strony, że o mnie pamiętali. Raz w tygodniu uczęszczałam także na lekcje norweskiego, choć byłam bardzo bliska tego, aby się wypisać. Po Świętach Wielkiejnocy moje życie się wiele nie zmieniło, ale zatrzymajmy się przy dwóch rzeczach...
Najważniejsze, przynajmniej dla mnie, było obwieszczenie wyników odnośnie wybranych do szkolnej wymiany międzynarodowej. Jak już się domyślacie, udało mi się. Zaskoczenie może nie było duże, biorąc pod uwagę liczbę "porządnych" osób, które się zgłosiły, ale radość pozostawała ta sama. W końcu, co za różnica czy pojadę wybrana po ciężkiej rywalizacji, czy dostanę się, bo miałam szczęście? Dla mnie to nie miało znaczenia. Ważne, że tam będę i przeżyję coś nowego. Moje zdanie podzielała Julka. Ona także się dostała można powiedzieć "przypadkiem". Moi rodzice nagle zmienili swoje zdanie i się cieszyli razem ze mną. Śmiali się, że będzie chociaż trochę ciszej w domu przez dwa tygodnie.
Druga sprawa polegała na tym, że po świętach zmieniło się nastawienie niektórych członków rodziny do pewnych kwestii. Moja siostra rozważała decyzję dalszej nauki w Norwegii, czego nie mogła znieść moja mama. Uświadomiła sobie, że za niedługo jej wszystkie dzieci wylecą z gniazda i rozproszą się po świecie. Syn już jest żonaty i być może za niedługo będzie spodziewał się dziecka. Starsza córka planuje wyjazd z kraju do obcego państwa dla ukochanego, którego ledwie zna. A młodsza córka? Młodsza córka za kilka lat skończy szkołę i też gdzieś wyjedzie. Pytanie: gdzie? Strachu mojej mamie dodawał fakt, że mam dobrego przyjaciela w Skandynawii i, kto wie, czy nie będę chciała w przyszłości się tam przeprowadzić. Dwie córki ponad dwa tysiące kilometrów od rodzinnego domu? To dla mojej mamy byłoby ciężkie do przeżycia. Ta sytuacja sprawiła, iż moja rodzicielka próbowała namówić Kaśkę, aby studiowała w Polsce a mi zaczęła szukać kandydatów na męża z najbliższej okolicy. Nie, żeby wcześnie nie szukała lokalnego chłopa dla swej córy, ale wówczas jej zachowanie doprowadzało mnie do szału. Przy każdej okazji sprowadzała rozmowę na temat ślubu. Takie "wybieranie męża" kojarzyło mi się wyłącznie z średniowiecznymi zwyczajami. Pewnego razu się o to dość poważnie pokłóciłyśmy i moja mama zaprzestała realizacji swojego planu. Mimo wszystko, nie zrezygnowała z cichymi poszukiwaniami, ale robiła to w racjonalny sposób.
Jeśli chodzi o same święta, minęły one dość spokojnie w skromnym towarzystwie. Zawsze wolałam Boże Narodzenie, gdyż wydawało mi się, że podczas Wielkanocy nie ma takiego nastroju, fajnych ozdób i serdeczności u ludzi. W dodatku Śmigus Dyngus był dla mnie raczej smutnym, a nie wesołym dniem. Odkąd pamiętam, nie miałam, kogo oblewać. Znaczy miałam, ale nikt nie chciał być mokry. Dopóki brat mieszkał z nami oblewaliśmy się razem. Kaśka zawsze na mnie krzyczała, rodzice także. Nigdy nie zostałam polana choćby szklanką wody, jeśli już to dostałam kilkoma kropelkami wody. Często też słyszałam, żebym sobie darowała oblewanie, bo jest brzydka pogoda a potem się jeszcze ktoś przeze mnie rozchoruje. Może następnego roku będzie lepiej, ale następnego roku było to samo. Zostawało mi moczenie zwierząt, lecz one tylko uciekały albo na mnie warczały, a cóż to za przyjemność, kiedy ktoś ci nie może oddać? Kilka dni później dzieci w szkole opowiadały swoje wspaniałe historie związane z Śmigusem Dyngusem. Zawsze im zazdrościłam, ponieważ ja tylko robiłam doświadczenia, jak daleko dosięgnie strumień z pistoletu albo sama się oblewałam. To sprawiło, że Święta Wielkanocne nie były przeze mnie specjalnie wyczekiwane. Z czasem przestało mi zależeć na tym, aby ktoś napadł mnie z wiadrem pełnym zimnej wody, ale niechęć do drugiego dnia świąt pozostawała.
Była połowa kwietnia, kiedy zorientowałam się, że straciłam całkowity kontakt z dwoma osobami, które jeszcze nie tak dawno temu zajmowały ważne miejsce w moim życiu.
Hej kochani! Wesołych Świąt!
Jak Wam idą przygotowania do świąt? Byliście święcić koszyczek? Ja już mniej więcej jestem gotowa. Od kilku lat ciąży na mnie klątwa, że w każdą Wielkanoc jestem przeziębiona 😤😊❤😘
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...